Pokonali wirusa, gdy świat jest bezradny. Jakim cudem udało się to w Nowej Zelandii?
Udało im się to już drugi raz. Najpierw wiosną Nowa Zelandia stawiana była za wzór tego, jak można walczyć z pandemią. Teraz, gdy cała Europa i inne kraje świata zmagają się z jesiennym uderzeniem koronawirusa, tam znów ogłaszają sukces i znoszą restrykcje. Jakim cudem? Co takiego robią tam, co nie sprawdza się np. u nas?
W całym kraju, jak podkreślają władze, nie ma dziś ani jednego, wewnętrznego ogniska zakażeń. Nie zanotowano takiego od 24 września.
I już to wystarczy, żeby wyobrazić sobie, jak inna jest dziś sytuacja w Nowej Zelandii w porównaniu do wielu krajów świata, które zmagają się z tysiącami nowych zakażeń koronawirusem dziennie. I nie mogą sobie poradzić.
Czytaj także: Ogromny wzrost liczby zakażeń koronawirusem po weekendzie. Nie żyją 63 osoby
Oczywiście izolacja kraju i mała gęstość zaludnienia nieporównywalna choćby do Nowego Jorku na pewno są sprzyjające. Ale czy tylko?
Nowa Zelandia ogłasza sukces
Gdy w Polsce, Czechach, na Słowacji i innych krajach wirus przybierał na sile, w Nowej Zelandii było już tak dobrze, że 5 października premier kraju Jacinda Ardern ogłosiła pokonanie wirusa SARS-CoV-2. I to już drugi raz.
Pierwszy raz zrobiła to w kwietniu, również wyprzedzając wiele innych państw, ale jednocześnie apelując o czujność i ostrożność. – Wygraliśmy tę bitwę – mówiła wtedy Ardern. Faktycznie, przez kilka miesięcy w Nowej Zelandii notowano tylko pojedyncze przypadki dziennie. A zagraniczne media rozwodziły się nad strategią, jaką tu zastosowano.
"Nowa Zelandia jest teraz jedynym narodem reprezentującym świat Zachodu, który realizuje strategię eliminacji (chociaż jest to model stosowany w krajach azjatyckich, w tym w Chinach, Hongkongu, Tajwanie, Singapurze i Tajwanie)" – cytowaliśmy w naTemat prof. Nicka Wilsona, epidemiologa z Uniwersytetu Otago.
Czytaj także: Nowa Zelandia wyeliminowała koronawirusa. "Wygraliśmy tę bitwę" – ogłasza premier Ardern
Zniesiono restrykcje w Auckland
Jednak w sierpniu wirus ponownie zaatakował w Auckland, największym mieście kraju. Z powodu potwierdzonych 186 przypadków miasto zostało zamknięte, wprowadzono liczne restrykcje, m.in. zakaz zgromadzeń powyżej 100 osób, ograniczoną liczbę klientów w sklepach, zamknięcie lokali gastronomicznych.
Zniesienie ograniczeń ogłoszono w ubiegłym tygodniu i zrobiono to z pompą, gdy okazało się, że w ciągu 10 dni w Auckland nie zanotowano ani jednego, nowego przypadku zakażenia.
Jak Nowa Zelandia pokonała Covid-19
Nowa Zelandia pęka z dumy, choć jednocześnie władze wciąż zalecają ostrożność i mówią o ryzyku. A lekarze apelują o używanie aplikacji Covid Tracer na telefonach i grzmią o konieczności robienia testów.
"Testy to kluczowa rzecz. Jeśli możemy szybko wychwycić wirusa, wtedy możemy uniknąć kolejnego lockdownu" – ostrzega dr Shaun Hendy z Uniwersytetu Auckland.
Lekarze zalecają również, by jeśli ktoś czuje się źle, został w domu i zrobił test na koronawirua. Przypominają o myciu rąk i noszeniu maseczek w pomieszczeniach, w dużych skupiskach ludzi.
W kwietniu, gdy pierwszy raz ogłaszano sukces, nie od razu pozwolono ludziom na wszystko. Nie wszystko poszło na żywioł.
"Działać będą mogły restauracje na wynos, ale centra handlowe pozostaną zamknięte. Większość ludzi nadal będzie musiała pozostawać w izolacji domowej i unikać interakcji społecznych. Nie będzie można organizować imprez masowych" – opisywała Monika Piorun w naTemat.
Czytaj także: Ten kraj zahamował rozwój pandemii w... 10 dni? Eksperci twierdzą, że dosłownie "miażdży" statystyki
Wychwalają premier Ardern
– Myślę ze zadziałali bardzo wcześnie, szybko i w bardzo konsekwentny, zdecydowany sposób. Inne kraje chyba zbyt długo czekają z podjęciem decyzji, co w wypadku pandemii jest krytyczne – ocenia w rozmowie z naTemat Żaneta Branch, Polka mieszkająca w Australii.
Co o sukcesie Nowej Zelandii myślą ludzie w jej kraju? – Z mojego punktu widzenia większość Australijczyków bardzo ceni i szanuje premier Nowej Zelandii i popiera każdą jej decyzję. Chyba wszyscy są zgodni, że poradzili sobie świetnie – odpowiada.
Jak mówi, w Australii nie zazdroszczą, ale patrzą z aprobatą. Zresztą premier Jacinda Ardern na ogół wychwalana jest pod niebiosa. Od początku swoich rządów w 2017 roku nazywana była Trudeau w spódnicy, jej styl rządzenia wielu się podobał. Co jeszcze bardziej nasiliło się w czasie pandemii, gdy m.in. obniżyła swoją pensję o 20 proc.
"To mistrzostwo przywództwa", "Wyjątkowe", "Ona pokazuje, że jest z ludźmi, którzy ją wybrali" – oceniano ją w komentarzach. Zaczęła działać szybko i sprawnie, podejmując konkretne decyzje, komunikując się z ludźmi, cały czas pokazując "ludzką" twarz polityka.
"Plan Jacindy Ardern na koronawirusa działa, w przeciwieństwie do naszego. Ponieważ ona zachowuje się jak prawdziwy przywódca" – analizował brytyjski "Independent".
Czytaj także: Tam liczba zgonów nie przekracza 10. Trzy kobiety pokazują światu, jak walczyć z koronawirusem
17 października wybory
Już 21 marca Ardern ogłosiła wprowadzenie 4-stopniowego systemu alarmowego, który obowiązuje do dziś i zgodnie z nim cały kraj znajduje się teraz w Alercie 1. Co oznacza, że gospodarka wraca do normalności. Także służba zdrowia, choć z zachowaniem określonych środków ostrożności. Pełna lista zaleceń znajduje się tutaj.
17 października w Nowej Zelandii odbędą się wybory, w kraju trwa kampania wyborcza. To będzie najlepszy test dla Jacindy Ardern. Według ostatnich sondaży jej Partia Pracy może liczyć na 47 proc. poparcia i zyskać większość w parlamencie.
Jak właśnie podliczono, w regionie Auckland z powodu ograniczeń, które trwały ponad miesiąc, pracę straciło ponad 4 tys. osób.