"Zabierz babci znicz", bo właśnie tak możesz ją uratować. Cmentarze powinny być zamknięte!

Aneta Olender
"Zabierz babci znicz" – hasło rzeczywiście trochę takie, że można by się uśmiać... Jednak biorąc pod uwagę to, jak "radzimy sobie z pandemią", nikomu nie powinno być do śmiechu. Jest źle, a może być jeszcze gorzej. Dlatego z pełna odpowiedzialnością podpisuję się pod słowami tych osób, które uważają, że 1 listopada cmentarze powinny być zamknięte.
Specjaliści alarmują, że tłumy na cmentarzach, to właściwie pewnik wzrostu zakażeń. Fot. Władysław Czulak / Agencja Gazeta
Mamy 15 października, czyli dokładnie ten dzień, który miał być światełkiem w pandemicznym tunelu. Jak zapowiadał prezydent Andrzej Duda, w połowie miesiąca mieliśmy być świadkami wypłaszczenia, bo przecież "pandemia jest pod kontrolą"...

Za taką kontrolę chyba jednak podziękujemy, próżno bowiem tego spodziewanego wypłaszczenia szukać, bo Ministerstwo Zdrowia poinformowało o kolejnym rekordowym bilansie zakażeń – ponad 8 tysięcy nowych przypadków. Ponad 90 osób zmarło, ale to zdaniem niektórych widocznie wciąż nic takiego, bo na grypę też przecież ludzie umierają.


Te liczby – choć za każdą kryje się czyjeś cierpienie – nie przemawiają do rozsądku, dlatego znaleźliśmy kolejny powód do podziałów – na tych, którzy chcą, aby ograniczyć wizyty na cmentarzach lub w ogóle je zamknąć, i na tych, którzy o takim rozwiązaniu słyszeć nie chcą.

Nie będę ukrywała, że zdecydowanie należę do pierwszej grupy... Przestańmy udawać, że koronawirus zrobi sobie dwudniowe wolne i pozwoli nam swobodnie zapalić znicze na grobach naszych bliskich, szanując tym samym nasze uczucia i przywiązanie do tradycji... Nasze, czyli milionów Polek i Polaków.

Brzmi groteskowo? Owszem, ale tak też część z nas się zachowuje. Co roku tłumnie odwiedzamy cmentarze, ale ten rok, jak już zresztą powinniśmy zdążyć się zorientować, jest zupełnie inny. Dlatego właśnie, choć dla nikogo nie będzie to łatwym rozwiązaniem, dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki spędźmy w domu.

Nie ma tu żadnej filozofii, chodzi o bezpieczeństwo. Nie zamierzam bawić się w domorosłą ekspertkę, ani też w panikarę niepotrzebnie straszącą ludzi. Zamierzam jednak prawdziwych ekspertów słuchać. Z pewnością nie tych, którzy maszerują ulicami miast, protestując przeciwko uciemiężeniu, jakim jest nakaz noszenia maseczek.

Przypomnę, że dr Paweł Grzesiowski, lekarz, specjalista w dziedzinie profilaktyki zakażeń, w jednym z ostatnich wywiadów podkreślał, że cmentarze powinny być zamknięte.

– Weekend 31 października - 1 listopada to kolejny krok w kierunku rozsiewu pandemii w Polsce. Te osoby, które decydują w państwie o tym, czy będzie wtedy możliwość odwiedzenia cmentarzy bez ograniczeń, czy nie, będą ponosiły odpowiedzialność za to, co się stanie później – mówił.

A później niestety może zdarzyć się wiele złego. Część przedstawicieli PiS-u od samego początku zdaje się zatykać uszy i nie słuchać mądrzejszych w tym temacie od siebie. Nieodpowiedzialnie otwierają usta, zapewniając nas, że jesteśmy na dobrej drodze, że jesteśmy europejskim wzorem walki z pandemią... Tymczasem mamy chaos i właściwie nikt niczego nie wie.

Pardon! Wiemy, że premier Mateusz Morawiecki zapowiada wzmacnianie patriotyzmu i stawianie więcej masztów na narodowe flagi... (serio?!)

Chciałabym takie zachowanie decydentów nazwać najwyżej beztroskim, ale byłoby to określenie nietrafione biorąc pod uwagę liczbę osób, które zmarły z powodu COVID-19. Od początku trwania w Polsce epidemii koronawirusa do 15 października rodziny dokładnie 3308 osób musiały pogodzić się ze stratą.

Jeśli uznamy jednak, że na cmentarzach nic nam nie grozi, że przecież świeże powietrze, spory teren, jeśli zapomnimy, że na wąskich alejkach nekropolii będziemy mijać dziesiątki innych osób, to statystyki resortu zdrowia mogą świadczyć o kolejnych dramatach. Nie chodzi tu jednak o statystyki, chodzi o życie.

Zanim jednak zabierzemy babci czy rodzicom, znicz, porozmawiajmy z bliskimi. Wyjaśnijmy w czym rzecz. Chodzi przecież o troskę i o to, aby nie doświadczać tragicznych skutków emocjonalnych decyzji.

Być może zabrzmi to brutalnie, ale jeśli tłumnie pojawimy się na cmentarzach, to część osób może tam trafić z powrotem w niedługim czasie. To scenariusz najczarniejszy, ale niestety bardzo realny. Słowa te mogą razić, ale lepiej czytać ostrzeżenia niż kolejne doniesień o samotnym odchodzeniu w szpitalnej sali.

System ochrony zdrowia nie jest przygotowany na to, co teraz się dzieje. O kryzysie mówi się od lat, o problemach z infrastrukturą, braku sprzętu i braku personelu medycznego.

Lekarze, lekarki, pielęgniarki, pielęgniarze, ratownicy medyczni... Wszyscy starają się pracować za dwóch, a nawet i trzech (choć Jacek Sasin i Wiadomości TVP mają odmienne zdanie na ten temat), ale choć bardzo byśmy tego chcieli, nie można liczyć na cud, ale trzeba na naszą odpowiedzialność, na rozsądek społeczeństwa.

Nikt nie ma możliwości zdublowania samego siebie (w przypadku kilku postaci ze świata polityki, to akurat nieocenione szczęście), lekarze też nie posiadają takich nadprzyrodzonych umiejętności.

Dla wielu z nas Wielkanoc oznaczała samotne święta, z dala od rodziny. Bardzo bym nie chciała, aby powtórzyło się to w czasie Bożego Narodzenia. I owszem, swoich rodziców także proszę o to, aby zostali w tym czasie w domu Wszystko można zorganizować inaczej, można zapalić świeczkę wcześniej lub później.

A jeśli ktoś nadal liczy na logikę politycznych decyzji to może mały przykład... Z medialnych doniesień wynika, że rząd rozważa zamknięcie sklepów monopolowych po godzinie 19. Chodzi o to, aby ograniczyć spotkania towarzyskie, które miały przyczynić się do wzrostu liczby zakażeń.

Rzeczywiście będzie miało to "sens", kiedy będziemy ocierali się o siebie na cmentarzach...

Czytaj także:

"Nie teoria spiskowa, tylko miłość". Ten ksiądz ratuje twarz Kościoła ws. podejścia do epidemii

Koronawirus zmienia plany Kościoła. Abp Gądecki zdecydował, co z tegoroczną kolędą