Nie wybrano "słowa roku 2020". Za dużo się działo – twierdzi kapituła

Helena Łygas
Nie nadążacie za 2020? Nie jesteście odosobnieni. Kapituła zrzeszona wokół Oxford English Dictionary zamiast wybrać słowo roku, opublikowała bezprecedensowy raport. 2020 był na tyle zróżnicowany i pełen niepokojów, że anglojęzyczni językoznawcy przedstawili listę słów, które opisywały rzeczywistość w minionych miesiącach.
Angielskie słowo roku 2020? "Zwycięzcy" nie wyłoniono Unsplash / Aaron Burden
Oxford English Dictionary uchodzi za najlepszy, a już z pewnością największy słownik języka angielskiego na świecie.

Co roku leksykografowie wybierają "słowo roku", które odzwierciedla często nastroje społeczne lub/i to, co dzieje się na świecie (i to nie tylko anglojęzycznym).

W 2018 ten tytuł przypadł w udziale słowu "toksyczny" (toxic), zaś rok później terminowi "stan zagrożenia klimatycznego" (climate emergency).

W tym roku zespół Oxford English Dictionary nie był stanie wskazać słowa roku. Język służący do opisu rzeczywistość ewoluował ze zbyt dużą szybkością, podobnie jak popularność poszczególnych haseł i określeń.


Zamiast postawić na jedno słowo, językoznawcy i leksykografowie pracujący dla Oxford University Press wydali raport zatytułowany "Words of an Unprecedented Year" (Słowa bezprecedensowego roku).

"Bodajże najbardziej bezprecedensowym zjawiskiem była ogromna prędkość z jaką w świecie anglojęzycznym pojawiało się i kumulowało nowe słownictwo związane z koronawirusem, które w wielu przypadkach stawało się ważną częścią języka" - czytamy w raporcie.

Autorzy postanowili przyjrzeć się poszczególnym słowom i określeniom opierając się na popularności a także chronologii ich używania. I tak w styczniu, gdy płonęła Australia, najpopularniejszym terminem było słowo "bushfire" (pożar buszu), którego miejsce w lutym zajęło "acquittal" (uniewiennienie) nie bez związku z impeachmentem Donalda Trumpa.

Jak nietrudno się domyślić, potem rozpoczęła się dominacja haseł związanych z koronawirusem. Słowem marca okazał się "Covid-19" (hasło zarejestrowane w słowniku niewiele wcześniej, bo 11 lutego).

Kolejnym hasłem był używany też w Polsce "lockdown", a w kolejnych miesiącach "social distancing" (dystans społeczny) i "reopening" (dosłownie ponowne otwarcie, w Polsce stosowaliśmy raczej termin "odmrażanie").

Czerwiec należał do nazwy ruchu (i hasła) "Black Lives Matter" pod którym na ulice na całym świecie wyszły setki tysięcy osób. Zaś lipiec do "cancel culture" (kultury unieważniania).

To zjawisko nienowe, które szczególnie dało się nam we znaki podczas pandemii, gdy komunikowaliśmy się ze światem w pierwszej kolejności za pośrednictwem mediów społecznościowych.

W uproszczeniu polega na tzw. odsądzaniu od czci i wiary osób wyrażających opinie, które nie podoba się ich środowisku. Zamiast dyskusji, mamy "unieważnienie" - czy to od dokonań, czy też w środowisku prywatnym i zawodowym. Trend o tyle niebezpieczny, że antagonizujący społecznie.

Polskie "Słowo Roku"


W Polsce analogicznym przedsięwzięciem jest przyznawany od dekady tytuł "Słowa Roku" (a właściwie "słów", jako że wybór jednego z nich zależy od kapituły, drugiego zaś od internautów). W zeszłym roku ci ostatni postanowili na skrót "LGBT", zaś językoznawcy na "klimat".

Jakie słowa wygrają w 2020 roku trudno powiedzieć, wśród typów pojawiają się hasła takie jak "Julka z Twittera", "foliarz" czy "Wypierdalać" (chociaż te propozycje miałyby nieporównywalnie większe szanse w plebiscycie na "Młodzieżowe Słowo Roku".

W tym ostatnim, w zeszłym roku wygrała w nim "alternatywka", zaś rok wcześniej - "dzban").

Wśród propozycji zamieszczonych na stronie plebiscytu PWN i Uniwersytetu Warszawskiego, podobnie jak w raporcie Oxford English Dictionary, nie brakuje terminów związanych z pandemią (m.in. izolacja, lockdown, koronawirus, maseczka, ozdrowieniec czy zdalny).