Patrząc na Annę Lewandowską w kostiumie grubej kobiety, poczułam się jak g**** [FELIETON]
Anna Lewandowska przebrała się za kobietę plus size i zatańczyła do hitu Beyoncé "Single Ladies". Jej "fatsuit" – duży brzuch, duża pupa – miał podobno promować ciałopozytywność. Oglądając filmik Lewandowskiej na Instagramie, miałam jednak wrażenie, że trenerka wcale nie wspiera ciał w każdym rozmiarze, ale... śmieje się z grubych ludzi. Może faktycznie, jak zapewnia trenerka, jej intencje były dobre, ale nic nie poradzę na to, co czuję. Ten filmik sprawił mi – i nie tylko mi – przykrość.
I zaczęła się burza, która rozpętała się na całego, gdy głos zabrała aktywistka Maja Staśko, który w ostrych słowach skrytykowała Annę Lewandowską. Jej post polubiło prawie 4 tysiące osób.
"Filmik Anny Lewandowskiej, w którym przebiera się za grubą kobietę, jest wyrazem totalnego braku empatii. Żarty z grubych osób są tak samo śmieszne jak żarty z gwałtów. Grube osoby to ludzie, nie obiekt żartów czy inwektywa. A Lewandowska nazywa swój filmik #bodypositive. To jest przeciwieństwo ciałopozytywności! Superszczupła laska, którą stać dosłownie na wszystko, każdy zabieg upiększający i usługę, i która ma mnóstwo czasu, by ćwiczyć – w stroju grubej osoby wywija śmiesznie do kamery. No naprawdę, boki zrywać" – napisała Staśko na Instagramie. Trafiła w punkt.
Anna Lewandowska promuje ciałopozytywność?
Nie oskarżam Lewandowskiej o złe intencje. Być może faktycznie trenerka chciała w ten sposób promować ciałopozytywność i zwrócić uwagę na problem body shamingu, czyli krytykowania wyglądu innych osób. A o zawstydzaniu z powodu figury i wagi ostatnio było w Polsce głośno m.in. w kontekście skandalicznego postu kabareciarza Michała Paszczyka, ciałopozytywnego felietonu Doroty Wellman czy hejtu pod zdjęciami byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego z wakacji.
Fot. Screen z Instagram / Anna Lewandowska
A pod postem Mai Staśko napisała: "Szanowna Pani, nigdy moim zamiarem nie było robienie sobie żartów z osób otyłych, a to sugeruje Pani we swoim wpisie. Zawsze powtarzam, że najważniejsze jest zdrowie, zawsze powtarzam, że najważniejsza jest konsultacja z lekarzem. Jeśli uraziłam kogoś swoim filmem, to bardzo przepraszam, ale zupełnie nie to było moim celem. To była odpowiedź na pewne komentarze i opinie odnośnie kobiet".
Rozumiem, co chce powiedzieć Lewandowska – ma oczywiście rację odnośnie do ciągłego krytykowania kobiet. Domyślam się, że wcale nie chciała nikogo obrazić. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo przecież nie znam jej osobiście i nie siedzę w jej głowie. Cieszę się, że tak popularna trenerka wzięła na tapetę ruch body positivity. Ale niestety ta ciałopozytywność i wspieranie kobiet w rytm "Single Ladies" zupełnie jej nie wyszło. Taniec "w grubym ciele" uraził mnie i tysiące osób, które nie mają idealnej wagi.
Co to jest fat shaming?
"Czy Anna Lewandowska przebrała się za mnie?" – to była moja pierwsza myśl po zobaczeniu filmiku na InstaStories. Myśl spontaniczna i wcale niezależna ode mnie. Tak jak olbrzymia liczba osób mam problem z akceptacją swojego ciała i wolę je ukrywać, niż pokazywać. Dlatego – mimo że staram się wdrożyć ciałopozytywność w swoje życie – taniec Lewandowskiej zrodził w mojej głowie panikę.
Nie byłam zresztą w tych odczuciach sama, co zobaczyłam w wielu komentarzach w internecie dotyczącym tańca Lewandowskiej. Wielu grubszym osobom (nie bójmy się tego słowa), było zwyczajnie przykro. Niektóre poczuły się obrażone, inne miały ochotę schować się pod kołdrą (a to myśl bardzo dobrze znana osobom borykającym się z akceptacją swojego ciała), a jeszcze inne były po prostu wkurzone, bo ich zdaniem Lewandowska uprawia fatshaming, czyli zawstydza osoby plus size.
– Liczę te kalorie, chodzę na siłownie, pływam, unikam cukru. Ciągle walczę z tą moją cholerną wagą i własnym ciałem. Jestem tą walką już umęczona. Kiedy w końcu dojrzałam do myśli, że pora przestać się katować i uzdrowić swoją relację z ciałem, pojawiła się Anna Lewandowska, która wesoło tańczyła ze sztucznym brzuszyskiem i wielgachną pupę. Ale zaraz, ja mam takie brzuszysko i pupę... Uzdrawianie relacji z ciałem szlag trafił, poczułam się, jakby mi ktoś dał w mordę – powiedziała mi znajoma, kobieta plus size, która poprosiła, żebym nie podawała jej imienia.
Czemu mam zaufać trenerkom fitness?
Może i intencje Lewandowskiej były dobre, ale nie o nią tu chodzi. W tej całej aferze chodzi o uczucia osób grubszych, większych, odstającym od "wagowej normy". Łatwo jest założyć fatsuit, gdy jest się wysportowaną trenerkę z sześciopakiem, która wygląda jak milion dolarów. Inna sprawa, gdy ten fatsuit przypomina twoje ciało. To tak, jakby znajoma, królowa popularności, w której kochają się wszyscy koledzy w klasie, przebrała się za ciebie na Halloween.
Po filmiku Lewandowskiej nie wiem, czemu miałabym z nią ćwiczyć i zaufać, że chodzi jej o moje szczęście i zdrowie. W życiu jest już tyle smutku, toksyny i złych myśli, że wolę zadbać o swoją zdrową relację z ciałem sama i na własnych warunkach. Bez pomocy osób, które uważają, że moje ciało wymaga drastycznej zmiany i zakładają specjalne kostiumy na swoje perfekcyjne figury. Bo chyba po prostu nie rozumieją, jak to jest być "większym".