Ten minikamper to najlepsze, co może spotkać cię w wakacje. Łóżko na dachu to absolutny hit
To jedna z najlepszych rzeczy, jakiej możesz doświadczyć w podróży. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Podjeżdżasz samochodem gdzie tylko masz ochotę i trzy minuty później zmieniasz go w sypialnię z widokiem na co tylko sobie zamarzysz. Dosłownie. Volkswagen California to prześwietny minikamper, który jest głównym składnikiem idealnego przepisu na świetne wakacje. Zwłaszcza w dobie koronawirusa.
A ile kosztuje, jak wygląda w środku, ile osób się zmieści, jak rozkłada się sypialnię, czy ma kuchnię... i tak dalej, i tak dalej. I byli to nie tylko kierowcy innych kamperów, ale także rasowo sportowych samochodów za grube setki tysięcy złotych. I tak wzajemnie zachwycaliśmy się swoimi czterema kółkami.
Jeździliśmy wersją Ocean, o czym przypominał stylowy napis przy klapie bagażnika. Jej alternatywą jest wariant Beach, który jest nieco biedniej wyposażony, bo nie ma w nim kuchni (kuchenki, zlewu itd), a także niektórych szafek. Z kolei Ocean to już wszystko na wypasie, de facto mamy tam wszystko co w normalnym kamperze za wyjątkiem łazienki.
Posiada niemal wszystkie zalety kampera (za wyjątkiem toalety), a jednocześnie jest pozbawiony jego wad (gabaryty). Nie tracimy czasu na ślamazarną podróż w gigantycznym pudle na kółkach. Zamiast tego dostajemy pełnoprawne auto, którym pojedziemy w komfortowych warunkach jak normalną osobówką, nie mając wrażenia, że jedziemy ciężarówką.
W tych samych zakrętach jednak był jeszcze jeden wspólny mianownik z kamperami, czyli odgłosy za plecami kierowcy. Chodzi oczywiście o jeżdżące w szafkach sztućce i naczynia.
W Californii mamy ich całą masę, a wrażenie siedzenia na komfortowym królewskim tronie dopełniają dwa podłokietniki, które są zbawieniem w kilkusetkilometrowych trasach. Minus? Pojemnik na napój nie jest przy prawej ręce, ale nieco z daleko na desce rozdzielczej – trzeba było niewygodnie sięgać.
Z kolei samo "zaplecze" i część mieszkalna jest wyposażona w całą masę szafek różnej wielkości, gdzie można pochować ubrania, naczynia i wszystkie rzeczy użytkowe. Jest też większe lusterko zamontowane we wnętrzu jednej z szafek.
Śniadanie z widokiem? Nie ma sprawy.
California ma także jedną zaletę, która sprawia, że jest zdecydowanie lepszym wyborem od swojej większej siostry Grand Californii (dużo większy kamper z łazienką). Mianowicie tylna kanapa jest duża i wygodna, śmiało pojadą na niej dwie dorosłe osoby. Natomiast w Grandzie jest bardzo wąska i w komfortowych warunkach dwójka się tam zmieści, ale co najwyżej dzieci.
Mam 183 cm i spałem tam zupełnie normalnie z lekko wystającymi nogami. To wariant idealny na szybką drzemkę podczas postoju na trasie. Nieporównywalnie większy komfort niż spanie na rozłożonym fotelu. Jest tak fajnie i wygodnie, że jedna drzemka z 15-minutowej zmieniła się w godzinną.
Tak wygląda łóżko "na parterze".
Ale powiedzmy sobie szczerze: nie jeździmy takim autem po to, by spać na dole. Absolutną wisienką na torcie jest ukryte w dachu rozkładane łóżko. Stawiamy je za pomocą specjalnego przycisku na ekranie sterującym samochodem (o nim więcej za chwilę) w kilkadziesiąt (te mniejsze kilkadziesiąt) sekund.
A tak wygląda sypialnia z widokiem na piętrze.
"Ściany" są materiałowe, więc w przypadku chłodnych nocy lepiej siedzieć mocno pod śpiworem. Natomiast te ściany mają jeden ogromny plus, "otwierane okna". Bo gdy już się obudzicie, możecie je rozsunąć (jedno wielkie z przodu i dwa mniejsze z boku) i podziwiać co tylko zechcecie: góry, jezioro, morze, ocean, niebo, gwiazdy. Ogranicza was tylko możliwość zaparkowania.
Taki widok z sypialni? Żaden problem.
A jak będzie ciasno i pogoda pozwoli, zawsze można rozwinąć markizę i rozstawić krzesła oraz stolik, które są sprytnie schowane w samochodzie (w klapie bagażnika oraz w drzwiach przesuwnych).
Aktywny tempomat znacząco ułatwia pokonywanie setek kolejnych kilometrów.
Centrum zarządzania Volkswagenem Californią znajduje się na panelu zamontowanym nad lusterkiem wstecznym. To intuicyjny ekran dotykowy, za pomocą którego sterujemy tymi campingowymi funkcjami samochodu: m.in.: poziomem chłodzenia lodówki, kwestią naładowania akumulatorów, ogrzewaniem, oświetleniem, poziomem czystej i brudnej wody (ją możemy wylać z otworu na zewnątrz auta).
To ekran, za pomocą którego sterujemy wnętrzem samochodu na campingu.
Akumulatory czuwają, by stojąc w trybie campingowym można było wytrzymać bez prądu (działa wtedy też klimatyzacja/ogrzewanie). W trakcie 5-dniowego testu tylko raz musieliśmy się podłączyć do prądu i to bardziej w formie testu niż faktycznej potrzeby. Wewnątrz mamy też trochę kontaktów i wtyczek USB w każdej części auta, więc spokojnie: telefon i laptop będzie naładowany.
Zwłaszcza, że w Californii mamy nawet plenerowy prysznic. Z tyłu auta możemy podpiąć się słuchawką do zbiornika z wodą i na łonie natury wziąć odświeżający prysznic. Zbiornik ma co prawda 42 litry pojemności, ale można go łatwo uzupełnić.
A jak już będziesz szukał pomysłu na podróż, mamy dla Ciebie gotowy plan na szybką objazdówkę po Szwajcarii.
Zaczynamy od Interlaken, następnie jedziemy do pobliskiego Blausee, potem atakujemy przełęcze Grimsellpass i Furkapass. Przy tej ostatniej odwiedzasz lodowiec Rodanu, a następnie przejeżdżasz przez Gotthardpass i lądujesz w regionie Ticino w miejscowości Locarno. Stamtąd przełęczami jedziesz do Berninapass, skąd dowolnie możesz kierować się w stronę Polski.
Aha, rzecz najwazniejsza. Już w Szwajcarii, w nawigacji wybierz trasę bez autostrad. Gdy zobaczysz widoki, zrozumiesz dlaczego.