Toyota Camry jest niebywale oszczędna i komfortowa. Ale w kilku kwestiach musi gonić konkurencję
Jest wygodna i to nawet bardzo, w mieście pali tyle co nic, a w trasie… a w trasie można przejechać przez całą Polskę bez zjeżdżania na stację. Na pewno spodoba się spokojnym kierowcom od – powiedzmy – pewnego wieku. Co nie zmienia faktu, że to auto wciąż wykonane pod amerykańskie i azjatyckie gusta. I od momentu premiery w wielu kwestiach przestarzała względem europejskiej konkurencji.
Fot. naTemat.pl
Azjatyckie wykonanie
Na początek niespodzianka: obiektywnie uważam, że nowa Toyota Camry – przynajmniej z zewnątrz – jest… tak po prostu ładna. Owszem, wpisuje się w stylistykę Toyoty, więc konserwatywni klienci raczej nie mają czego tu szukać, ale po prostu podoba mi się. Chociaż trzeba przyznać, że ratuje ją czarny lakier, który wybitnie pasuje do limuzyny takiego rozmiaru.Fot. naTemat.pl
Czar pryska jednak w środku. Od razu poczułem się jak w Bangkoku, gdzie generalnie 99 aut na sto to toyoty, także takie, których w Europie nikt nigdy nie widział.
Fot. naTemat.pl
Wysuwająca się po wejściu do auta kolumna kierownicy od razu przywodzi na myśl auta premium, ale samo wykończenie jest po prostu nieciekawe. Do Camry wciąż nie dotarł wirtualny kokpit (a jest choćby w nowej Corolli, konkurencja też ma takie rozwiązania), a ekran pomiędzy dwoma analogowymi straszy swoją grafiką i kompletną nieintuicyjnością. Przeglądanie pomiarów spalania w tym aucie to katorga – a przecież o to chodzi w hybrydzie.
Fot. naTemat.pl
Do tego jest tu jakiś milion guzików. Z pewnością ułatwiają one obsługę auta – ale klienci w Europie dzisiaj szukają czego innego. W modzie jest minimalizm, a tu jest cała klawiatura fortepianu. Wisienką na torcie są te guziki do obsługi podgrzewania foteli. Bardziej topornych jeszcze nie widziałem. Swoją drogą plastikowa imitacja drewna też nie powala na kolana.
Fot. naTemat.pl
No i wreszcie: mamy 2020 rok, a wy możecie zapomnieć o Apple CarPlay i Android Auto. Ale nie, że trzeba dopłacić. Po prostu nie ma. W momencie, kiedy konkurencja wprowadza bezprzewodową obsługę tych systemów, tu nie ma możliwości nawet połączenia przez kabelek.
W ramach bonusu jeszcze dwa zdjęcia. Tak wygląda jasna, skórzana tapicerka (choć fotele są bardzo wygodne, ale o tym później) po 40 tysiącach kilometrów i tak wygląda wykończenie bagażnika. Goła blacha. Co prawda bagażnik jest przepastny, ale Camry nie jest już liftbackiem, tylko sedanem. Wąski otwór załadunkowy skutecznie uniemożliwi wam zrobienie z Camry auta rodzinnego.
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Najoszczędniejsze auto w klasie
Na szczęście nie jest tak, że Camry jest autem do niczego. Bo jeśli już przebolejecie ten środek (albo po prostu macie to gdzieś), a komunikacja ze smartfonem jest dla was zbędnym gadżetem, to Camry pokaże wtedy swoje zalety.Fot. naTemat.pl
Może same liczby na początek. W mieście nowe Camry – jeśli jeździcie po "taksówkarsku" – zadowoli się pięcioma litrami benzyny. Naprawdę. To rewelacyjny wynik jak na rozmiary i osiągi tego auta. Nawet nie bawiąc się w ecodriving można spokojnie zmieścić się w sześciu litrach. Co ciekawe, równie dobrze jest w trasie.
Fot. naTemat.pl
I co ważne, te wyniki nie są okupione osiągami Camry. To całkiem sprawne auto. Do dyspozycji mamy tradycyjny, wolnossący i czterocylindrowy silnik o pojemności… 2,5 litra! Do tego dochodzi oczywiście jednostka elektryczna.
Fot. naTemat.pl
Sama moc to jednak nie wszystko – o ile Passat jest zbudowany na bazie silnika TSI, o tyle tutaj turbiny nie ma. Camry jest więc autem wolniejszym od niemieckiej hybrydy, ale z pewnością nie ociężałym. Toyota deklaruje przyspieszenie do 100 km/h w 8,3 sekundy, co jest dobrym wynikiem.
Fot. naTemat.pl
Inna sprawa, że samochód i tak nie nastraja do dynamicznej jazdy – Camry jest wyjątkowo łagodnie usposobione, nawet jeśli zawieszenie i tak zostało nieco "utwardzone" w europejskiej wersji, pod nasze upodobania. Niemniej jednak komfort resorowania jest naprawdę wysoki. Zawieszenie sprawnie wybiera nierówności, a do tego pracuje cicho.
Fot. naTemat.pl
Do tego dochodzą bardzo wygodne, skórzane fotele (nawet jeśli są tak brudne) i jeszcze wygodniejsza kanapa, na której jest po prostu mnóstwo miejsca. Po ustawieniu fotela kierowcy pod siebie (183 cm wzrostu) z tyłu mogłem się konkretnie "rozłożyć" na kanapie. Konkurencja nie daje tyle miejsca. Aż szkoda, że zagłówki nie są trochę mniej twarde.
Fot. naTemat.pl
Camry całkiem nieźle trzyma się zresztą w zakrętach – ale raczej nie będziecie po nich szybko jeździć, po fotele nie zapewniają żadnego trzymania bocznego. Kierowca złapie się kierownicy, reszta pasażerów będzie latać po kabinie.
Fot. naTemat.pl
Drogo, ale tanio
Z cennikiem Camry jest problem. Otóż de facto, jeśli porównać rywali (a według Toyoty to m.in. Volkswagen Passat, o żadnym premium nie ma tu mowy) z podobnym wyposażeniem, Camry jest całkiem przystępnie wycenione.Fot. naTemat.pl
Co z drugiej strony nie zmienia faktu, że najbogatsza wersja Executive z dodatkami podchodzi pod 200 tysięcy złotych.
Fot. naTemat.pl
Z drugiej strony trzeba docenić, że potencjalnie jest to auto znacznie mniej awaryjne od konkurencji. Hybrydy Toyoty mają przecież nie bez powodu świetną opinię. To samochód dla spokojnego kierowcy, który szuka dużego, reprezentacyjnego auta i… nie jest gadżeciarzem.
Toyota Camry na plus i minus:
+ Komfort
+ To bardzo! oszczędne auto
+ Niezłe osiągi
- Wykonanie wnętrza
- Dramatycznie złe multimedia
Fot. naTemat.pl