O Breonnie Taylor powinien usłyszeć każdy. Z jej powodu na ulicach USA znowu wybuchły protesty
Breonna Taylor została zastrzelona przez funkcjonariuszy policji w Louisville ponad sześć miesięcy temu. Oburzenie wokół sprawy Afroamerykanki nie ustaje, a zamieszki na ulicach amerykańskich miast ponownie przybrały na sile po tym, jak policjanci uniknęli odpowiedzialności za jej śmierć.
Śmierć George'a Floyda przywołała w Stanach Zjednoczonych debatę na temat rasizmu i brutalności policji wobec osób ciemnoskórych. Tym razem jednak nie skończyło się na lokalnych rozruchach. W całym kraju doszło do zamieszek i starć z policją, które w wielu miastach trwają do tej pory. Na wokandę wróciła także sprawa zastrzelenia Breonny Taylor.
Śmierć Breonny Taylor
Po północy 13 marca bieżącego roku do mieszkania Breonny Taylor i jej chłopaka Kennetha Walkera w Louisville w stanie Kentucky wtargnęło trzech uzbrojonych policjantów w cywilu. Funkcjonariusze dostali cynk, że w domu ratowniczki medycznej rzekomo składowano paczki z narkotykami.Według ustaleń "The New York Timesa" policjanci (Brett Hankison, Myles Cosgrove i Jonathan Mattingly) mieli obowiązek najpierw zapukać do drzwi mieszkania, a następnie ogłosić, że przybyli z nakazem przeszukania posiadłości. Sąsiedzi oraz rodzina Taylor twierdzą natomiast, że służby dokonały niespodziewanego nalotu, a Breonna i jej partner sądzili, że to włamanie.
W wyniku policyjnej akcji jeden z funkcjonariuszy został ranny w udo. Kenneth Walker, który oddał zaledwie jeden strzał, usłyszał zarzuty kryminalnej napaści pierwszego stopnia i usiłowania zabójstwa policjanta. 22 maja mężczyzna został zwolniony z aresztu. Nagrania z jego rozmowy z numerem 911 z 13 marca udowodniły, że Walker zgłaszał operatorowi, iż "ktoś wyłamał drzwi mieszkania i zastrzelił jego dziewczynę".
15 maja rodzina zabitej 26-latki złożyła do sądu pozew, w wyniku którego miasto Louisville zgodziło się wypłacić matce Taylor 12 milionów dolarów i dokonać zmian w przepisach dotyczących praktyki policyjnej.
Protesty po decyzji ławy przysięgłych
W środę 23 września stanowa ława przysięgłych podjęła decyzję, aby nie oskarżać żadnego z trzech policjantów o śmierć Breonny Taylor. Trzy zarzuty, w tym nieusprawiedliwionego stworzenia sytuacji zagrożenia życia, postawiono jedynie Brettowi Hankisonowi. Jego kaucję ustalono w wysokości 15 tys. dolarów.Śledczy ustalili, że tylko jeden strzał okazał się dla Breonny śmiertelny. Co ciekawe, oddał go detektyw Myles Cosgrove, który uniknął jakichkolwiek oskarżeń. O postawieniu zarzutów Hankisonowi zadecydował m.in. fakt, że oddane przez niego strzały trafiły w mieszkanie obok lokalu należącego do Taylor.
Protesty wybuchły w środę wieczorem i ogarnęły nie tylko Louisville, ale też Nowy Jork, Waszyngton, San Diego i inne duże amerykańskie miasta. Demonstranci wyszli na ulice z transparentami: "Powiedzcie jej imię" oraz "Nie ma sprawiedliwości, nie ma pokoju".
Protestujący z Seattle obrzucili policjantów kamieniami, zaś w samym Louisville, gdzie zatrzymano dotychczas 46 osób, doszło do strzelaniny, w której rannych zostało dwóch policjantów. Sprawcy zdarzenia nie udało się jeszcze złapać, ale sprawą zajmuje się już FBI.
Gubernator stanu Kentucky Andy Beshear oraz kandydat Demokratów na prezydenta Joe Biden otwarcie skrytykowali zachowanie demonstrantów i wyrazili współczucie rodzinom postrzelonych funkcjonariuszy policji.
Trudno powiedzieć, czy na tym skończy się sprawa śmierci Breonny Taylor. Wiadomo, że rodzina zmarłej przyjęła decyzję ławy przysięgłych z ogromnym smutkiem.
Czytaj także:
– Policjanci strzelili Afroamerykaninowi 7 razy w plecy. Na ulicach USA znów wybuchły zamieszki
– To nie jest "kolejna śmierć czarnego". Nie możemy być obojętni ws. George'a Floyda [FELIETON]
– Nie tylko polska influencerka zaliczyła wpadkę. Tych celebrytów też oskarżono o rasizm