"My z Agatą się przyłączyliśmy. Jeśli możecie, rozważcie". Prezydent apeluje o pomoc temu mężczyźnie

Aneta Olender
To było przypadkowe spotkanie. Jedna z córek Jana Fiedora, mężczyzny, który walczy o życie, poprosiła Andrzeja Dudę o pomoc, o nagłośnienie zbiórki na leczenie. Tego, co stało się później, rodzina się jednak nie spodziewała. Wpis trafił na Twitter prezydenta. – Byliśmy w szoku i w sumie jesteśmy do tej pory – mówi Weronika Fiedor, która opowiada nam o tacie i kosztownej terapii, która jest ostatnią szansą.
U pana Jana zdiagnozowano chłoniaka złośliwego z przerzutami. Fot. archiwum prywatne
Na leczenie pani taty potrzeba 1,3 miliona złotych. Ile zostało czasu na zebranie takiej kwoty?

Czasu zostało niewiele i z każdym dniem jest go coraz mniej. Te 1,3 mln zł to wstępny kosztorys terapii. Dokładny dostaniemy dopiero po konsultacji w szpitalu w Gliwicach, na którą musimy czekać ze względu na słaby stan taty i duże ryzyko zarażenia koronawirusem. Potrzebna kwota może być większa, nawet 1,5 mln zł.
Fragment apelu o pomoc
zbiórka na stronie siepomaga.pl

Bardzo pilne! Nasz tata ma nowotwór - walczy o życie! Walka jest dramatyczna i rozpaczliwa, bo śmiertelna choroba nie odpuszcza – to wznowa... Chemia już nie działa, została ostatnia szansa... Leczenie za ponad 1,3 mln złotych – tyle kosztuje to, co dla nas nie ma ceny: życie naszego taty. Czytaj więcej

-Ta terapia jest leczeniem ostatniej szansy. Jaką diagnozę usłyszał pani tata?

U taty zdiagnozowano chłoniaka nieziarnicznego rozlanego. Najpierw był on umiejscowiony w okolicy miednicy, później pojawiły się przerzuty na kręgosłup, a obecnie guz jest również w głowie – guz mózgu i opon mózgowych.
Fot. archiwum prywatne
Kiedy to się zaczęło?


Zaczęło się zimą pod koniec 2018 roku. Mieliśmy jechać na narty, wszystko było zorganizowane, ale tatę cały czas bolała noga. Nikt nie wiedział dlaczego. Tata myślał, że związane jest to z kręgosłupem, miał problemy z rwą kulszową.

Zostaliśmy w domu. Zaczęły się badania, szukanie powodu. Po kilku miesiącach znaleźli przyczynę... pierwszy guz.
Od tamtego momentu choroba postępowała szybko?

Najpierw dostał pierwszą chemię, która trochę pomogła – nastąpiła krótka remisja. Później była kolejna chemia, przygotowująca do przeszczepu komórek macierzystych. Po przeszczepie mieliśmy nadzieję, że wszystko się uspokoi.

Mieliśmy umówioną wizytę kontrolną za pół roku. Jednak nie minął nawet miesiąc i okazało się, że jest nawrót, to, z czym teraz cały czas walczymy, bardzo niebezpieczny guz mózgu.

Dziś mają panie zadanie do wykonania, ale tych sił też czasami brakuje?

Na początku było dużo gorzej, były ogromny ból i bezsilność. Teraz jest determinacja i chęć do walki, nie poddajemy się. Mamy nadzieję, że się uda. Najgorsze są jednak dni, kiedy patrzymy na zbiórkę, a kwota cały czas jest taka sama. Po apelu prezydenta coś się zmieniło?

Po apelu prezydenta wpłaty wzrosły, wzrosło zainteresowanie. Wcześniej wpłaty były na poziomie 2-3 tys. zł. Nie jest to dużo, ponieważ zakładając, że takie kwoty wpłacane byłyby codziennie, potrzebowaliśmy roku na zebranie całej sumy. Tyle czasu nie mamy.

Jak do tego właściwie doszło, jak udało się poprosić o pomoc Andrzeja Dudę?

Spotkanie z prezydentem to był kompletny przypadek! Moja siostra rozdawała ulotki z informacją o zbiórce w mieście. Nie było zbyt wielu ludzi, w pewnym momencie jej chłopak zobaczył prezydenta. Nie zastanawiając się ruszyli za nim i zaczęli wołać prosząc, żeby się zatrzymał.

Prezydent już wsiadał do samochodu, ale zatrzymał się, wysłuchał, co mają do powiedzenia. Zadawał pytania, był zainteresowany i wziął ulotkę. Nie spodziewaliśmy się jednak tego, że umieści wpis, apel o pomoc na swoim oficjalnym koncie na Twitterze. Byliśmy w szoku i w sumie jesteśmy do tej pory.

Jednak poza większym wsparciem, pojawiły się też głosy krytyki.


Przez część osób rzeczywiście zostało to przyjęte krytycznie. Dziwi mnie to... Prezydent pomógł nam jako człowiek, nie rozumiemy dlaczego zarzuca się nam, że go znamy, że to było ustawione, że wszystko po to, aby poprawić wizerunek prezydenta...

Jednak onkologia w Polsce nie jest w najlepszym stanie, a wsparcie w wysokości 2 mld złotych dostała telewizja publiczna. Ten argument porusza wiele osób.

Nie jesteśmy w stanie naprawić błędów innych osób. Polityka to nie jest tylko jedna osoba. On jest prezydentem, ale jest też elementem pewnej całości. Tu chodzi o życie naszego taty i o człowieka, który nie przeszedł obojętnie obok naszego cierpienia!!!
Fragment apelu o pomoc
zbiórka na stronie siepomaga.pl

Jan, dla bliskich Jasiu, to wspaniały mąż dla naszej mamy i najlepszy tata, jakiego można sobie wymarzyć. Ma dopiero 50 lat... Powinien mieć przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia. Tymczasem walczy o to, by to życie trwało.

Nowotwór to strach, strach o życie, strach przed wynikiem kolejnego badania, przed wznową, przed tym, co przyniesie jutro... To bezradność, gdy ukochana osoba cierpi, a ty nie możesz nic zrobić.

Fot. archiwum prywatne
Tata przyjmuje chemię paliatywną?

Tata bierze chemię paliatywną. To jest bardzo mocna chemia, która podtrzymuje przy życiu i daje nam więcej czasu na zebranie pieniędzy, ale jednocześnie wyniszcza organizm. Im dłużej będzie przyjmował taką chemię, tym większe prawdopodobieństwo, że organizm nie wytrzyma.

Jaki jest pani tata?

Tata jest bardzo wesołym człowiekiem, żartownisiem, dużo się uśmiecha. Nie znam osoby, która by go nie lubiła. W tej całej historii jest też bardzo silny. Oczywiście teraz trudno już tak mówić, bo obciążenie jest za duże nawet dla najsilniejszej osoby, a fakt ze nie możemy się zobaczyć od dwóch miesięcy, też sprawia ogromny ból, pozostał nam tylko kontakt telefoniczny, mamy jednak nadzieje, że szybko uda się wdrożyć leczenie ostatniej szansy i wreszcie uściskać tatę.
Czytaj także: Tyle osób może umrzeć na raka przez pandemię. Lekarz mówi, jak Polacy "przegapiają" nowotwór