"Nasze dzieci wytykane są palcami". Górnicy boją się o rodziny, bo teraz na nich wylewa się hejt
– Boimy się o swoje rodziny – mówi mi jeden z górników. I wbrew pozorom nie chodzi tylko o strach przed epidemią, czy zamknięciem z jej powodu kopalni, chodzi też o lęk związany z hejtem. Aktualnie na Śląsku odnotowuje się największy przyrost zakażeń koronawirusem. Jak się okazuje, część osób za tę sytuację obarcza właśnie górników: "Nasze dzieci, które wytykane są palcami i traktowane jak zadżumione, jak roznosiciele zarazy, jak gorszej kategorii".
Mężczyzna przyznaje, że grzecznie poproszono go także o to, aby wrócił do gabinetu po przeprowadzonym teście. Oczywiście tylko w przypadku, gdy będzie on ujemny. Zastrzeżono także, że w tym czasie nie może iść do pracy, ale to, jak podkreśla nasz rozmówca, jest nierealne. – Nawet jeśli nadal czekałbym na wynik testu, a pracodawca kazałby mi iść do pracy, to pójdę. Poza tym nie wiemy też, czy na pewno dostaniemy zaświadczenia, które pozwolą mi udokumentować, że jestem zdrowy – dodaje.
Wytykają ją palcami
Do komisji zakładowej kopalni Sośnica (WZZ Sierpień 80 w KWK "Sośnica") trafia coraz więcej doniesień dotyczących hejtu i zachowań dyskryminujących górników i ich rodziny.– Pracownicy szukają pomocy oraz wsparcia. Napływają coraz częściej pytania, czy dostaną potwierdzenie z sanepidu lub laboratorium o ujemnym wyniku testu. Jest to związane z szykanowaniem rodzin... My jako górnicy zawsze się obronimy, ale nie pozwolimy na wylewanie hejtu na nasze rodziny. Niestety na osiedlach górniczych, takich jak np. Sośnica, jest to coraz bardziej widoczne – mówi Rafał Niezgoda członek zarządu WZZ Sierpień 80 KWK Sośnica.
Żony górników zmusza się np. do pójścia na przymusowe urlopy. Jedna z kobiet nie została dopuszczona do pracy. – Współpracownicy ze sklepu i kierownictwo wytykają ją palcami. Szefostwo każe opuścić miejsce pracy i zabrania powrotu do czasu przedstawienia negatywnego wyniku na COVID-19 męża i zięcia, pomimo że z tym drugim od dłuższego czasu się nie widywali. Są też sytuację, kiedy klienci sklepów, mając świadomość, która z kasjerek ma męża górnika, omijają ją i jej stanowisko. Pomrukują przy tym, że zaraża – opowiada.
Są też przypadki takie, jak ten z dziś. Podczas mojej rozmowy z Rafałem Niezgodą, dostaje on kolejną wiadomość z opisem zachowania, które trudno zaakceptować: – Osoba, która nie pracuje bezpośrednio na kopalni, ale mająca z nią kontakt, nie mogła zostawić dziecka w przedszkolu.
Damy radę ograniczyć duże ogniska
– Odnotowujemy dużo zakażeń na Śląsku, szczególnie w kopalniach i rodzinach górniczych – mówił pod koniec ubiegłego tygodnia rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. Zaznaczał, że mimo wprowadzonych zabezpieczeń, obostrzeń i zmian dotyczących organizacji pracy, nie udało się ograniczyć zakażeń w kopalniach.
Wcześniej na Śląsku pojawił się też Jarosław Pinkas Główny Inspektor Sanitarny, który uczestniczył w sztabie kryzysowym z wojewodą śląskim. Podkreślał, że sytuacja jest skomplikowana, bo chodzi o "dużą aglomerację i znaczne zagęszczenie ludzi".
Z powodu koronawirusa wstrzymano prace w kilku kopalniach, w tym także w należących do Polskiej Grupy Górniczej kopalniach: Jankowice, Murucki-Staszic i Sośnica. W mediach zaczęły pojawiać się też doniesienia o izolacji regionu.
W sobotę 9 maja prof. Łukasz Szumowski, szef resortu zdrowa zapowiedział wzmożone działania, które mają pomóc uspokoić sytuację na Śląsku. Wśród priorytetów znalazły się badania przesiewowe, przeprowadzenie testów wśród tysięcy górników i ich rodzin.
– W tej chwili trwają wytężone prace, aby te ogniska zakażeń ograniczyć. Osoby chore kierowane są do izolatoriów, a wszystkie osoby z kontaktu są poddane kwarantannie. Myślę, że w najbliższych dniach damy radę ograniczyć te duże ogniska, które występują na Śląsku, w kopalniach – to z kolei słowa wiceministra zdrowia Waldemara Kraski.
Winą za zakażenia obwinia się górników
Górnicy, którzy zostali poddani testom na razie nie pracują, czekają na wyniki. Wszyscy dostali też SMS-y od kierownictwa kopalni o treści: Nie wychodź z domu. Moi rozmówcy podkreślają, że są zdyscyplinowani. Nie wychodzą nawet na zakupy, bo nie chcieliby zakazić np. sąsiada.
– Osiedle takie jak nasze jest w tej chwili obumarłe. Górnicy i ich rodziny czekają na wyniki – zaznacza Rafał Niezgoda członek zarządu WZZ Sierpień 80 KWK Sośnica. Gdy pytam go o nastroje wśród górników, słyszę, że jest zarówno złość, jak i obawa.
– Złość na to, że winą za zakażenia obarcza się górników i członków ich rodzin. Jest też obawa o utratę pracy. W tych zakładach niejednokrotnie pracują całe rodziny od ojców, poprzez żony, do wnuków. Przede wszystkim boimy się o nasze rodziny – mówi.
Dodaje, że kopalnia to nie zakład, w którym można zgasić światło, kopalnia to "żywy organizm". Władze kopalni mają więc niezwykle trudny orzech do zgryzienia. Ich decyzje muszą być dyktowane zarówno kwestiami bezpieczeństwa związanymi z epidemią, jak i kwestiami związanymi z utrzymaniem miejsc pracy.
– Pracuję w kopalni od 29 lat. Przeżyłem strajki i różne sytuacje. Nigdy bym nie przypuszczał, że kopalnia zatrzyma wydobycie z powodu epidemii. Tu nie można, jak w fabryce, wyłączyć maszyny, zgasić światło i zamknąć zakład. Gdybyśmy tak zrobili, to nie byłoby do czego wracać. Można ograniczyć wydobycie, ale ruch zakładu trzeba utrzymać – mówił w rozmowie z TOK FM przewodniczący "Solidarności" w kopalni Sośnica Bogusław Mączka.
Rząd Mateusza Morawieckiego w rzici ma górnictwo
Dziś na stronie Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" pojawił się komunikat zatytułowany "W górnictwie dramat i kpina". W tekście tym górnicy wyrażają swoje niezadowolenie i rozczarowanie politycznymi decyzjami.
"Rząd Mateusza Morawieckiego w rzici ma górnictwo, górników, kopalnie i nasz węgiel. Nie obchodzi go to wcale. Zajmują się wyborami prezydenckimi, kolportażem, drukiem, pierdołami. Zrobią wszystko, by utrzymać się u koryta. Po trupach do celu, tu w sensie dosłownym. Po trupach kopalń i górnictwa. A może i górników..." – czytamy.
Kolejne zdania nie są mniej łagodne. Związkowcy obarczają winą za "dramatyczną sytuację górnictwa węglowego" rządzących. Podkreślają, że zamiast zajmować się tym, co dzieje się m.in. na Śląsku, woleli skupić się na wyborach.
"Rząd posła 'ze Śląska' jest winny dramatycznej sytuacji górnictwa węglowego. Absolutnie winny! Milczy o górnictwie także prezydent Andrzej Duda. Milczy, albo 'rapuje'. Tu nie czas na rapy, gdy na Śląsku prawdziwe dramaty. (...) Ponosicie winę i odpowiedzialność za żniwo, które zbiera koronawirus pośród górników i ich rodzin. To na waszym sumieniu spoczywać będzie każda ofiara tej sytuacji, każda zarżnięta kopalnia. Bo woleliście zajmować się wyborami, zamiast zająć się górnictwem i ochroną ludzi. Bo mówiliście, że górnikom nic nie grozi, podparci zamówionymi przez siebie idiotycznymi ekspertyzami" – brzmi kolejny fragment tekstu.
W komunikacie czytamy także, że hejt, z jakim muszą mierzyć się górnicy i ich rodziny jest olbrzymi: "Faszyzacja języka względem Ślązaków i górników przeraża. Górnicy już wcześniej często byli chłopcami do bicia, Czarnym Ludem, ofiarami niesprawiedliwych ocen. (...) My jesteśmy ludźmi ciężkiej, niebezpiecznej, lecz uczciwej pracy. Ale dziś cierpią także nasze rodziny. Nasze żony, którym każe się przynosić zaświadczenia, że są zdrowe, bo inaczej nie będą dopuszczone do pracy. I nasze dzieci, które wytykane są palcami i traktowane jak zadżumione, jak roznosiciele zarazy, jak gorszej kategorii. I to tylko dlatego bo rodzic pracuje na kopalni".
Czytaj więcej: Polska "dwóch prędkości". Szumowski ujawnił, jak może wyglądać tempo luzowania obostrzeń