Truskolaski rzucił legitymacją "Solidarności". "Na znak protestu. Narastała we mnie złość"

Daria Różańska
– Myślę, że pan Trzaskowski ma większe prawo niż pan Piotr Duda, by powoływać się na idee "Solidarności". Jako młody człowiek pomagał opozycji. A w tej chwili "Solidarność" jest przybudówką jednej partii. To jest stuprocentowe odejście od ideałów "S" – mówi nam Tadeusz Truskolaski, który zrezygnował z członkostwa w "Solidarności" i został twarzą kampanii Rafała Trzaskowskiego na Podlasiu.
Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku, 4 czerwca zrezygnował z członkostwa w NSZZ Solidarność. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
"W związku z upolitycznieniem i jednoznacznym opowiedzeniem się związku po stronie jednego kandydata w wyborach prezydenckich, na znak protestu, z dniem 4 czerwca 2020 rezygnuję z członkostwa w NSZZ Solidarność na UwB" – oświadczył na Twitterze prezydent Białegostoku.
Daria Różańska: Jak długo był pan członkiem NSZZ Solidarność?

Tadeusz Truskolaski: Myślę, że około 15 lat,

4 czerwca wystąpił pan z szeregów "Solidarności". Dlaczego?

Od dawna bolało mnie, kiedy zarząd "Solidarności" składał polityczne deklaracje.


Już w 2015 roku Piotr Duda poparł jednego kandydata na prezydenta, brał udział w partyjnych wiecach. Dlaczego więc teraz rezygnuje pan z członkostwa w "Solidarności"?

To naczynie się napełniało, napełniało, aż wreszcie czara się przelała. Czasami kropla przeważa. Na moje odejście z "Solidarności" wpłynęło kilka czynników. Od lat narastała we mnie złość na to, co się tam dzieje, ale po kampanii mijała.

Miałem dobre relacje z przewodniczącym regionu "S" panem Józefem Mozolewskim.

Dobre relacje z nim rzutowały – jak rozumiem – na stosunek do "Solidarności"?

Tak, rzutowały. Nie była to przyjaźń, ale dobra znajomość. Razem z panem Mozolewskim jesteśmy donatorami w Fundacji Rozwoju Regionalnego. On ostatnio dogadał się z PiS-em. I tak "Solidarność" wspólnie z PiS-em odwołała wieloletniego i bardzo dobrego prezesa fundacji. Zdecydowały wyłącznie względy polityczne, nie było żadnych merytorycznych przesłanek.

Wpływ na moją decyzję miało także to, że zostałem w województwie podlaskim twarzą kampanii Rafała Trzaskowskiego.

A czy na pana decyzję miała wpływ wypowiedź Piotra Dudy o tym, że "Trzaskowski nie ma prawa powoływać się na ideały Solidarności"?

Wcześniej napisałem o swoim odejściu z "Solidarności". Ale ten komentarz tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że była to dobra decyzja. Poza tym, wczoraj był 4 czerwca, więc symboliczna data.

Czy – pana zdaniem – Piotr Duda ma prawo powoływać się na idee "Solidarności”?

Myślę, że to Rafał Trzaskowski ma większe prawo niż Piotr Duda, by powoływać się na idee Solidarności. On jako młody człowiek pomagał opozycji. A w tej chwili "Solidarność" jest przybudówką jednej partii. To jest stuprocentowe odejście od ideałów "S" – ona powinna łączyć, walczyć o prawa pracownicze, patrzeć rządzącym na ręce. Z dawnej "Solidarności" została tylko nazwa i logo, nic więcej. Właściwie to pan Piotr Duda nie może powoływać się na te ideały, bo w tej chwili już ich nie ma. I on, i pan Śniadek je zniszczyli.

Niedawno Piotr Duda mówił: "Solidarność to nie tylko słowa, ale przede wszystkim czyny. Jeżeli pan Trzaskowski powołuje się na nową solidarność czy w ogóle na solidarność, no to będę powtarzał jak mantrę, że nie było pierwszej, drugiej, trzeciej Solidarności i tak samo nie ma starej i nowej Solidarności. Jest jedna Solidarność. Zgodzi się pan?

To oczywiście nie jest prawdą. Sam fakt, że wygumkowuje się Lecha Wałęsę z "Solidarności" oznacza, że o jej działalności decyduje bieżąca polityka, nie ideały. Zresztą podział w "Solidarności" jest ogromny. Wśród „starych” działaczy mamy Borowczaka, Lisa, a po drugiej stronie Gwiazdę.

Profesor Kazimierz Kik w Polskim Radiu wczoraj komentował: "Trzaskowski proponuje nową solidarność starych znajomych z PO".

Część tej starej "Solidarności" jest pewnie z PO. Nie ulega wątpliwości, że to musi opierać się na jakimś środowisku. Jeśli jednak Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem, to odzieli sprawy partyjne od państwowych.

To nie ulega najmniejszej wątpliwości. W tej chwili – również na gruncie samorządowym – widzimy dzielenie Polaków. Orderami odznaczani są np. marszałek województwa, który samorządowcem jest od 15 miesięcy. A starzy samorządowcy są pomijani. To dzielenie, dzielenie i raz jeszcze dzielenie Polaków na swoich, czyli lepszych i tych, którzy nie mają prawa oddychać tym samym powietrzem.

Rafał Trzaskowski w swojej kampanii dużo mówi o solidarności, o jednoczeniu Polaków. Myśli pan, że jest w ogóle szansa na zakopanie politycznych podziałów?

To trudne zadanie… Ale np. prezydent Komorowski próbował. Wyróżniał osoby, które związane były z PiS-em. W ten sposób pokazywał, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Myślę, że Rafała Trzaskowskiego też stać na takie gesty.

Poparł pan Rafała Trzaskowskiego i zbierał w czwartek podpisy poparcia jego kandydatury. Napisał pan na Twitterze: „Wierzę, że wygramy, bo czuję takie same społeczne zaangażowanie jak 31 lat temu, przy czerwcowych wyborach 1989 roku”.

Dokładnie to czujemy. Nawet wczoraj w Białymstoku, który przecież nie uchodzi za bastion PO, stoi kolejka, by poprzeć Rafała Trzaskowskiego. A zawsze ze zbieraniem podpisów był problem. Ludzie unikali tego, chociażby ze względu na dane osobowe, nie chcieli też być z nikim identyfikowani. Teraz ta czara goryczy się przelała.

No właśnie, co się zmieniło? Poprzednia kandydatka KO nie wzbudzała takich emocji.

Myślę, że jest to kwestia osobowości. Pani Kidawa-Błońska – z całym szacunkiem do niej – nie ma w sobie potrzebnej do porywania tłumów charyzmy. Podczas debaty w TVP nie wykorzystała odpowiednio swoich sześciu minut.

A Rafał Trzaskowski jest zdecydowany, prawdomówny. On pokochał samorządność. Zobaczył, że samorząd jest bardzo ważny, przede wszystkim dla mieszkańców.

Mówi też o koncyliacyjności – jeśli idzie o rząd. To nie będzie prezydent weta, tylko dobrych rozwiązań. Myślę, że Polacy tego oczekują.

Jeżeli jest jakiś głos, który mówi o tym, że dobro wspólne będzie ważniejsze niż interes partii, co deklaruje Trzaskowski, to ludzie się tego chwytają.

Ile podpisów udało się Wam zebrać?

W czwartek i piątek zebraliśmy ponad 5 200 podpisów. Założyłem ambitnie, że uda nam się zebrać 10 tys. podpisów poparcia dla Rafała Trzaskowskiego. Na Małgorzatę Kidawę-Błońską zebrano około 6 tys. – 7 tys.

Myśli pan, że Rafał Trzaskowski ma jakiekolwiek szanse, by wygrać z Andrzejem Dudą na Podlasiu?

Aż takim optymistą nie jestem. Cieszyłbym się, gdyby Trzaskowski wygrał w Białymstoku. Wszystkie przesłanki i wyniki ostatnich wyborów pokazują, że w naszym województwie nierealne jest, aby wygrał kandydat PO. Mamy powiaty, gdzie Duda będzie miał 80 proc. poparcie.

Ale jak przed biurem PO stoi kolejka, żeby udzielić poparcia kandydatowi tej partii, to dobry znak. Tego nigdy nie widziałem. A i wczoraj, i dziś kolejka stoi.

Jeden z internautów zwrócił się do Trzaskowskiego z pytaniem: „Szefem pańskiej kampanii na Podlasiu jest Truskolaski, który od lat odmawia dofinansowania in vitro, o co staraliśmy się z Razem Podlaskie. Cennym gestem z pańskiej strony byłoby przekonanie go do wprowadzenia programu u nas”. Da się coś zrobić w tym temacie?

Ten człowiek najpierw napisał, że nie jest zwolennikiem Trzaskowskiego, więc odpisałem mu, że jeśli go poparze, to pogadamy. A on później tę moją odpowiedź dołączył do innego tweeta, co było pewną manipulacją.

A co z in vitro – jest szansa?

Nie ma szansy. Mamy sześciu radnych z Koalicji Obywatelskiej, którzy związani są albo z Kościołem prawosławnym, albo katolickim. Oni już w kampanii wyborczej powiedzieli, że startują pod warunkiem, że nie będzie się ich zmuszać do brania udziału w tego typu głosowaniach. Trzymamy się tego. Poza tym, to nie ma większości.

Uważam też, że to państwo, a nie samorząd powinno dofinansowywać in vitro. Nie mamy tego w ustawie. Niektóre samorządy wyręczają rząd.

Wspomniał pan, że rząd przerzuca dużą odpowiedzialność na samorząd. Organizacja wyborów w czasie pandemii to dla samorządu duże wyzwanie?

Tak, to bardzo duże wyzwanie. W tej chwili mamy dwie niewiadome: liczbę osób, które zechcą zagłosować korespondencyjnie i brak wytycznych epidemiologicznych. Wicepremier Emilewicz na spotkaniu ze mną obiecała, że najpóźniej do 2 czerwca otrzymamy do konsultacji projekt rozporządzenia w tej sprawie.

Dziś jest 5 czerwca i nic nie ma. Obawiamy się, że ktoś w swojej radosnej twórczości od razu wyda zarządzenie, które będzie nierealne do zrealizowania. I znów będą krzyczeć, że samorządowcy są przeciwko wyborom i robią obstrukcję, co nie jest prawdą. Niech nam dadzą na takie konsultacje 12 godzin albo chociaż sześć. Niech też zweryfikują, co jest ważne.

Tak samo z otwieraniem szkół i przedszkoli. Nadzieja w Rafale Trzaskowskim, że on nie pozwoli na dalsze obstrukcje samorządu. Bo prezydent Andrzej Duda niestety nie czuje samorządu, nigdy nie był samorządowcem, a poza tym – ślepo wykonuje wytyczne. To karykatura prezydentury.

Piotr Duda w Radiu Wnet podkreślał, że popierają Andrzeja Dudę, ponieważ opozycyjni kandydaci na prezydenta nie będą mogli zrealizować swoich postulatów, bo nie posiadają zaplecza politycznego w postaci większości w Sejmie.

Nie jest to prawdą, dlatego że prezydent ma pewne prerogatywy. W przypadku niezatwierdzenia ustawy budżetowej, automatycznie rozwiązuje się Sejm. To nie jest tak, że prezydent jest bezwolny.

Jest pan pełen nadziei czy pewności, że Rafał Trzaskowski zostanie prezydentem?

Jestem pełen nadziei, powiedzieć, że pewności – byłoby arogancją. Jestem pewien, że będzie druga tura wyborów. Jej wynik może zależeć od jednego słowa, rozstrzygający może być jeden gest.

Tak było w 1995 roku z Lechem Wałęsą, później i z Bronisławem Komorowskim. Do ostatniej godziny trzeba uważać. A o zwycięstwie będzie można mówić, kiedy ogłosi to PKW, a zatwierdzi Sąd Najwyższy.

A propos jednego gestu i słowa – "chamska hołota" pogrąży PiS?

Bardzo zawiodłem się na pani wicepremier Jadwidze Emilewicz, która stała dosłownie w odległości 80 centymetrów od prezesa PiS i mówiła, że nie słyszała, co powiedział. Współczuję jej, że ma tak słaby słuch.

To pogrąży tę partię?

Nie jest to takie proste. 5 lat temu mieliśmy zupełnie inne media i pewnie wszyscy by pokazali takie zachowanie prezesa partii, teraz wiadomo, jak będzie w "Wiadomościach". A nawet jeśli coś pokażą, to w taki sposób, że winna jest opozycja albo jak zwykle to wina Tuska.