"Oni mocno gryzą". Tak działa BOA – formacja, którą wysłano na protest Strajku Kobiet

Aneta Olender
Pojawili się w tłumie podczas protestu Strajku Kobiet. Kiedy zaczęli używać pałek teleskopowych, nikt nie wiedział kim są. Dopiero później założyli na ramiona opaski z napisem "policja". Dziś już wiadomo, że to "BOA", funkcjonariusze, którzy tworzą elitarną jednostkę policji do działań kontrterrorystycznych.
Nieumundurowani policjanci wmieszali się w tłum podczas protestu zorganizowanego przez Strajk Kobiet. Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
"Zadaniem Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji "BOA" jest między innymi przeciwdziałanie terroryzmowi i jego fizyczne zwalczanie" – czytamy w informacji umieszczonej na stronie policji.

– Taki pododdział przygotowywany jest do działań w sytuacji, gdy bandyci, terroryści wezmą zakładników, czy to w budynku, w tramwaju, samolocie, na statku, gdziekolwiek. Tak funkcjonuje to na całym świecie, bo nie jest to tylko polska specyfika – mówi prof. Kuba Jałoszyński, były szef antyterrorystów KSP, a dziś ekspert zajmujący się problematyką związaną z siłami i działaniami kontrterrorystycznymi.


Odbijają zakładników, zatrzymują najniebezpieczniejszych przestępców, tak wygląda praca pododdziału. Jednak ostatnia akcja "BOA", pojawienie się nieumundurowanych policjantów podczas protestu w stolicy, wywołała spore kontrowersje, a raczej oburzenie. Tajniaków krytykowali także sami policjanci, mówili, że "to niedopuszczalne" i że to "hańba".

– Ten, który pierwszy użył pałki, jest znany z problemów z agresją. Kiedy ma obezwładnić bandziora, to nie jest to problemem, bo nikt się nie przejmie tym, że próba oporu zostanie przerwana przy pomocy kolby. No ale na demonstracji kobiet? – zastanawiał się jeden z informatorów Gazeta.pl

"Zanim ocenimy policjanta, warto zadać sobie pytanie. Dlaczego użył pałki teleskopowej? Oglądając wydarzenia, warto dotrzeć do wszystkich nagrań. W tym przypadku nastąpiła próba wyrwania pałki. Reakcja policjanta była zdecydowana" – czytamy z kolei we wpisie warszawskiej policji na Twitterze.

Czytaj także: Kim są tajniacy z pałkami teleskopowymi? Byli policjanci nie mają dla nich litości

Spuszczenie psów z łańcucha

Jerzy Dziewulski, były policjant i antyterrorysta, przyznaje, że nie spodziewał się, że na manifestację wysłano antyterrorystów. Sądził, że są to raczej ludzie z wydziału kryminalnego lub wywiadowczego.

– Tłum od momentu, kiedy zaczął demonstrować nie przejawiał agresji. W związku z czym uruchomienie antyterrorystów byłoby tak idiotyczne, że tego w ogóle nie zakładałem. Spuszczenie z łańcucha psów, które biją na lewo i na prawo, było zupełnie bezsensowne. Antyterroryści nie są normalnymi policjantami. Credo ich szkolenia to agresja i trzeba zdawać sobie z tego sprawę – mówi.

Nasz rozmówca podkreśla, że na takich funkcjonariuszy trzeba spojrzeć zupełnie inaczej. Nie jak na policjantów patrolujących ulice.

– Ich celem jest likwidowanie przeciwnika, ich celem jest także zabijanie. Specjalnie nie mówię, że oni są przygotowywani do służby, bo oni przede wszystkim przygotowywani są do walki, a tam musi występować element agresji. Tam, gdzie nie ma agresji w walce, powiem otwarcie, nie zwycięża się – podkreśla były antyterrorysta.
Jerzy Dziewulski
były antyterrorysta

Wszystkie formacje - BOA, wojewódzkie - są szkolone do trudnych działań. Szkolenie jest dosyć skomplikowane, ponieważ jest bardzo ryzykowne. Często graniczy z utratą życia. Nie wspominając o zdrowiu, bo to standard. Każdy, kto działa w takiej formacji, jest na starość kaleką. Szlag trafia kręgosłupy, stawy…

Czytaj także: "Będziemy upubliczniać wizerunki tajniaków". Strajk Kobiet reaguje ws. "policyjnych prowokatorów"

Elitarna jednostka


Swoje początki jednostka ma w 1976 roku. Powstała nieprzypadkowo właśnie wtedy. Był to bowiem czas, kiedy na całym świecie nasiliły się ataki terrorystyczne. Jej struktura przez lata ulegała zmianie. Była powiększana, pomniejszana, przekształcana, rozwiązywana, reaktywowana w innym kształcie.

Choć zdaniem Jerzego Dziewulskiego datowanie początków "BOA" na lata 70. (taka informacja umieszczona jest na stronie policji) to "grube naciąganie": – W tamtych latach powstały formacje antyterrorystyczne związane m.in. z likwidowaniem zamachów terrorystycznych na samoloty polskich linii lotnicznych. BOA jest formacją, która powstała znacznie później. Natomiast spadkobiercami lat 70. są formacje w komendach wojewódzkich.

Centralny Pododdział Kontrterrorystyczny Policji "BOA" utworzono pod koniec 2018 roku. – Wcześniej "BOA" było komórką organizacyjną Komendy Głównej Policji, a teraz jest jednostką policji, co oznacza wyższy szczebel – zaznacza prof. Jałoszyński.

Rozmówca naTemat podkreśla, że jest to jednostka elitarna, jak zresztą każda jednostka kontrterrorystyczna. Żeby się do niej dostać trzeba przejść cały proces selekcji. Są to między innymi badania psychologiczne i dodatkowe badania lekarskie. Inne niż te, które obowiązują kandydatów do policji.

– Można spełniać wymogi zdrowotne do policji, ale jednocześnie nie spełniać wymogów zdrowotnych do służby w pododdziale. Ci którzy się tam dostają są wybrani z wybranych. Później poddawani są procesowi szkolenia, żeby przygotować się do działań bojowych – zaznacza były policjant.

Ostatnie ogniwo


Jedną z umiejętności, która jest niezbędna w przypadku pełnienia takiej służby, jest umiejętność pracy w zespole, bo działania w pododdziale kontrterrorystycznym to nie są działania indywidualne.

– Taki policjant to nie jest Rambo z filmu z Sylwestrem Stalone, który sam strzela, a później jeszcze sam zaszywa sobie ranę. to nie jest ten przysłowiowy Rambo z serialu To są działania zespołowe – wyjaśnia prof. Kuba Jałoszyński.

Pododdziały są szkolone i powoływane do prowadzenia działań bojowych. Nie prowadzą pracy dochodzeniowej czy też operacyjno-rozpoznawczej. – To jest ostatnie ogniwo procesu dochodzeniowo-śledczego, kiedy już wiadomo, że ten i ten bandyta jest w konkretnym miejscu i trzeba go zatrzymać. Istnieje przy tym duże niebezpieczeństwo, że będzie używał broni i niebezpiecznych narzędzi. Tak naprawdę takiemu pododdziałowi jest bliżej do wojska niż do policji – podkreśla nasz rozmówca.

Pododdziały kontrterrorystyczne działają na zlecenie innych komórek policji. – Ponieważ są to pododdziały policyjne to wspomagają również wydziały kryminalne, również CBŚP, w operacjach związanych z najgroźniejszymi bandytom, przy ich zatrzymywaniu – słyszę.

CENTRALNY PODODDZIAŁ KONTRTERRORYSTYCZNY POLICJI "BOA"

Zadaniem CPKP "BOA" jest między innymi przeciwdziałanie terroryzmowi i jego fizyczne zwalczanie oraz organizowanie, koordynowanie i nadzorowanie działań Policji w tym zakresie:

prowadzenie działań bojowych oraz rozpoznawczych, zmierzających do likwidowania zamachów terrorystycznych, a także przeciwdziałanie zdarzeniom o takim charakterze, w tym działań o szczególnym stopniu skomplikowania oraz w środowisku narażonym na działanie czynnika chemicznego, biologicznego, promieniowania jonizującego, nuklearnego i materiału wybuchowego)

prowadzenie działań wymagających użycia specjalistycznych sił i środków lub stosowania specjalnej taktyki działania

prowadzenie negocjacji policyjnych; wykonywanie zadań wspierających działania ochronne podejmowane wobec osób podlegających ochronie

wspieranie działań jednostek organizacyjnych Policji i komórek organizacyjnych KGP w warunkach szczególnego zagrożenia lub wymagających określonych kwalifikacji i umiejętności

koordynowanie przygotowań Policji do prowadzenia działań bojowych, minersko-pirotechnicznych i negocjacji policyjnych

analizowanie różnych aspektów zwalczania terroryzmu oraz podejmowanie inicjatyw mających wpływ na właściwą realizację zadań Policji w tym zakresie

współpraca z krajowymi i zagranicznymi formacjami właściwymi w sprawach przeciwdziałania terroryzmowi i jego zwalczania


Wsparcie prewencji


Prof. Kuba Jałoszyński zaznacza, że "BOA" może być też wykorzystywany do wspierania oddziałów prewencji. I nie jest to charakterystyczne tylko dla Polski.

– Na całym świecie siły specjalne są wykorzystywane także w czasie działań związanych z pracą z tłumem. W mojej ocenie nie jest to dobry pomysł, ponieważ tak naprawdę tam policjant jest najbardziej zagrożony. Jeśli tłum go rozpozna, to może go zlinczować. Jest wtedy bezbronny – zaznacza.

Były policjant wspomina też, że kiedy był kilkanaście lat temu we Francji, w jednostce przypominającej nasze samodzielne pododdziały, dowiedział się, że oni tam mają wpisane w zadania tych sił działanie związane z agresywnym tłumem, wyłapywanie najbardziej agresywnych osób.

Nie pierwszy raz działali w tłumie


Policjanci ze specjalnych pododdziałów byli już wykorzystywani do zabezpieczania demonstracji. Tak działo się choćby podczas Marszów Niepodległości. Nieumundurowani funkcjonariusze (ewentualnie z opaską na ramieniu) namierzali w tłumie agresywne osoby.

– To były działania wspierające oddziały prewencji. Nazywaliśmy to "podoperacja kontra", ale koncentrowaliśmy się wyłącznie na osobach stanowiących zagrożenie – mówił w rozmowie z Wojciechem Czuchnowskim z "Gazety Wyborczej" insp. Wojciech Majer, były dyrektor Biura Operacji Antyterrorystycznych Komendy Głównej Policji.

Są właśnie jak psy na łańcuchu


– Antyterrorystów przygotowuje się do walki wymyślając różnego rodzaju scenariusze, które się realizuje. Porównam to do czegoś, co wyda się pani dziwne, ale ja tym właśnie byłem, czyli psem na łańcuchu. Oznacza to, że te formacje ćwiczy się tak, jak np. psy do wyszukiwania narkotyków.
Jerzy Dziewulski
były antyterrorysta

Jeżeli taki pies w odpowiednim czasie nie znajdzie narkotyków, a opiekun nie podrzuci mu ich, aby mógł je znaleźć, to takie zwierzę traci pewien rodzaj zainteresowania tym, co robi. Nie widzi skutków swojego działania.

Nasz rozmówca używa takiego porównania, aby pokazać, że to samo dotyczy antyterrorystów: – Szkoli się antyterrorystów rok lub dwa i oni są właśnie jak psy na łańcuchu. Chcą sprawdzić, czy to, co wytrenowali, zrealizują w boju. To są tacy ludzie.

– Jeden z moich żołnierzy, doskonały instruktor, żeby się sprawdzić dokonał zamachu na samolot, a myśmy ten samolot mieli odbijać. Mało tego, uprowadził go do Niemiec. Został tam skazany i po odbyciu kary trafił do RPA, gdzie był dowódcą kompanii. A wszystko po to, żeby się sprawdzić – podaje przykład.

Dziewulski uważa, że ten kto nie wie, kogo puszcza do walki, komu wydaje rozkaz jest "idiotą". – Musi zdawać sobie z tego sprawę, że oni mocno gryzą. Jeśli antyterrorysta nie widzi przez wiele miesięcy możliwości sprawdzenia się, to przy pierwszej nadarzającej się okazji potrafi wyjść poza zakres swoich uprawnień – mówi.

I to właśnie mogliśmy zobaczyć podczas środowego protestu. – Za tę sytuację trzeba winić właściciela psa, a nie psa. Psa trzeba skarcić, bo źle zrobił, ale ukarać trzeba właściciela, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jakiego rodzaju formację puszcza do takiej demonstracji – zaznacza Dziewulski.
Jerzy Dziewulski
był antyterrorysta

Jeśli puściłby ich do demonstracji, w której przeciwnikami są bandyci stadionowi, to byłoby to, czego antyterroryści oczekują. Oczekują walki i tam się sprawdzą. Tam niekonwencjonalne metody lania w łeb pałą są do przyjęcia, bo przeciwnik stosuje te same metody. I choć prawo nie uwzględnia takiej sytuacji, to logika zachowań ją uwzględnia. Trzeba się bronić i stosować takie metody, jakie stosuje przeciwnik.

Jednak tutaj mieliśmy sytuację, gdzie puszcza się antyterrorystów do tłumu, który nie zakłada agresywnych działań. Owszem, każdy tłum może się przekształcić ze spokojnego w przestępczy. Zgoda. Tylko w tym przypadku doświadczenie wskazywało, że tak się nie stanie, bo nie była to pierwsza tego typu demonstracja w ostatnim czasie.

Wcześniej policję nawet chwalono. Media forsowały temat właściwych zachowań policjantów. Powiem uczciwie, było zbyt dobrze, zbyt łagodnie i zbyt przyjemnie. Jakiemuś szaleńcowi z grupy decydentów to się bardzo nie spodobało.

Jerzego Dziewulskiego pytam, kto powinien ponieść konsekwencje, kto powinien zostać ukarany. Czy chodzi o dowódcę Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji.

– Ten, kto wysyła taką jednostkę w tłum, kto musi wyrazić zgodę na uruchomienie Biura Operacji Antyterrorystycznych, jest na poziomie Komendanta Głównego Policji. I to jest właśnie właściciel tego psa. Natomiast dowódca nie ma tu nic do powiedzenia. Każą mu i ma to zrobić. Mogą go najwyżej zapytać o opinię, ale z punktu widzenia decyzji, nie ma znaczenia, czy ona jest pozytywna, czy negatywna – podsumowuje.

Czytaj także: Mocna reakcja Trzaskowskiego na brutalność policji. Wystosował żądania wobec MSWiA