"Mam objawy, a wynik testu negatywny". Takie historie wywołują zamęt, wirusolog tłumaczy powody

Katarzyna Zuchowicz
Ile takich historii słyszeliście? – Moja przyjaciółka miała test. Wyszedł negatywny, choć każdy lekarz mówi jej, że to covid na 100 procent – opowiada koleżanka. Kolejna sama przez to przeszła. Ma objawy, męczy się czwarty tydzień, a test dał wynik negatywny. Jakim cudem? Wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski dokładnie tłumaczy nam możliwe powody.
Ktoś ma objawy covid-19, a wynik testów wychodzi mu negatywny. Dlaczego? Wirusolog tłumaczy możliwe przyczyny. Fot. Arkadiusz Stankiewicz / Agencja Gazeta
Wydawałoby się, że skoro u jednej osoby w rodzinie stwierdzono koronawirusa, a inni członkowie tej samej rodziny również po kilku dniach mają objawy, to wszyscy są zakażeni. A jednak nie.

W znajomej rodzinie żona jako pierwsza otrzymała pozytywny wynik testu. Zakaziła się w pracy i bardzo ciężko przeszła chorobę. Po kilku dniach wspólnej kwarantanny członkowie jej rodziny również zaczęli odczuwać dolegliwości z gorączką, utratą węchu i osłabieniem na czele. Najbardziej mąż, który otrzymał skierowanie na test, ale wynik był negatywny.

Historia wywołała zdziwienie, jak to możliwe, ale szybko okazało się, że nie jest ani jedyna, ani w żaden sposób wyjątkowa. Wystarczyło poruszyć temat, każdy wokół słyszał o podobnych przypadkach. Coraz częściej słychać o nich również w mediach. Dzielą się nimi internauci.


Czytaj także: "Cuda jakieś". Twórca bazy danych o koronawirusie w Polsce skomentował raport MZ

"Jej jedynej wyszedł test negatywny"


– Znajomy pan, który sprzedaje jabłka w parafii, miał wszystkie objawy, a covida miała jego rodzina. Robił test cztery razy: dwa razy mu wyszło mu pozytywnie, dwa razy negatywnie. Na szczęście wyzdrowiał – przypomniała sobie znajoma.

Koleżanka jej siostry pracuje w szkole językowej. Wszyscy nauczyciele byli chorzy, bo nie przeszli na nauczanie zdalne. Jej, jako jedynej, wyszedł test negatywny. – Mimo, że była całkowicie chora i każdy lekarz mówił, że to covid. Dopiero test na przeciwciała wykazał, ze to było to – opowiada Agnieszka.

Również jej przyjaciółka miała wszystkie objawy koronawirusa, w tym duszności, brak apetytu, gorączkę, biegunkę, kaszel. – Test zrobiła prywatnie, wyszedł negatywny. Dlatego wychodziła normalnie z domu. Ale znowu czuła się źle, Zadzwoniła do lekarza, ten powiedział, że to na 100 procent covid, że zna już takie przypadki testów, które nie wyszły i ma siedzieć w domu jeszcze tydzień – dzieli się jeszcze jedną historią.

Takie historie wywołują w ludziach zamęt. Nie wiedzą, jak odbierać wyniki testów, nie wiedzą na czym stoją. I złorzeczą pod adresem wymazów i służby zdrowia w ogóle. Magda, znajoma dziennikarka, sama zachodziła w głowę, jak to możliwe, bo osobiście przez to przeszła. – Mnie skierowano na test w 14 dniu choroby, kiedy część objawów ustąpiła, a część – kaszel, zupełny brak sił – się nasiliły. Test pobrano z nosogardzieli, wynik był negatywny. Lekarka, która mnie skierowała na wymaz, nie wymierzyła w wynik ujemny. Uważała, ze mogłam przejść koronawirusa, a test wykonano za późno – opowiada.

Dostała skierowanie na dodatkowe badania z krwi, które wyszły względnie dobrze. – Lekarka poleciła, by się obserwować i w razie nasilonego kaszlu i bólu w klatce piersiowej, natychmiast się odzywać. Mija właściwie czwarty tydzień. Dalej kaszlę, jestem bardzo słaba, antybiotyk, który wybrałam, za bardzo nie pomógł. Co ciekawe, wcześniej chory był mój mąż. Wynik testu też negatywny. Inna lekarka POZ nie wierzyła. Kazała unikać wychodzenia z domu – dodaje. Magda opowiada też, że znajomy lekarz wspominał, że miał u siebie małżeństwo, które miało te same objawy koronawirusa: – Zlecił im testy. On otrzymał wynik pozytywny, ona negatywny, a ledwo żyła. I nie wierzył, że miała wynik dodatni.

Jej z kolei lekarka powiedziała, że jej zdaniem Magda miała koronawirusa, ale test wykonano za późno i zaczął już działać antybiotyk. – Dlatego wyszedł negatywny test i zeszło mi na drogi oddechowe – mówi.

Wirusolog wskazuje możliwe przyczyny


Dlaczego tak się dzieje? Wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowki z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, dokładnie nam to wszystko tłumaczy. Podkreśla, że sytuacje są różne, a powodów może być kilka. Dzieli je na dwie ogólne grupy. Pierwsza dotyczy samych objawów.

– Należałoby ją nazwać hipochondrią, bowiem niektórzy ludzie wmawiają sobie objawy SARS-CoV-2, albo uważają, że są zakażeni koronawirusem, bo mamy pandemię. Dzieje się tak pomimo tego, że wcale nie są zakażeni SARS-CoV-2. Jednym z objawów może być stan podgorączkowy i kaszel. W większości przypadków mówi się, że powinien być to kaszel suchy i nieefektywny. Jednak patogenów, które wywołują taki kaszel jest legion i wcale nie musi być to koronawirus SARS-CoV-2 – mówi w rozmowie z naTemat.

Druga grupa powodów dotyczy pobrania materiałów do badań. Doktor wymienia, jaki poszczególne czynniki mogą mieć wpływ na fałszywy wynik testu:

1. Czas


– Zarówno testy molekularne, które są najlepszą metodą do wykrywania ostrych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2 i testy antygenowe, które wykrywają jego białka, muszą być pobrane w konkretnym interwale czasowym. Jeśli nie są pobrane w stosownym momencie, to wynik może wyjść fałszywie ujemny – tłumaczy dr. Dzieciątkowski. Dla testów molekularnych wymaz powinien być pobrany od 2 do 7 dnia od momentu zakażenia. W przypadku testów antygenowych – w 5-7 dniu.

2. Wykonanie testu

– Bardzo często wymazy, zwłaszcza w ostatnim czasie i zwłaszcza w bardzo dziwnych miejscach do ich pobierania, pobierają osoby, które nie są do tego w pełni przygotowane. Wiarygodny wymaz powinien być pobrany z tzw. nozdrzy tylnych, co oznacza, że wymazówkę trzeba włożyć dość głęboko. Czasem wymazy pobierają ratownicy, czasami na kwarantannach pobierali je żołnierze WOT. Chcieli zrobić to szybko. A nie chodzi o to, żeby „połaskotać” pacjenta w przedsionku nosa. Wtedy istnieje pewne ryzyko, że materiał może być pobrany nieprawidłowo – tłumaczy wirusolog.

3. Odpowiednie warunki

– Materiał, zwłaszcza w przypadku testów molekularnych, jeżeli nie jest wykonywany i obrabiany na miejscu, musi zostać odpowiednio zabezpieczony. Jeżeli nie będzie zapewniona odpowiednia wilgotność, jeżeli ulegnie on zabrudzeniu, może dojść do ryzyka wyników fałszywie ujemnych. To się nazywa błąd przedlaboratoryjny – wyjaśnia lekarz.

4. Błąd laboratoryjny

– To jest stosunkowo mało prawdopodobne, ale możliwe. Może się zdarzyć, że przez nieuwagę czy zapomnienie, iż odczynniki będą przechowane w niewłaściwych warunkach i w związku z tym nie będą działały prawidłowo. Część musi być przechowywania w warunkach lodówkowych, część musi być zamrożona. Jeśli ktoś przez nieuwagę zostawi je w temperaturze pokojowej, to zwłaszcza w lecie mogłoby nic z testu nie wyjść – mówi dr Tomasz Dzieciątkowski.

Jeden wynik pozytywny, drugi negatywny


Podaję przypadek rodziny, gdzie żona ma wynik testu pozytywny, a mąż nie, choć ma podobne objawy. – Tu mogą być jeszcze dwie inne opcje. Pierwsza, że u pozostałych członków rodziny mamy do czynienia z zakażeniem skąpo objawowym, które przebiega z tak małą replikacją wirusa, że w pobranym materiale jest go zwyczajnie za mało, żeby go wykryć. Każda metoda laboratoryjna ma swoje granice czułości. Jeśli będzie za mało materiału, nawet jeśli mamy do czynienia z pacjentem zakażonym, wynik będzie ujemny. Czułość metod zależy od ich rodzaju, ale również od producenta – tłumaczy dr Dzieciątkowski.

Uczula też w kwestii układu immunologicznego, który u każdego funkcjonuje inaczej. – Nie ma, nie było i nigdy nie będzie patogenu, który charakteryzuje się 100 proc. zakaźnością dla populacji. Zawsze znajdzie się ktoś odporny. Na 100 proc. są w populacji osoby, które są genetycznie odporne na zakażenie SARS-CoV-2. My tylko do końca nie wiemy, z jakimi genami ta konkretna odporność jest związana – wyjaśnia.

Podaję jeszcze jeden przykład. Przyjaciele Magdy wyjechali do Portugalii. Dzień przed wyjazdem wykonali w Polsce testy – wyszły negatywne. – Na miejscu, na Maderze, jeszcze raz zlecono im testy i koledze wyszedł pozytywny. Trzykrotnie. Przez kilka dni siedzieli w hotelu, prosili o powtórzenie badania. Ostatecznie lekarze doszli do wniosku, że to końcówka infekcji, a chorobę przechodził cztery tygodnie temu. Ostatni wynik testu był niejednoznaczny – opowiada dziennikarka.

Podobno w takiej sytuacji byli też inni Polacy, którzy przebywali w tym samym hotelu. Znajomi Magdy stwierdzili w końcu, że mogą wyjść z hotelu. – Wniosek jeden: polskie testy są mniej czule, mniej dokładne – takie mieli wrażenie.

Jak wirusolog odbiera teorię, że testy w Polsce mogą być mniej miarodajne?– Powodów, dla których za granicą wyszedł dodatni wynik a u nas ujemny, może być kilka. Mogło minąć dwa dni, a nawet jeden, pomiędzy oznaczeniami, gdzie replikacja wirusa wzrosła na tyle, że jego poziom znalazł się na poziomie wykrywalnym. Jeśli chodzi zwłaszcza o testy biologii molekularnej na terenie Europy, praktycznie wszystkie są takie same. Jest kilkunastu producentów na rynku i praktycznie wszyscy kupują wyłącznie od nich – odpowiada dr Dzieciątkowski. Wreszcie lekarze. Faktycznie zdarza się, że lekarze PZO sami mówią pacjentom, że nie wierzą w wynik testów. Dr Dzieciątkowski zwraca uwagę, że w Polsce jest kilkanaście tysięcy diagnostów laboratoryjnych i nie wszyscy zajmują się diagnostyką mikrobiologiczną. A zawiłości diagnostyki mikrobiologicznej często są trudne dla lekarzy, którzy są klinicystami, a nie wykwalifikowanymi diagnostami laboratoryjnymi.

Czytaj także: Kiedy koniec pandemii covid-19? Lekarze podają termin zakończenia III fali koronawirusa