Zrobiłeś test na SARS-CoV-2 prywatnie i masz pozytywny wynik? Dla systemu nie istniejesz

Anna Kaczmarek
Zrobiłeś prywatnie test w kierunku SARS-CoV-2 i wyszedł pozytywny? Może być tak, że przysłowiowy pies z kulawą nogą nie zainteresuje się twoim pozytywnym wynikiem. Chyba, że sam zadbasz o to, żeby system cię zauważył. Ale tylko ciebie, bo już twoja rodzina może zupełnie zostać bez żadnych informacji i bez... kwarantanny.
Nie ma nadzoru epidemiologicznego nad wieloma osobami, które są zakażone koronawirusem ale testy zrobiły prywatnie. Fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Historia Anny zaczyna się od tego, że zupełnie nie mogła dostać się na żadną poradę do lekarza POZ, a coraz bardziej atakowała ją dość paskudna infekcja. Zaniepokojony jej stanem zdrowia pracodawca zdecydował się opłacić dla niej prywatnie test w kierunku SARS-CoV-2. Wynik przyszedł pozytywny. Nikt nie odezwał się do Anny w tej sprawie. Oczywiście były telefony na infolinię i rada, żeby skontaktować się ze swoją przychodnią podstawowej opieki zdrowotnej.

Nikt nie dzwoni z Sanepidu


Zgodnie z radą z infolinii, kobieta skontaktowała się z rejestracją (nie bez problemów) swojego lekarza podstawowej opieki zdrowotnej i poinformowała, że ma dodatni wynik testu na koronawirusa – przesłała dokument mailowo do przychodni.


Kazano jej czekać 4 dni na wizytę, ale w końcu zadzwonił lekarz i "wprowadził ją do systemu". Co do kwarantanny rodziny, poinformował, że to już sprawa Sanepidu. Do Sanepidu nie można było się dodzwonić, instytucja nie odpisała też na wysłanego maila.

Czytaj także: "Apteczka covidowa". Pytamy lekarzy i chorych, co warto mieć w domu na wszelki wypadek

– W praktyce sytuacja wyglądała tak, że moi bliscy poddali się kwarantannie sami, ze zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Od pozytywnego wyniku testu minęło już 12 dni i nikt z Sanepidu nie zadzwonił ani nie napisał – mówi nam Anna.

Dodaje, że przez czas izolacji była sprawdzana przez policję i wojsko. Natomiast jej rodziny nikt nie nadzorował i nie niepokoił.

Pozytywny wynik prywatnego testu na covid – jak to wpisać?


Robert mieszka z dziewczyną, ona pierwsza zaczęła chorować i lekarz zlecił jej test. Potem zachorował on. Przebadał się prywatnie - test pozytywny. I co? I nic. Żadnego telefonu od żadnej instytucji. Właściwie gdyby nie kręgosłup moralny, to mógłby normalnie wychodzić z domu, pracować, robić zakupy i… zarażać. Oczywiście został w domu.

Roberta przychodnia podstawowej opieki zdrowotnej mieści się w jego rodzinnym mieście, w którym nie mieszka od lat. To niewielkie miasto. Nie ma tam możliwości zrobienia prywatnie testu w kierunku koronawirusa. Robert umówił się do swojego lekarza POZ na teleporadę, jednak ten nawet nie wiedział, jak z prywatnym testem ma go wpisać w system.

Robert siedzi w domu, sam nałożył na siebie izolację.

Mam koronawirusa, nie mam lekarza POZ


Marta też wykonała test prywatnie. Wynik był pozytywny. Kobieta nie jest ubezpieczona w NFZ, do tej pory korzystała z prywatnej opieki zdrowotnej. Nie ma swojego lekarza POZ. Próbowała jednak umówić się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, który przyjmuje w ramach NFZ i zapłacić za tę wizytę. Niestety dostanie się do lekarza było niemożliwe. Dzwoniła do powiatowego inspektoratu sanitarnego, na wszelkie infolinie.

– Wszyscy obiecywali, że się odezwą. To było kilkanaście dni temu. Gdybym była nieodpowiedzialna, to spokojnie mogłabym chodzić i zarażać – mówi nam Marta.

Magda otrzymała pozytywny wynik testu jakiś tydzień temu. Też sama za test zapłaciła. Mieszka z synem. Chłopiec na szczęście nie miał dużych objawów infekcji. Do nich też nikt nie zadzwonił. Do systemu "wpadli” dopiero po wizytach (na które musieli czekać kilka dni) u lekarza POZ. Z Sanepidu nikt nie dzwonił.

Takich historii jest wiele. Szczególnie w dużych miastach, gdzie można zrobić test w kierunku SARS-CoV-2 prywatnie. Przynajmniej do tej pory nad takimi osobami i ich kontaktami był mierny albo żaden nadzór epidemiologiczny. Czy to wina zapchanego przez epidemię Sanepidu? Nie do końca, raczej wadliwego prawa i źle skonstruowanego systemu.

Cały czas raportujemy


Zacznijmy od początku, czyli od laboratoriów, które wykonują testy komercyjnie. Zapytaliśmy jak wygląda raportowanie wyników testów dalej Warsaw Genomics i Diagnostykę, które testują komercyjnie w kierunku SARS-CoV-2 m.in. w Warszawie.

Arkadiusz Szulc, Dyrektor Operacyjny Warsaw Genomics tłumaczy nam, że wyniki testów RT-PCR w kierunku SARS-COV-2 zlecanych do Warsaw Genomics są raportowane, zgodnie z obowiązującymi procedurami, do Ministerstwa Zdrowia (ilościowo) oraz do Sanepidu, jeśli pacjent ma wynik pozytywny.

– W ten sposób raportowane są również wyniki testów zlecanych komercyjnie przez indywidualnych pacjentów: pozytywne wyniki przekazywane są zgodnie z obowiązującą procedurą do właściwych powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych (PSSE) wraz z danymi umożliwiającymi kontakt z pacjentem. Są to zatem pacjenci z potwierdzonym aktywnym zakażeniem SARS-CoV-2, którzy powinni być widoczni dla systemu – wyjaśnia dyrektor Szulc.

I dodaje: – Z naszej perspektywy system raportowania wyników testów komercyjnych nie zmieniał się w czasie (epidemii - przyp. red.). Obowiązkiem każdego laboratorium jest raportowanie pozytywnych wyników badań w kierunku SARS-CoV-2 do właściwych powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznej (PSSE) zgodnie z miejscem zamieszkania pacjentów.
Bywało, że informacja o pozytywnych testach na SARS-CoV-2 robionych komercyjnie nie docierała do Sanepidu lub była niepełna.Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Większość testów, jakie wykonuje Warsaw Genomics, to testy pacjentów kierowanych przez POZ i testy szpitalne.

– Biorąc pod uwagę aktualną sytuację epidemiczną, staramy się zabezpieczać przede wszystkim potrzeby szpitali i pacjentów kierowanych przez POZ. W laboratorium realizujemy głównie testy na zlecenie NFZ dla Sanepidów, POZ i szpitali. Udostępniamy jednocześnie testy pacjentom indywidualnym. Stanowią one jednakże nie więcej niż kilkanaście procent testów realizowanych przez Warsaw Genomics każdego dnia – mówi nam Szulc.

Podobnie odpowiada nam Piotr Talarek, Doradca Zarządu Diagnostyki.

– Diagnostyka wypełnia obowiązek raportowania do odpowiednich Sanepidów wszystkich dodatnich wyników testów molekularnych w kierunku SARS-CoV-2. Zarówno tych, realizowanych na zamówienie NFZ czy szpitali, testów kupowanych przez osoby indywidualne, firmy jak i badań bezpłatnych, wykonywanych u nauczycieli w ramach programu Badamy-Wspieramy 2.0. Dzieje się to niezwłocznie po otrzymaniu wyniku, który jest przesyłany wraz z informacjami kontaktowymi pacjenta – wyjaśnia w rozmowie z naTemat.

– Oczywiście skala i tempo rozwoju epidemii, przytłaczają publiczny system, ale też często są wyzwaniem dla operatorów prywatnych. Tu też ludzie pracują z poświęceniem od ośmiu miesięcy, nawet na trzy zmiany, starając się pomóc wszystkim potrzebującym i nawołującym "testujcie!” – uzupełnia.

Dodaje, że w praktyce zdarzało się że pacjenci dzwonili do Diagnostyki z pytaniem, czy są już zarejestrowani w systemie, nie mając świadomości, że wyniki ich badania Sanepid otrzymał tego samego dnia co oni sami. W praktyce rozwiązaniem przyspieszającym rozpoczęcie samoizolacji, zwłaszcza pacjentów bezobjawowych, była rekomendowana przez Ministerstwo Zdrowia, teleporada lekarza POZ, który wprowadzał ich dane do systemu.

Mogło być różnie


Skoro laboratoria przesyłają wyniki testów komercyjnych, to dlaczego osoby "pozytywne” zostają bez nadzoru? Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia.

Jak wyjaśnia nam Wojciech Andrusiewicz, rzecznik prasowy ministerstwa, obowiązek raportowania dodatniego wyniku testu (również wykonanego komercyjnie) wynika z Art. 29 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi i rozporządzenia wydanego na podstawie ust. 7 tego przepisu.

Czytaj także: COVID-19. Wszystko, co warto wiedzieć o testach na koronawirusa i miejscach ich wykonywania


– Niestety niezależnie od tego mogą zdarzać się przypadki (niezgodne z prawem), że laboratorium (diagnosta) nie przekazuje wyniku tego badania Państwowej Inspekcji Sanitarnej – wyjaśnia rzecznik.

Dodaje, że „aby ułatwić proces przekazywania informacji o dodatnim wyniku testu Państwowej Inspekcji Sanitarnej, w rozporządzeniu Rady Ministrów z 9 października 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii w §2 dodano ust. 14a, zgodnie z którym każde medyczne laboratorium diagnostyczne wykonujące diagnostykę zakażenia wirusem SARS-CoV-2 wprowadza do systemu teleinformatycznego (o którym mowa w ust. 3 pkt 1) informację o pozytywnym wyniku testu diagnostycznego w kierunku SARS-CoV-2 finansowanego ze środków innych niż środki publiczne oraz informacje o osobie, której dotyczy badanie diagnostyczne (w tym informację o numerze telefonu do bezpośredniego kontaktu z tą osobą, jeśli ta informacja nie znajduje się w systemie)”.

Przepis ten zacznie obowiązywać od 5 listopada 2020 r. Być może wtedy "prywatni pozytywni” w końcu zaczną być widzialni dla systemu i tym samym bezpieczni, bo teraz funkcjonując poza systemem i mogą zwyczajnie zarażać innych.

Będą w końcu widoczni?


Czy tak rzeczywiście będzie? Zdaniem Jana Bondara, rzecznika prasowego Głównego Inspektora Sanitarnego ten przepis powinien rzeczywiście poprawić sytuację.

– Informacja o osobach, które robiły prywatnie test w kierunku SARS-CoV-2 i mają wynik pozytywny, trafiała często niekompletna, z niektórych mniejszych laboratoriów. Nie mieliśmy np. żadnego kontaktu do tych osób, po samym imieniu i nazwisku trudno było kogoś odnaleźć – wyjaśnia rzecznik.

Jednak teoretycznie osoby z pozytywnym testem wykonanym komercyjnie, które zgłosiły się do lekarza POZ z tym wynikiem, powinny trafić do systemu i powinien skontaktować się z nimi Sanepid. Niestety tak nie jest.

Rzecznik GIS tłumaczy, że szczególnie w województwach, gdzie jest najwięcej zakażeń, mogą być opóźnienia w tym kontakcie.

Czytaj także: Miałem koronawirusa w rodzinie. Po trzech tygodniach kwarantanny zdradzę ci, co cię czeka

To największy problem dla osób, które mieszkają z kimś kto ma pozytywny test - nie wiadomo np. ile czasu mają spędzić na kwarantannie. Tu nie pomagają infolinie, których konsultanci potrafią podawać różny czas takiej kwarantanny. Osoba z pozytywny wynikiem, która trafiła do lekarza POZ, ma łatwiej - tu lekarz nakłada izolację i decyduje o jej długości.
Nowe przepisy mają poprawić kwestię raportowania pozytywnych wyników testów na koronawirusa robionych komercyjnie.Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta
Jan Bondar wyjaśnia, że kwarantanna dla osób zamieszkujących razem (nie odizolowanych) z chorym powinna trwać przez okres izolacji chorego plus 10 dni od jej zakończenia. W tej chwili inspektoraty sanitarne nie są prawnie zobligowane do wydawania decyzji ws. kwarantanny na piśmie. Pracodawca powinien automatycznie otrzymać informację o nałożonej przez Sanepid kwarantannie. Jeśli oczywiście Sanepid się odezwie…

Rzecznik poinformował nas także, że trwają prace nad systemem, który ma usprawnić komunikacyjnie kwestie kwarantanny i izolacji.

– Epidemia rozwija się. Obecnie jesteśmy w stanie sprawdzić tylko w około 50 proc. przypadków, kto od kogo się zaraził. Dobry wywiad epidemiologiczny to podstawa w walce z epidemią – mówi Jan Bondar.

Warto być w systemie


Dlaczego warto być w systemie? Choćby dlatego, że informacja o tym, że przeszliśmy COVID-19 spowoduje, że nie będzie na nas nakładana już kwarantanna, kiedy będziemy mieli w najbliższej przyszłości kontakt z kimś chorym na COVID-19. Dodatkowo nie musimy wtedy mieć żadnych zaświadczeń w kwestii kwarantanny czy izolacji dla pracodawcy – wszystko pojawia się w systemie zusowskim.

Miejmy nadzieję, że osoby, które tak naprawdę finansowo odciążają system, wykonując na swój koszt badania w kierunku SARS-CoV-2, zostaną w pełni zauważone i zaopiekowane, dzięki wspomnianej zmianie przepisów i stworzeniu lepszego systemu komunikacyjnego.

To też ważne z punktu widzenia nas wszystkich, bo bez nałożonej izolacji czy kwarantanny ludzie ci mogą być nieodpowiedzialni i zarażać innych. Warto też pamiętać, że wiele z tych osób musiało zapłacić za test, bo nie mogły dostać się do swojego lekarza POZ. Choć wiadomo, POZy bywają różne i nie należy wrzucać ich do jednego worka z napisem "nie działa”.