Polaków czeka wakacyjny ostracyzm? "Wręcz przeciwnie. Każdy chciałby mieć nas u siebie"

Daria Różańska-Danisz
– Nie przywiązywałbym się do informacji, że Polska nie znalazła się na liście jakiegoś kraju. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i wszystko z dnia na dzień może się zmienić. Poza tym, każdy ma świadomość, co oznacza brak polskich turystów. To grupa, bardzo ceniona i atrakcyjna, każdy chciałby mieć ich u siebie – mówi nam Jan Korsak, przedsiębiorca, ekspert ds. turystyki, były prezes Polskiej Izby Turystyki.
– Każdy ma świadomość, co oznacza brak polskich turystów. To grupa, bardzo ceniona i atrakcyjna, każdy chciałby mieć ich u siebie. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Czy w związku z pandemią koronawirusa Polaków czeka wakacyjny ostracyzm?

Jan Korsak: – Myślę, że będzie wręcz przeciwnie. Jako Polacy stanowimy przecież liczącą się grupę turystów, która odwiedza wiele krajów Europy i świata.

Jesteśmy bardzo cenieni jako turyści, a nasze podróże stanowią znaczący udział w przychodach z turystyki wielu krajów, więc każdy logicznie myślący i posługujący się doświadczeniem, będzie zabiegał o to, by jak najwięcej Polaków do jego kraju przybyło.

Czarnogóra otworzyła granice dla obywateli 130 krajów, ale na liście nie ma Polaków. Tłumaczono, że sytuacja epidemiczna w Polsce nie jest jeszcze na tyle opanowana.


Po pierwsze, sytuacja w Polsce nie jest tragiczna. Po drugie – nie mam wiedzy, co motywowało Czarnogórą, aby Polskę na takiej liście ulokować.

Czytaj także: Czarnogóra już częściowo otworzyła granice. Sprawdzamy, ile kosztuje urlop

Strona czarnogórska przyjęła kryterium, że wpuszcza tylko przedstawicieli krajów, gdzie jest mniej niż 25 aktywnych przypadków koronawirusa na 100 tys. mieszkańców.


Rozumiem, natomiast trzeba też zwrócić uwagę – z całym szacunkiem do Czarnogóry, pięknego kraju – że nie jest to główny kierunek dla polskich turystów.

Rzeczywistość szybko się zmienia. Żyjemy w dużej niepewności w związku z tym mówienie teraz o zbliżających się wakacjach, to włącznie stawianie prognozy. Sytuacja może odwrócić się w każdej chwili i w każdą stronę. Pewne jest, że będzie szczególny rok dla turystyki.

Ale w tej branży trzeba być optymistą. Byliśmy wszyscy przymuszeni do izolacji, co w jakimś stopniu ograniczało naszą wolność, teraz powoli luzowane są restrykcje – poszerzane swobody.

Ale polski rząd wciąż nie podał, kiedy zostaną otwarte granice.

Jeżeli granice są zamknięte, to ciężko w ogóle mówić o jakiejkolwiek możliwości podróżowania poza Polskę. To wiązałoby się z kwarantanną. W związku z tym, by można było rozważać jakiekolwiek zagraniczne podróże, musimy dostać zgodę na przekraczanie granic i odblokowanie międzynarodowego transportu.

Już w tej chwili mamy poluzowania dotyczące ruchu krajowego, ale co z tego, jeśli granice wciąż pozostają zamknięte. Potrzebujemy transportu międzynarodowego, więc w związku z tym ta decyzja jest teraz kluczową.

A tymczasem nasz rząd nawet orientacyjnie nie określa, kiedy otwarte zostaną granice.

To prawda, dlatego wszyscy dostosowujemy się do obowiązujących regulacji.

I planujemy wakacje 2020 nad Bałtykiem?

Tak, zainteresowaniem cieszy się oferta krajowa. Atutem jest łatwość podróżowania z użyciem transportu indywidualnego – zmotoryzowani mają łatwiej.

Podróż własnym samochodem daje komfort – "sterylności" i większą pewność, że jadą z nami osoby zdrowe. Myślę, że będzie rosła popularność kamperów.

Próbowałam zarezerwować i nie jest lekko – wszystko jest zajęte.

Do tej pory była to niszowa forma transportu, ale teraz faktycznie będzie wzmożone zainteresowanie kamperami. Można przecież takim kamperem dojechać w każde miejsce.

I się odizolować od tłumów, i ugotować.

I to jest w tej chwili bardzo dobry i komfortowy środek transportu. Rodzina w kamperze może spędzić fantastyczny czas, mając przy tym, swobodę, i poczucie bezpieczeństwa. I póki co – mamy jeszcze niskie ceny paliwa.

I co: takim kamperem ruszymy nad polskie morze, wyjedziemy na Mazury, a może zostaniemy na działce?

Pewnie będziemy jeździć w różne regiony Polski, odkrywać piękno naszego kraju. Jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne, to jesteśmy zupełnie uzależnieni od decyzji administracyjnych i to wielu państw. Do tej pory prawie wszystko zależało od nas, bo branża turystyczna odpowiadając na potrzeby turystów, kreowała bogate możliwości spędzania czasu wolnego, realizacji marzeń.

Wszystko było przewidywalne, w podróży poza granice Unii Europejskiej wymagane były paszporty, a w przypadku podróży do niektórych krajów – wizy lub szczepienia ochronne. Dziś mamy bardzo dużo barier administracyjnych, do tego szlaban na granicy, szlabany na lotniskach. Czekamy aż zostaną wreszcie podniesione. Stoimy w blokach, aby wystartować, gdy tylko będzie to możliwe.

W branży możemy snuć różne wizje, ale może się okazać, że ich realizacja nijak ma się to do rzeczywistości, jeśli nie będą za tym szły poluzowujące decyzje administracyjne, które są zupełnie od nas niezależne. My możemy tylko apelować i podporządkowywać się decyzjom i to rządów wielu państw.

Musimy czekać aż zostaną uwolnione kolejne stopnie swobody prowadzenia działalności gospodarczej. Od tego bardzo wiele zależy.

Jak pan sądzi, co się stanie, kiedy rząd otworzy granice? Wyjedziemy na zagraniczne wakacje, czy będziemy się bać?

W mojej ocenie nastąpi zwiększone zainteresowanie.

Choć trzeba będzie pamiętać o wszystkich zasadach bezpieczeństwa: maseczki, rękawiczki, dystans.

Poprzeczka postawiona jest bardzo wysoko. Mam na myśli tu chociażby przyjmowanie turystów na plażach czy w hotelach. I oni także będą musieli się do tego wszystkiego dostosować, spełniać określone kryteria. Musimy przecież pamiętać, że nie będą to takie same wakacje jak zawsze.

A jakie?

Podczas tych wakacji będzie większy rygor, obostrzenia. To sytuacja, z jaką nigdy do tej pory nie mieliśmy do czynienia. Wszystko będziemy obserwować na bieżąco i będziemy się uczyć, jak zapewnić najlepsze i bezpieczne warunki dla turystów.

Wiceminister rozwoju mówi o tym, że w sezonie letnim planowane jest otwarcie granic z Grupą Wyszehradzką, czyli Czechami, Słowacją i Węgrami. Do tej pory jednak nie padły klarowne deklaracje ze strony rządu. To dla branży problem?

Tak, to bardzo duży problem.

Nie możecie teraz właściwie nic robić?

Mówiłem o ograniczeniach, które porównałem do szlabanów. A jak jest opuszczony szlaban kolejowy, to nie ma pani prawa go przekraczać. Jeśli to się stanie, to albo kara, albo wpadnie się pod pociąg – może skończyć się tragicznie.

Musimy zostać poinformowani, od kiedy będzie można prowadzić swobodnie działalność gospodarczą w turystyce. Od chwili całkowitego lockdownu w turystyce spotykaliśmy z różnymi przymiarkami terminów otwarcia granic. Teraz właściwie nie wiemy, kiedy to nastąpi.

Każda zapowiedź daje nadzieję ,ale nic się nie zmieni, dopóki nie będzie obwieszczenia: tak, od tego dnia otwieramy wszystkie nasze granice dla ruchu turystycznego.

Skutki gwałtownego wyhamowania w biznesie turystycznym porównałbym do hamowania pędzącego pociągu szybkich kolei. Branża do tej pory była bardzo mocno rozpędzona, biliśmy co roku rekordy uczestnictwa Polaków. I w marcu tego roku, rozpędzony pociąg gwałtownie wyhamował do zera. To szaleństwo i kompletny chaos. Bo lecą i bagaże, i ludzie na siebie wpadają, nawet wagony mogą wyskoczyć z torów. Po takiej katastrofie musimy się otrząsnąć, znaleźć rozwiązania likwidacji niezawinionych szkód, naprawić tory i ruszyć dalej.

A nie jest to proste – przecież przedstawiciele naszej branży mają szereg niezrealizowanych zobowiązań, nie funkcjonujemy od połowy marca.

Jak pan myśli, kiedy ta branża ruszy, kiedy Polacy będą mogli wyjechać za granicę?

Jestem z Częstochowy działam w pobliżu Jasnej Góry, ale nie jestem namaszczony Duchem Świętym, aby prorokować. Nie jestem w stanie przewidzieć, co się stanie. Przypuszczam, że z chwilą otwarcia wszystkich wspomnianych blokad, w Polsce na wakacje ruszy fala turystów.

Wszyscy alarmują, że szykuje nam się kryzys. Nie sądzi pan, że ta perspektywa powstrzyma Polaków przed zagranicznymi podróżami?

Nasza branża jako pierwsza została uderzona skutkami pandemii i jako ostatnia wyjdzie na prostą. Podróże turystyczne stanowią potrzebę wyższego rzędu, realizowaną wówczas, gdy są zaspokojone wszystkie podstawowe.

Optymizm jest tu nieodzowny – turyści wyjeżdżając muszą mieć świadomość, że nic im nie grozi, nie zachorują, nie zaatakują terroryści, nie spotka ich nic przykrego. Kluczowym staje się wspomniane bezpieczeństwo ekonomiczne, socjalne. Ci którzy teraz utracą pracę, nie będą myśleć o wakacjach.

Mam świadomość, że wyjazdy wakacyjne mogą "wypadać" z rodzinnych budżetów, ale to też czyste przewidywania. Z twardymi danymi zderzymy się, kiedy to wszystko ruszy.

I jeszcze jeden aspekt: połączenia lotnicze są już możliwe, ale konieczność zachowania pustych miejsc w samolocie, obniża rentowność i podwyższy koszty. To poważny problem.

Jak już otworzą granice, to gdzie Polacy ruszą? Standardowo: Grecja, Chorwacja?

Zdecydowanie tak, na pewno Grecja, Chorwacja i inne ciepłe kraje.

Czytaj także: Tak zmienią się miejsca, gdzie Polacy uwielbiali jeździć na wakacje. "Dodatkowy koszt 2 tys. zł"

Tym bardziej, że Grecy już zapewnili, że otwierają dla Polaków granice, choć na początku temu zaprzeczyli.

Nie przywiązywałbym się do informacji, że Polska nie znalazła się na liście jakiegoś kraju. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i wszystko z dnia na dzień może się zmienić.

Każdy ma świadomość, co oznacza brak polskich turystów. To grupa, bardzo ceniona i atrakcyjna, każdy chciałby mieć ich u siebie. Gestorzy krajowej bazy turystycznej chcieliby zatrzymać Polaków w kraju, zrobiliby wszystko, żeby ci którzy planują jechać do Grecji lub Chorwacji, pozostali w Polsce.

I żeby wykorzystali tysiąc złotych bonu, który obiecuje rząd?

Najpierw bon albo czek musiałby zostać wprowadzony, najlepiej gdyby to się stało podczas tych wakacji. Polska branża turystyczna potrzebuje ożywienia i pozytywnych rozwojowych impulsów. System bonów-czeków turystycznych nie może być skomplikowany, obudowany kosztownymi procedurami, bo straci sens.

Potrzebujemy szybkich decyzji rządowych, prostych zautomatyzowanych procedur popartych innowacyjnymi rozwiązaniami, umożliwiającymi szybkie wprowadzenie w życie. I przede wszystkim: zachęcających Polaków do odpoczynku, motywujących do podróży. Dwa razy daje, kto szybko daje. Pomoc udzielona szybko ma większą wartość.

Co z cenami? Będzie nas stać na te wakacje? Widzę, że Sycylia kusi turystów i obiecuje, że zapłaci za podróż.

Są różne strategie marketingowe, promocje, aby pozyskać turystę, zachęca się go na różne możliwe sposoby. Tego rodzaju promocje znane i wielokrotnie stosowane w przeszłości są skalkulowane i stanowią dźwignię wspierającą kluczową dla kraju albo regionu działalność gospodarczą, jaką jest turystyka.

No dobrze, a czy to nie jest taki wabik, a na miejscu w restauracji okaże się, że jest drożej i w sumie więcej zapłacimy?

No tak... Proszę zwrócić uwagę na rzecz praktykowaną przez regiony, które stosowały wcześniej dopłaty dla turystów poza sezonem. To się rozpoczęło w Hiszpanii. I turyści otrzymujący dopłaty, zostawiali większe kwoty na miejscu: w restauracjach, w sklepach z pamiątkami. I to właśnie powodowało, że sklepy, placówki usługowe, które po sezonie zwykle się zamykały, nadal funkcjonowały.

Korzystali turystyczni przedsiębiorcy, korzystały regiony, czyli "dopłaty" multiplikowały się we wpływach, m.in. płaconych na miejscu podatków, a przy okazji zapewniały ciągłość funkcjonowania biznesu, rozwiązywały problemy socjalne – nie trzeba było utrzymywać bezrobotnych.

O ile więcej zapłacimy za te wakacje?

Nie powiem pani. Wyjazd turystyczny jest pakietem wielu różnych usług.

Będzie drożej niż rok temu?

Jak ktoś złapie okazje, kupi tanie bilety lotnicze, skorzysta z promocji hotelowych i innych ulg, to mi później powie, że mijałem się z prawdą mówiąc, że wakacje 2020 będą droższe.

Czyli wszystko zależy od naszego sprytu?

Także, ale i od polityki rządów, podejścia regionów. Wiele z nich wie, że musi dziś wesprzeć turystykę, powalczyć o turystę i zachęcić do przyjazdu, a wszystko po to, by nie wypaść za burtę. To też zapewne będzie miało wpływ, dlatego dziś nie powiem pani jednoznacznie, czy będzie drożej, czy taniej.

W jaki sposób od teraz podróżowanie Polaków się zmieni?

Na pewno się zmieni, nie będzie już podróżowania na obowiązujących dotychczas zasadach.

Wrócę na moment do czasów, gdy podróżowanie było lekkie, łatwe i przyjemne. Nieszczelności w procedurach zostały zbrodniczo wykorzystane – dokonywano zamachów terrorystycznych. Doprowadziło to do systemowych zmian: wprowadzono rygorystyczne procedury bezpieczeństwa, wydłużone odprawy, dodatkowe bramki itp. Dziś nic nie przeciśnie się przez szczelne sito, ustawione na lotniskach, a przeciwdziałające terroryzmowi.

Pojawią się kolejne "bramki". Trzeba się przygotować na procedury, które będą kolejnym sitem działającym na stałe, nie tylko do czasu pojawienia się szczepionki na COVID-19. Pojawią się dodatkowe aparaty diagnostyczne, eliminujące podróżnych, którzy stanowią zagrożenie dla innych pasażerów.

Spodziewała się pani rok temu, że będziemy mieć taką sytuację?

Nie, absolutnie, planowałam na kwiecień wakacje.

No właśnie. Każdy z nas miał inne wyobrażenie tego, co będzie w roku 2020. W tej chwili zostaliśmy zlani lodowatą wodą. Musimy się otrząsnąć, znaleźć rozwiązania, jak uodpornić się na wirusa i jego skutki, który za chwilę będzie codziennością.

Podróżowanie nie będzie takiej jak dotychczas?

Czeka nas szereg nowych procedur, ale sądzę, że i we mnie, i w ludziach, którzy kochają podróże, COVI-19 tej miłości nie zabije. On tylko na moment osłabił możliwość podróżowania, ale nie damy się.

Mamy swoje marzenia, a turystyka i podróże do nich należą. Na lotniskach i w innych miejscach pojawią się skanery sprawdzające, czy jesteśmy zdrowi a także zostaną zastosowane tryby wykluczające chorych pasażerów.

Dodatkowy bezpiecznik, środek ostrożności – przechodząc przez bramkę terrorystyczną, graniczną, czy celną, będziemy przechodzić też przez – sanitarną. Przyzwyczaimy się.