"W skrajnych przypadkach kupują alkohol". Współuzależnienie to pułapka, z której trudno się wydostać

Aneta Olender
Tłumaczy zachowania partnera, bierze odpowiedzialność za jego działania, przejmuje jego obowiązki. Osoby współuzależnione w chorobie alkoholowej często nieświadomie wspierają problem bliskiej osoby. Tomasz Rejent, terapeuta uzależnień, wyjaśnia w rozmowie z naTemat, jak naprawdę można pomóc alkoholikowi i przede wszystkim, jak pomóc sobie.
Osoba współuzależniona, żeby zrozumieć swoje położenie, powinna skorzystać z terapii. Fot. Pexels / Sarah Dietz
Jak współuzależnienie wpływa na kogoś, kto jest uwikłany w taką zależność, w taką relację?

Współuzależnienie niszczy poczucie własnej wartości, poczucie bezpieczeństwa. Zaczynają pojawiać się zaburzenia lękowe, koszmary senne.

Oznacza życie w ciągłym smutku?

Na smutek czasami jest niewiele przestrzeni. Powiedziałbym, że bardziej oznacza życie w ciągłym napięciu i złości. Później, kiedy przychodzi kolejna faza współuzależnienia, pojawiają się bezradność i smutek. To jest moment, w którym osoba współuzależniona zaczyna dochodzić do wniosku, że już nic nie jest w stanie zrobić.


Kim właściwie jest osoba współuzależniona?

Taka osoba, jak sama nazwa wskazuje, jest kimś, kto jest zależny. Osobowość zależna, żeby funkcjonować, potrzebuje drugiej osoby, z którą tworzy związek. Taką relację roboczo określam "jamochłony".

W takim przypadku trudno jednak mówić o relacji, ponieważ cała energia skierowana jest na jedną osobę. Jeżeli współuzależnienie dotyczy alkoholizmu, to cała życiowa energia jest spożytkowana na to, żeby pomóc alkoholikowi, żeby zaczął normalnie funkcjonować, żeby z tego wyszedł. Uruchamiają się różne osobiste schematy związane z ratowaniem i wybawianiem kogoś z opresji.

O współuzależnieniu czasami można przeczytać, że jest to choroba. Zdarzyło się, że w jednej z grup, które prowadzę, usłyszałem takie pytanie: "Czy już znaleziono lekarstwo na współuzależnienie i czy wiadomo, jaki gen za to odpowiada?". Warto więc to sprostować, bo współuzależnienie nie jest chorobą, nie jest uwarunkowane genetycznie, nie przenosi się z mamy na córkę, z mamy na syna... Tak naprawdę jest to pułapka psychologiczna, w którą się wpada.

Trzeba mieć jednak jakieś predyspozycje osobowościowe do bycia kimś, kto uzależnia się od drugiej osoby?

O predyspozycjach mówimy w kontekście historii naszego życia, bo każdy z nas ma jakąś przeszłość. Mogło być na przykład tak, że robiliśmy wszystko, aby wybawić swoich rodziców, aby pomóc mamie, która była w relacji z ojcem alkoholikiem. Rzeczywiście wtedy możliwości wpadnięcia w sidła współuzależnienia są o wiele większe.

Jednak błędne byłoby myślenie, że osobą współuzależnioną może być tylko osoba, w której rodzinie ktoś był uzależniony np. od alkoholu. Z doświadczenia wiem, że ten problem może dotknąć także kogoś, kto wychował się w rodzinie, w której np. cała energia systemu rodzinnego szła na ratowanie mamy, bo ta chorowała.

Trudno więc mówić, że czynnikiem wyzwalającym predyspozycje jest alkoholizm. Mogą to być różne zaburzenia związane z funkcjonowaniem rodziny. Również te na które kompletnie nie mamy wpływu. Kiedy jednak osoba z takimi doświadczeniami staje się dorosła, to łatwiej jej wejść w relację, która daje jej poczucie bezpieczeństwa i pewności.

A pozornie bezpieczeństwo daje nam coś, co jest znane?

Tak. Taki człowiek bezpiecznie nie czuje się w relacjach partnerskich, takich gdzie jest równowaga. Dobrze czuje się dobrze wtedy, kiedy energia skierowana jest na jedną osobę, dlatego właśnie mówię o pułapce.

Kiedy przychodzi do mnie klient, to nie myślę, że jest chory, myślę, że jest w pułapce psychologicznej, z której nie jest tak prosto się wydostać. Mamy w sobie różne mechanizmy, gdy zaczynają się one uruchamiać, to zaczynamy sobie wszystko tłumaczyć: nie można zostawić człowieka w potrzebie, jeżeli kogoś kochamy, to kochamy na dobre i na złe.

Jak zaczyna się współuzależnienie?

Takich przypadków, kiedy ktoś poznaje partnerkę/partnera i od razu wie, że jest to osoba uzależniona od alkoholu, jest naprawdę bardzo mało. Zazwyczaj na początku jest przyjemnie. Mamy miłe doświadczenia, również te związane z alkoholem.

Alkohol jest przecież często elementem naszego funkcjonowania w życiu społecznym. Dlatego właśnie zazwyczaj proces współuzależnienia zaczyna się od czegoś niewinnego. Poznajemy się, idziemy na randkę, wypijamy kilka kieliszków wina, jesteśmy bardziej śmiali, otwarci.

Dopiero później okazuje się, że alkohol zaczyna być problemem. Jest go coraz więcej, partner lub partnerka zaczyna tracić kontrolę. Zaczynamy też taką osobę tłumaczyć – często robi to także otoczenie – że to był tylko wypadek, że nic takiego się nie stało, że każdy mężczyzna, każda kobieta ma prawo wypić, odreagować, że mamy stresujący tryb życia.

Nawet jeśli, dajmy na to, jest kobieta, której mama była w relacji z uzależnionym od alkoholu mężem, to zdarza się, że i takie osoby wspierają proces uzależnienia się od alkoholu np. tłumacząc: lepiej niech napije się w domu, to będzie bezpieczne, wszystkie swoje potrzeby będzie mógł zaspokoić, a nie będzie się szwendał po mieście.

Część współuzależnionych osób, które miały ojców alkoholików, często nie wspierają w tym procesie picia wprost, tylko zazwyczaj są to takie zakamuflowane sposoby.

Na przykład poprzez przejmowanie obowiązków osoby uzależnionej?

To już jest drugi etap współuzależnienia. Osoba uzależniona nagle zaczyna tracić kontrolę nad tym, co dzieje się w świecie rzeczywistym. Kiedy po spożyciu dużej ilości alkoholu nie jest w stanie iść do pracy, to partner tłumaczy go przed pracodawcą.

Warto powiedzieć, że osobami współuzależnionymi są zarówno kobiety, jak i mężczyźni. U mnie w gabinecie ci drudzy pojawiają się coraz częściej, choć kilka lat temu mówiono, że to głównie panie wpadają w sidła współuzależnienia.

Branie odpowiedzialności za osobę pijącą jest jednym z głównych elementów współuzależnienia. To jest też wzmacnianie alkoholizmu, bo choroba alkoholowa polega na tym, że ktoś traci kontrolę nad swoim życiem i potrzebuje osoby współuzależnionej, żeby móc funkcjonować.

Cały system rodzinny kręci się wokół tej osoby. Kiedy zawala ona obowiązki, to inni wyręczają ją, biorąc na siebie odpowiedzialność za to, co się wydarzyło. Już nie mówię o takich skrajnych przypadkach, jak kupowanie alkoholu.

To też się zdarza?

Tak i to dość często. Alkohol w naszych domach jest ważnym elementem spotkań. Czasami zdarza się, że ktoś kupuje go myśląc, że to na jakąś specjalną okazję. Trzymanie alkoholu w domu, w którym jest osoba uzależniona, jest nieświadomym zapraszaniem do picia.

Trzeba też zwrócić uwagę na bardzo istotny aspekt, czyli na kochanie siebie. To pewnie będzie duże uproszczenie tematu, ale kiedy prowadzę grupy terapeutyczne dla osób współuzależnionych, to głównym elementem, na który kładę nacisk, jest to, żeby klient, klientka, zaczęli siebie widzieć.

Widzieć swoje potrzeby, swoje pragnienia, swoje marzenia. Często zdarza się, że osoby współuzależnione, oprócz wspierania swojego partnera alkoholika, tak naprawdę nie mają niczego.

Bywa, że te osoby świetnie funkcjonują, idą do pracy, radzą sobie na różnych stanowiskach, często wykonują zawody, które są związane z rozwijaniem pasji, więc tak naprawdę te pozory trochę przysłaniają oczy.

Bo stereotyp jest taki, że tam, gdzie jest alkohol, jest patologia, brud, bieda...

Alkoholizm jest tematem, który bardzo ewoluuje. Stereotyp alkoholika leżącego przed sklepem tak naprawdę coraz częściej jest przeżytkiem. Jednak oczywiście trudniej jest zdiagnozować osobę, która jest w białym kołnierzyku i która wygląda tak, jak my, ale wraca do domu i nadużywa alkoholu. Trudno jest też zauważyć osobę współuzależnioną, która normalnie funkcjonuje. Idzie do pracy, ale nikt z nas nie wie, co dzieje się w głowie, kiedy tam jest.

Nikt nie wie, czy ta osoba jest skupiona na sobie i realizacji zadań, czy też jest myślami w domu, bo zastanawia się, co dzieje się u męża, u żony, którzy nadużywają alkoholu. Życie w ciągłym napięciu, chronicznym, jest nieodzowną częścią współuzależnienia.
Fot. Pixabay / Michal Křenovský
Taka osoba bierze na siebie także odpowiedzialność za całe zło, które wyrządził alkoholik, czy wyrządziła alkoholiczka?

Jako społeczeństwo jesteśmy coraz bardziej świadomi pewnych procesów. Wiemy, że nie warto brać na siebie odpowiedzialności za to, że ktoś np. złamie prawo. Choć dzieje się i tak, że w jakiś dziwny, pokrętny sposób odpowiedzialność jest barana przez osoby współuzależnione.

Nie zdarza się jednak już raczej, jak kiedyś, że mąż pod wpływem alkoholu spowodował wypadek, a żona mówiła, że to ona kierowała. Dzisiaj wygląda to inaczej. Braniem odpowiedzialności za czyny alkoholika jest np. sytuacja, kiedy ojciec bije dziecko, a matka nie reaguje.

Braniem odpowiedzialności jest też to, o czym już wspominałem, czyli tłumaczenie męża, który nie poszedł do pracy, usprawiedliwianie przed rodziną osoby, która zrobiła awanturę przy stole, powiedzenie np. To moja wina, bo go zezłościłam przed wyjściem.

Kiedy czasami słucham doświadczeń różnych ludzi, to myślę, jakie trudne, bolesne i przygnębiające dla osoby współuzależnionej musi być znajdowanie się w takiej sytuacji.

Bliscy widzą różne rzeczy. Widzą, że mąż nadużywa alkoholu, ale z drugiej strony zaczynają się pewne rozmowy przy rodzinnym stole dotyczące tego, że ta kobieta też jest odpowiedzialna za to, co się dzieje, bo jest np. za bardzo wymagająca.

Współuzależnienie to wielka pułapka, w którą wpadają tak naprawdę wszyscy dookoła. Nie tylko żona, partnerka, mąż, ale też cały system rodzinny, przyjaciele, otoczenie. Dzieci, które funkcjonują w rodzinach alkoholowych także są współuzależnionymi.

Prowadzę grupy dla osób współuzależnionych, gdzie osobą uzależniona jest np. wnuczka, czy córka osoby starszej. Ten problem jest bardzo rzadko nagłaśniany, a jest tak naprawdę duży. Sidła uzależnienia od uzależnionego dziecka są potężne.

Jednym z elementów zdrowienia w przypadku współuzależnienia jest to, że przestajemy brać odpowiedzialność za to, co robi osoba uzależniona. To jest kluczowe. W przypadku, kiedy rodzic patrzy na uzależnienie swojego dziecka, jest w stanie zrobić naprawdę bardzo dużo. Przetrwać ból, cierpienie, bicie, poniżanie...

Takie osoby żyją w ogromnym poczuciu wstydu, bo uważają, że choroba alkoholowa dziecka jest spowodowana wychowaniem.

Powiedział pan o wstydzie. To też jeden z elementów współuzależnienia?

Z moich obserwacji, i z tego, co podaje literatura, wynika, że wstyd jest nieodzownym elementem, choć ma różne natężenie. On znowu związany jest z braniem na siebie odpowiedzialności.

W momencie, kiedy wstydzę się za swojego rodzica, który nadużywa alkoholu, niejako biorę odpowiedzialność, bo uważam że jego zachowanie jest niestosowne.

We wszelkiego rodzaju procesach pomocowych dotyczących osób współuzależnionych istotne jest właśnie porzucenie odpowiedzialności, jaki i pozbycie się poczucia wstydu. Wstyd powoduje, że zamykamy się, boimy się wyjść na zewnątrz, boimy się powiedzieć, że nasze całe życie skupia się na osobie z problemem alkoholowym.

Dlatego właśnie terapie grupowe, czy indywidualne, w dużej mierze polegają na tym, żeby najpierw usłyszeć czyjąś historię. To trudny proces, bo na samym początku w różny sposób racjonalizujemy zachowania, tłumaczymy, wybielamy, koloryzujemy daną sytuację.

W momencie kiedy zaczynamy w sposób otwarty mówić o tym, że mój tata, moja żona, że ktoś bliski był uzależniony, zdejmujemy z siebie duży ciężar. W normalnych warunkach trudno nam jest podzielić się informacją, że żyjemy w relacji z osobą uzależnioną. Różnego rodzaju stereotypy, krzywdzące komentarze, powodują to, że ktoś czuje się odpowiedzialny za rozwój choroby alkoholowej. Zamyka się w poczuciu wstydu, nie chcąc się jakoś tym dzielić.

Czyli poczucie wartości u osoby współuzależnionej jest bardzo zaniżone.

Bycie w takiej relacji, życie w ciągłym napięciu i w lęku, niepewności, co się dalej zadzieje, jak mnie odbiorą inni, zaczyna powodować, że sami o sobie źle myślimy. Poza tym osoby uzależnione, żeby usidłać drugą osobę w współuzależnieniu, często używają różnych manipulacji.

W momencie, kiedy dobrze o sobie myślimy, kiedy szanujemy siebie, swoje potrzeby i swoje granice, trudno nam wejść w związek z osobą uzależnioną, bo kiedy coś nam nie odpowiada stawiamy granice.

W relacji z alkoholikiem osoba współuzależniona ma problem ze stawianiem granic, bo i tak nie są one respektowane przez drugą stronę. A to, co się uzewnętrznia, to i tak myślenie, że jestem za to odpowiedzialna, jestem niewystarczająca, gdybym była lepszą kobietą, ładniejszą, to nigdy w życiu by się to nie zadziało, partner nigdy by nie pił.

Przy takich komunikatach, które do siebie kierujemy ta samoocena spada. Wychowywanie się w rodzinie alkoholowej, widzenie tego, co się dzieje, awantur, ma swoje konsekwencje.

Kiedy dziecko idzie do szkoły, nie potrafi powiedzieć, co jest problemem, dlatego nawet prosty komunikat nauczyciela, który nie chce niczego złego: "Jasiu nie nauczyłeś się", zaczyna być odbierany tak, jakby nauczycielka mówiła: masz ojca alkoholika.

Czasami w różny niecenzuralny sposób osoby współuzależnione myślą i mówią o sobie. Można usłyszeć takie epitety, że trudno mi sobie nawet wyobrazić, że tak można o sobie myśleć.

Co w takim razie robić? Zostawić alkoholika? Niektórzy są zwolennikami teorii, że jeśli uzależniony nie sięgnie dna, to się nie otrząśnie.

Są różne sposoby wyjścia, a to dno dla każdego jest gdzieś indziej. Wspieraniem osoby uzależnionej w dobry sposób może być niebranie za niego odpowiedzialności, zaprzestanie kontrolowania picia, oddawanie alkoholikowi poczucia sprawczości za to, co się dzieje.

Trzeba też wyciągać konsekwencje. Kiedy jesteśmy w relacji z osobą uzależnioną i mówimy, że nie zobaczysz dzieci, kiedy będziesz pod wpływem alkoholu, to też jest pewną pomocą.

Czyli trzeba twardo stawiać granice?

Twardo stawiać granice i nie zgadzać się na odstępstwa. Osoba uzależniona w procesie zdrowienia uczy się kontrolowania i tego, że za swoje zachowania ponosi się konsekwencje. Jeśli więc będziemy przymykać oko, będziemy szkodzić.

Pamiętajmy jednak, że historie są różne. Trudne wyobrazić sobie wspieranie osoby uzależnionej, która dodatkowo stosuje przemoc. Nie można czekać aż ta osoba sama dotknie dna, kiedy cierpi cała rodzina.

Czasami dobrym rozwiązaniem jest separacja. Postawienie ultimatum, że jeśli nie zerwiesz z nałogiem, nie będziemy razem. Znam jednak też i takie relacje, w których dwie osoby były nadal ze sobą i wspierały się w procesie zdrowienia. To jest możliwe tylko wtedy, kiedy taka jest wola dwóch stron.

Osoba współuzależniona także powinna skorzystać z pomocy specjalisty?

Osoba współuzależniona także powinna przejść drogę podczas której zobaczy współuzależnienie i procesy, które pokażą jej, co się z nią dzieje. Najczęściej polecam uczestnictwo w grupach terapeutycznych.

Jestem zdania, że terapia grupowa ma olbrzymią moc. Trudno jest przeprowadzić taki proces indywidualnie. Nagle zaczynamy obserwować, że nie jesteśmy chorzy, że inni doświadczają czegoś podobnego, że nie jesteśmy jedyni. Znajdujemy się w środowisku osób, które w procesie zdrowienia zaczynają nas wspierać.

Nagle zmienia się percepcja postrzegania tego problemu i patrzenia na tę trudność. Zaczynamy zdejmować z siebie odpowiedzialność, poczucie wstydu, za to, co się zaczyna dziać.

Kolejnym etapem jest podjecie decyzji, co robię z relacją w której jestem. Czy chcę nadal w niej tkwić, czy chcę postawić granicę. Choroba alkoholowa i element uzależnienia są tak potężną pułapką, że trudno mi sobie wyobrazić samodzielne z niej wychodzenie.

Ważne jest także i to, aby nasi najbliżsi byli przy nas, kiedy zaczynamy wątpić w słuszność podjętych kroków.

Bywa jednak i tak, że osoba uzależniona nie potrafi nawet nazwać bliskiego alkoholikiem. Nie chce go skrzywdzić, urazić, obrazić... Jest jej wstyd, kiedy użyje takiego określenia.

Ważne jest nie tylko to, co mówią moi klienci, ale też to, co pojawia się na poziomie emocjonalnym. Z tego, że nie jest ich winą, że ich tata był alkoholikiem, zdają sobie sprawę, ale zdarza się, że ktoś może czuć się odpowiedzialny, niewystarczająco dobry, może uważać, że stwarzał jakieś trudności wychowawcze. Poczucie winy jest bardzo mocno zamaskowane.

Czy osoba współuzależniona jest odpowiedzialna za to, jak dzieci poradzą sobie w dorosłym życiu, w związkach, jeśli nie odeszła od partnera alkoholika, jeśli nie podjęła żadnej próby ratowania tej sytuacji?

Jednym z elementów procesów terapeutycznych jest też to zobaczenie, że za to, co się działo i dzieje w naszym życiu, nie jest odpowiedzialny tylko tata, który był alkoholikiem, ale też mama. Często jako dorośli mamy pretensję do swoich mam, że nic nie zrobiły, że nas nie wspierały, że nas nie broniły przed ojcem, który stosował przemoc.

To jest rodzaj współodpowiedzialności. Każdy z nas jako osoba dorosła odpowiada za swoje dzieci, za to, co się z nimi dzieje, w jaki sposób się rozwijają. Jeśli jest coś, co szkodzi ich rozwojowi, to wiadomo, że powinniśmy je od tego odseparować. Odseparować od sprawcy destrukcyjnych zachowań.

Dzieci dorastające w rodzinie alkoholika muszą przepracować żal do taty i żal do mamy, która też w tym była, która być może skupiała się na tym, żeby ratować ojca, ale jednocześnie pozostawiała dzieci. Każdy, kto jest w takiej relacji, jest współodpowiedzialny za konsekwencje, nie za to co robi alkoholik, bo każdy w nas ma prawo zadecydować, czy jest w takiej relacji, czy się uwalnia.

Oczywiście sprawa jest skomplikowana, bo osoba współuzależniona często tego nie widzi. Mówimy o nieumyślnym spowodowaniu trudności u dzieci. Rodzice kochają swoje dzieci, zarówno ci uzależnieni, jak i współuzależnieni, ale tutaj mówimy też o tym, że choruje cały system, całe otoczenie. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że największa odpowiedzialność spoczywa na osobie, która alkohol spożywa.

Czytaj także:

Prawda o związkach z Dorosłymi Dziećmi Alkoholików. "Jak jazda bez trzymanki z zamkniętymi oczami"

"Krzywdziłem rodzinę. Żeby pić, brałem urlop". Dziennikarz Wojciech Czuchnowski szczerze o alkoholizmie