"Kasjerzy dyskontów wyśmialiby mnie". Kobieta ujawnia prawdę o pracy w sanepidzie
"My tu nie 'spędzamy czasu na plotkach i piciu kawy'" – pisze w liście do redakcji Onetu pracownica jednostki sanitarno-epidemiologicznej. Kobieta opisała sytuacje, z którymi codziennie się mierzy. Nie chodzi jej o współczucie, ale pokazanie jak pandemia wygląda z perspektywy sanepidu.
W swoim drugim liście pokazała "jeden dzień z życia pracownika sanepidu". Sporą część dnia spędza na wypełnianiu i wysyłaniu różnych tabel np. z osobami na kwarantannie. "Trzeba pamiętać, że zaszyfrowana tabela w Excelu do policji stołecznej, a do powiatowej trzeba szyfrować i wysyłać w Wordzie - dlaczego? Mnie nie pytajcie - takie jest polecenie" – tłumaczy.Do niedawna cieszyłam się, że w końcu możemy zająć się czymś pozytywnym – pomagać ludziom, a nie tylko karać i wymagać. Niestety rzeczywistość okazuje się zgoła inna, system sprawia, że znowu czuję się jak ułomne narzędzie, zmuszone do wykonywania zadań, które nie leżą w mojej mocy i których sam twórca nie przewidział. Pasek wypłaty, który dziś przyszedł, nie poprawia humoru - kasjerzy znanych dyskontów wyśmialiby mnie, a mam wyższe wykształcenie ze specjalizacją i 14 lat stażu. Do stresu, jaki towarzyszy mi od początku epidemii dołącza teraz frustracja i złość.
Podała też wiele przykładów spraw i problemów, z jakimi dzwonią lub piszą w mailach Polacy. "'Proszę przesłać mi mój wynik…', 'Do tej pory nie wykonano mi testu…', 'Zgłaszam za dużą ilość osób w sklepie, a jest przecież zakaz gromadzenia się…', 'Czy muszę nosić maseczkę jak mam astmę...', 'Zgłaszam, że miałem kontakt z osobą u której potwierdzono Covid 19…" – wylicza.
Czytaj też: Państwo zarobiło miliony. Ujawniono łączną kwotę kar nałożonych przez sanepid
Musi też wyjaśniać ludziom, że sanepid nie wykonuje testów, choć powszechnie się tak uważa. Pracownicy tylko typują osoby do wymazu. Nie mają próbkobiorców i laboratorium.
"Stacje powiatowe nie posiadają, ani personelu do pobierania prób, ani laboratorium, nie mamy też samych testów – bo po co nam one? Laboratoria znajdują się w stacjach wojewódzkich i tam są badane przez wykwalifikowany personel. Jako, że nikt nie przewidział sytuacji, w której potrzebne jest pobieranie setek wymazów dziennie, wojewódzka stacja nie ma wystarczająco dużo personelu i musi wspomagać się firmami zewnętrznymi" – tłumaczy kobieta.
Czytaj też: Testów na koronawirusa będzie jeszcze mniej? Sanepid po cichu wprowadza nowe restrykcje
Czytelniczka narzeka na rozproszenie wszystkich elementów. Czasem prosty błąd ludzki (np. źle wpisany PESEL) spowalniania cały proces. "Wszystkie dokumenty, które wysyłamy w tą długą i zawiłą drogę, wędrują poprzez skrzynki mailowe, przeróżne tabele, systemy informatyczne laboratoriów tam i z powrotem, a jeden głupi błąd na którymkolwiek z etapów może spowodować, że ten kruchy system zawiedzie" – wyjaśnia.
Odniosła się też do zarzutów o ukrywanie prawdziwych statystyk zachorowań w przekazach medialnych. "Nie mam nic do ukrycia, a stwierdzenia, że zatajamy prawdziwe dane i zaniżamy statystyki, można włożyć między bajki. Owszem, nie jesteśmy zbyt wylewni jeżeli chodzi o informacje, ale wynika to tylko z tego, że nie mamy czasu się tym zająć" – pisze.
Na koniec listu dodaje: "Mam nadzieję, że choć część z Was po przeczytaniu tego artykułu zastanowi się dwa razy zanim następnym razem będzie hejtować 'paniusie z sanepidu'".
Czytaj też: Przeszli covid-19, ale nie ma ich w statystykach MZ: "Do dzisiaj nikt się nami nie zainteresował"
źródło: onet.pl