"Zrobił się z tego jarmark i happening". Kobiety coraz ostrzej krytykują Strajk Kobiet
– Strajkujący mówią o katotalibach, wyklinają radykalną prawicę, a sami są radykałami, którzy walczą o świat namalowany wybranymi przez nich kredkami. Komuś podoba się inny kolor? To wyp******** – mówi jedna z kobiet, która popiera walkę o prawo do aborcji, ale nie podoba jej się obecna forma protestów. Takich głosów jest coraz więcej.
Takich głosów jest coraz więcej. "Popieram walkę o prawa kobiet, ale formy protestów już nie". Mimo że na ulicach protestujących nie brakuje i można już mówić o prawdziwej rewolucji, to Ogólnopolski Strajk Kobiet jest coraz ostrzej krytykowany przez dziesiątki Polek. Dlaczego?
"O co w ogóle walczymy?"
Polonez na ulicy, hasło "wyp********", które skrytykował profesor Jerzy Bralczyk, hit Cypisa "JBĆ PiS", który bezapelacyjnie stał się głównym Strajku Kobiet. Jedni uważają, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji nie pozostawił innego wyboru – trzeba walczyć każdymi możliwymi środkami. Nie czas na sentymenty i bycie grzecznym.
Inni z kolei apelują o kulturę. Wśród nich jest 25-letnia Gosia. Jej zdaniem protesty przybrały już formę happeningu, co jej osobiście się nie podoba.
Zdaniem Gosi obecna "happeningowa" forma protestów odwraca uwagę od istoty sprawy – walki o prawo do aborcji.
– Trudno traktować te protesty poważnie. Bo o co właściwie walczymy? Jakie mamy postulaty? Czego się domagamy? To protest czy wielka antyrządowa impreza? Jestem przeciwna wyrokowi TK, uważam, że to zamach na prawa człowieka, ale nie podoba mi się to, co robi Strajk Kobiet – podkreśla.
"Strajkujący są radykałami"
– Wracam z pracy. Napis "piekło kobiet" na wiacie przystanku, hasła na murach, śmietnikach. Nie ma mojej zgody na wandalizm – mówi z kolei 29-letnia Marta. Mówi, że na protest w obliczu szalejącej pandemii koronawirusa iść nie może, bo mieszka obecnie z rodzicami i boi się ich zakazić.
A jak wygląda "uczciwa" walka? – Nie tak – ucina krótko. – Nie za cenę zniszczeń i chaosu. No ale ja nie jestem rewolucjonistką – dodaje.
– Ja przestałam chodzić na protesty, gdy zaczęli wchodzić do kościołów, bawić się w wandalizm i wykrzykiwać wulgaryzmy pod domem Kai Godek. Czarę goryczy przelała reakcja Marty Lempart i aktywistek na włączenie się w protesty Szymona Hołowni oraz internetowa dyskusja, czy... na protesty powinno się przynosić tęczowe flagi – mówi z kolei 30-letnia Karolina.
Znani krytykują protesty
Zresztą coraz więcej znanych decyduje się na głos sprzeciwu wobec manifestacji w obecnej formie. Głos zabrała m.in. Edyta Pazura, żona Cezarego Pazury, która również była oburzona wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Jak stwierdziła, "nie rozumie dlaczego, ktoś ruszał kompromis z 1993 roku, po 27 latach jego funkcjonowania". Jednak same protesty skrytykowała.
"Myślałam – raczej byłam naiwnie przekonana, że dojdzie do czegoś innego, a tymczasem obserwuję obsesyjną nienawiść i wrogość. To bardzo, bardzo smutne, gdyż jesteśmy żywym przykładem dla kolejnych pokoleń. Nie wolno niszczyć, dewastować pomników, cudzego mienia..." – dodała.
O agresji pisała również Maffashion, czyli Julia Kuczyńska. Blogerka, która niedawno urodziła synka, ostro zareagowała na decyzję TK i broni praw kobiet w sieci. Nie spodobały jej się jednak m.in. ataki na kościoły.
"Wyszli [na ulice] wszyscy. Także ci, którzy nie o prawa walczą, a są zwyczajnymi agresorami. Zostawcie kościoły w spokoju. Nie dewastujcie cudzego mienia. Nie dawajcie władzy pretekstu do odwracania uwagi od głównego problemu. Do tego stopnia rzutuje to na cały protest, ze później Kaczyński w swoim przemówieniu wykorzystuje to, a w moim odczuciu wręcz nakłania do wojny" – napisała.
I zaapelowała: "Kochani bądźcie dzielni, walczymy dalej! Uważajcie na siebie i dobrem zwalczajmy zło".
Opinia publiczna nie szczędziła również ostrych słów, gdy Strajk Kobiet opublikował adresy i numery telefonów m.in. Krystyny Pawłowicz czy Kai Godek. "To mnie przeraża" – napisała na Twitterze dziennikarka i redaktorka publicystyki w ngo.pl Estera Flieger. "To jest przemocowe. Brakuje spojrzenia, do czego to może doprowadzić. Ponad półtora roku po tym, co stało się w Gdańsku. Eskalacja i co dalej?" – dodała.
"Pęka mi serce"
Bardzo dużo jest głosów przeciwko atakom na kościoły, które miały miejsce w niedzielę. Kościół w Polsce otwarcie wspierał rządzących w dążeniu do ograniczenia prawa aborcyjnego, stąd zaplanowano protesty podczas nabożeństw. Niektórzy poszli jednak dalej: mazali na murach kościołach, drzwiach, chodnikach przed świątyniami.
Zasmuciło to 31-letnią Agatę, katoliczkę, którą oburzył wyrok Trybunału Konstytucyjnego i jest za legalną aborcja. – Jest mi przykro, bo jestem wierząca, a dziś na protestach dominuje myślenie "albo jesteś z nami, albo przeciwko nam". Jeśli jesteś wierząca, to jesteś głupia – mówi wprost.
Agata wyznaje, że "pęka jej serce", kiedy widzi zniszczenia na murach kościołów, ale jednocześnie podkreśla, że "stara się rozumieć ból ludzi, którzy mają dość i tych zniszczeń dokonują".
Jednak Agata podkreśla, że jest różnica między Kościołem a wiarą. Uważa, że wierzący obrywają rykoszetem za to, co robił i robi kler. Nie może się zgodzić na hejt pod adresem katolików czy obraźliwe uwagi o jej religii, które widzi w internecie.
– Wiara nie jest czymś złym. I nie chodzi mi tutaj wcale o głaskanie po głowach i stawianie na piedestał księży. Ale wśród wierzących są ludzie, którzy wiarę traktują inaczej, są dobrzy i wspierają walkę o prawa kobiet, na przykład moi rodzice. Nie można karać wszystkich wierzących za grzechy kleru – zaznacza dobitnie.
A na koniec ma do Strajku Kobiet ważny apel: "Skoro walczymy o wolność, to pozwólcie nam wybierać. Inaczej ta wolność będzie tylko wolnością, która mi pasuje i którą ja dyktuję".