Relikwia w LPG, której bronią rycerze. Byliśmy tam, gdzie stanął papieski Opel Vectra

Helena Łygas
W podwarszawskim Radzyminie, z dala od czarnych chmur, które zbierają się ostatnio Kościołem, swoją szczęśliwą przystań znalazł 30-letni papieski Opel Vectra. Miasteczko jak gdyby nigdy nic pożeniło Jana Pawła II z Bitwą Warszawską, bo i jedno i drugie przetoczyło się kiedyś przez te tereny. Mieszkańcy pamiętają więc, co jest do pamiętania. Przykościelny eksponat ich nie dziwi, bo i mało kto o nim słyszał. Ekscytują się głównie internauci.
Papieski Oper Vectra do Radzymina trafił już w maju 2020 roku fot. Maciej Stanik
Błota i szarzyzna mazowieckich pól są niezłe w sprawianiu wrażenia, że jest się na końcu świata. I to nawet, jeśli wyjechało się poza Warszawę zaledwie 17 kilometrów. Na wprost mam sanktuarium świętego Jana Pawła II w Radzyminie. Po lewej przemykają TIR-y.
Po lewej Via Baltica, a jednocześnie trasa im. Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920fot. Maciej Stanik

Pielgrzymi z Via Baltica


Kierowcy podróżujący międzynarodową Via Baltica (od czeskiej Pragi do Helsinek przez Warszawę), nie zdają sobie sprawy, że oto wjeżdżają na lokalną ziemię świętą. Fragment E67 zbiega się tu z S8, które na wniosek lokalnych samorządowców zostało niedawno przemianowane na Trasę im. Bohaterów Bitwy Warszawskiej 1920. To tu, na przedpolach Warszawy, Bolszewicy mieli wystraszyć się maryjnego cudu.


Gdyby kierowcy na chwilę spuścili wzrok z drogi, być może dostrzegliby figurę Matki Boskiej Łaskawej. Najświętsza Panienka z Radzymina za plecami ma łąki i kilka potężnych słupów transformatorowych, a od niedawna może spoglądać z cokołu i na starego Opla Vectrę, którym jeździł Jan Paweł II.

Tutejszy proboszcz ściągnął auto aż z Włoch. Jest na chodzie, ale takiej pamiątce podróżować samopas nie przystoi. Przybyło więc do Radzymina na lawecie. Proboszcz zapłacił nawet OC.
Figura Matki Bożej Łaskawej przy sanktuarium Jana Pawła II w Radzyminiefot. Maciej Stanik

Domniemana relikwia na gaz

Samochód nie jest jednak do modłów, tylko do oglądania. Klękają więc głównie fotoreporterzy poszukujący dobrego ujęcia. Im częściej hasło "relikwia" pojawia się w mediach, tym ich więcej.

Srebrny Opel w gazie rzeczywiście mógłby nią być. Niestety jest tylko pamiątką. Relikwie pierwszego stopnia, jak skradziona we wrześniu ze Spoleto ampułka z papieską krwią, muszą być "fragmentami ciała świętego". Na drugi stopień mogą załapać się i przedmioty codziennego użytku. O tym, czy kawałek paznokcia lub też ulubiony podkoszulek świętego stanie się obiektem kultu, decyduje kościelny dekret.

– Czcimy nie samą materię, ale osobę związaną z przedmiotem, a ostatecznie – jako że święci są tyko pośrednikami w drodze do Boga – czcimy w ten sposób właśnie jego – wyjaśniał casus papieskiego auta ksiądz profesor Józef Naumowicz z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Niestety Vectra nie nie ma przyzwolenia na zbliżanie parafian do Boga. Wierni mogą za to obejrzeć dwie fotografie Papieża Polaka z samochodem zrobione przed laty w Castel Gandolfo i w Rzymie.
Papieski Opel Vectra zjechał z linii produkcyjnej w 1990 rokufot. Maciej Stanik
Do Radzymina auto trafiło w maju, bo we Włoszech zezłomować go nie chciano. Niektórzy parafianie uznali to za znak, że tu jego miejsce. Nie bez przyczyny przypadała właśnie setna rocznica urodzin Jana Pawła II. Ale że samochód przetrzymywano pod plandeką, nie przykuwał jeszcze uwagi ciekawskich.

Milczący jak Gugel


Pierwszym właścicielem był Angelo Gugel – kamerdyner trzech kolejnych papieży (Jana Pawła I, II i Benedykta XVI), niedoszły kleryk z Veneto i ojciec czwórki dzieci, w tym Carli, nazwanej na cześć Karola Wojtyły. Papież miał zresztą uratować życie dziewczynki odprawiając mszę za jej matkę.

"Z jego ust nigdy nie wyszło choćby jedno słowo o tym, co widział i słyszał będąc tak blisko papieża" – zachwycał się dziennikarz diecezjalnego tygodnika, gdy okazało się, że następca Gugela – Paolo Gabriele – pomógł w przekazaniu mediom poufnej korespondencji Benedykta XVI.

Co takiego z niej wynikało? W porównaniu z oskarżeniami o zatajanie pedofilii nic szczególnego – zaledwie informacje o znikających milionach euro czy 500-metrowych mieszkaniach dla biskupów w Watykanie.

Gugel zdradził dotychczas właściwie tylko jeden, umiarkowanie zresztą pikantny, fakt z życia papieża. Jan Paweł II posypywał parmezanem wszystko, co jadł, z sałatą włącznie. I nie jest prawdą, że domagał się pierogów i sernika. Zawsze jadł, co dawali.
Pierwszym właścicielem samochodu był papieski kamerdyner Angelo Gugelfot. Maciej Stanik

Jan Paweł II i Bitwa Warszawska


Vectra nie jest jedynym artefaktem związanym z papieżem, który można podziwiać w Radzyminie. Dwadzieścia metrów za świeżo wybudowaną gablotą z autem mieści się izba pamięci. Tytuł sanktuarium, czyli przestrzeni, gdzie Bóg "udziela swojej łaski w sposób szczególny", zobowiązuje. Proboszcz przygotowuje pamiątki dla przyszłych pielgrzymów, którzy przybywają w miejsce niegdysiejszego cudu.

Wchodzimy. Na lewo – Matka Boska z Peru, rakiety śnieżne od Eskimosów, mokasyny z czerwonej skóry, popiersie papieża wykonane przez rodaka z Kanady. To pamiątki pontyfikatu Jana Pawła II, często prezenty. Większość rzeczy pochodzi z Domu Polskiego w Rzymie, gdzie nie było już miejsca na ich ekspozycję. Skatalogował je więc Radzymin.
Eksponaty w izbie pamięci Jana Pawła II w Radzyminiefot. Maciej Stanik
Z prawej niegdysiejszego papieskiego mienia strzegą tanie męskie manekiny z wydatnymi ustami. Mają na sobie kostiumy żołnierskie z filmu Hoffmanna "1920 Bitwa Warszawska". Jednego z plastikowych panów przepasano nawet pasem z epoki z orzełkiem na klamrze. W zasięgu rąk drugiego stoi włócznia – już nie z filmu, a z czasów bitwy.

Czytaj także: Czy nad Wisłą naprawdę doszło do cudu? Ta książka ukazuje Bitwę Warszawską z nietypowej perspektywy

Ten dualizm (kilkuizbowej zresztą) izby pamięci powraca i w innych pomieszczeniach. Choć mariaż Jana Pawła II z Bitwą Warszawską może wydawać się przypadkowy, taki nie jest. A przynajmniej wedle eksponowanych w izbie plansz, które raz po raz podkreślają związki papieża z miasteczkiem. Bo czyż mieszkańcy nie zapraszali ojca świętego do Radzymina aż dwukrotnie? Czyż nie zapamiętali odpowiedzi – "Przyjadę, jeśli Bóg pozwoli"?

Najwidoczniej pozwolił. 13 czerwca 1999 roku o godzinie 18.13 papieski helikopter ląduje pod Radzyminem. Każdy gest i słowo papieża zostają skrupulatnie sfotografowane i opisane.

"Urodziłem się w roku 1920, w maju, w tym czasie, kiedy bolszewicy szli na Warszawę. I dlatego noszę w sobie od urodzenia wielki dług w stosunku do tych, którzy wówczas podjęli walkę z najeźdźcą i zwyciężyli, płacąc za to swoim życiem" – powiedział wówczas "Biały Pielgrzym" – jak górnolotnie nazywają go tablice informacyjne, z których przepisuję cytat.

Radzyminowi pozostało dziś kilkadziesiąt zdjęć i klęcznik, z którego korzystał Jan Paweł II na lokalnym cmentarzu poległych w Bitwie Warszawskiej.
Drewniane popiersie Jana Pawła II dłuta Polaka z Kanadyfot. Maciej Stanik
Czytaj także: Straż Narodowa, czyli jak Robert Bąkiewicz zmobilizował turbopatriotów do walki z cieniem

W izbie pamięci oprócz pamiątek dostępna jest też książeczka dla dzieci z serii "Kocham Polskę". Ten konkretny egzemplarz dotyczy Cudu nad Wisłą. Sprawdzam potem w sieci, że w serii dla najmłodszych ukazały się też publikacje: "Święty Jan Paweł II", "Polscy Patroni", "Śpiewnik patriotyczny" czy "Wielcy Polacy" (z okładki wynika, że największym był właśnie Jan Paweł II, chociaż nie brakuje tu i innych, umiarkowanie znanych, polskich duchownych).

Z książeczki można się dowiedzieć, że zwycięstwo nad armią bolszewicką przyniosły nam modły wznoszone do Boga, do którego wstawiał się za Polakami nawet ówczesny papież.

Opla strzegą Rycerze Jana Pawła II. Przed czym? Nietrudno się domyślić. Wiele osób atakuje ostatnio kościoły, a naszego papieża to już w szczególności. Tymczasem sanktuarium powinno przypominać, jaka to wspaniała postać, a już zwłaszcza tutaj, gdzie toczyła się Bitwa Warszawska. Zdaniem parafian to właśnie Jan Paweł II sprawił, że o bitewnym objawieniu Matki Boskiej na przedpolach Warszawy zaczęło się mówić.
Radzyminfot. Maciej Stanik

Boskie oko


Bóg czuwa nad Radzyminem nie od dziś. Z witryn starych zakładów i z herbów umieszczonych na tabliczkach z nazwami ulic łypie oko opatrzności – w trójkącie, spod ciemnej brwi, otoczone aureolą z piorunów. Nie sposób przeoczyć, gdy ktoś się tak na ciebie gapi.

Jeśli wierzyć lokalnym stronom, patrzy tak wcale nie od czasów Cudu nad Wisłą, ani nawet nie od 1936 roku, gdy herb został oficjalnie zaakceptowany prze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, ale od XVII-wiecznej plagi "morowego powietrza". Rozmodleni mieszkańcy uwierzyli wówczas, że to opatrzność wygnała zarazę z miasteczka.
Fragment muralu w centrum Radzymina z widocznym herbem miastafot. Maciej Stanik
Mimo to w Radzyminie o papieskim Oplu nie słyszano. W pobliżu sanktuarium Jana Pawła II piętrzą się nowe osiedla. To dobra lokalizacja na kolejną podwarszawską sypialnię. Robotnicy puszczają głośno ukraińskie disco, nie bacząc na ziemię uświęconą krwią i Matkę Boską, która miała ukazać się tu walczącym.

Może w centrum będzie inaczej. Pytam w Żabce i na poczcie. Zagaduję panią wychodzącą z salonu piękności "Modliszka" i dwóch nastolatków wgapionych w komórki. Potem jeszcze staruszka. O związkach Jana Pawła II z miasteczkiem nikt nie słyszał.

Zawiani panowie czekający na autobus do Warszawy kierują mnie do mechanika. Na papieżach się nie znają, ale skoro chodzi też o samochód, mechanik wszystko mi wyjaśni.

Po pierwsze – pamięć i tożsamość


Mimo to, Radzymin topi się w pamiętaniu. Znad skweru upamiętniającego ochotniczą straż pożarną zerka generał Haller, który 18 sierpnia 1920 roku wręczał w miasteczku ordery Virtuti Millitari. Obok kiosku ciosany w drewnie żołnierz słucha podszeptów orła białego. Skwer z posągiem Kościuszki został uzupełniony o tyle niepasującą tu, co trójwymiarową mapę Polski z napisem "100 lat niepodległości". Nie brakuje też tablic informujących o historii i poległych. W porównaniu do centrum miasteczka papieski Opel Vectra to powiew nowoczesności.
Radzymin żyje pamięciąfot. Maciej Stanik
Radzymin hołubi pamięć i tożsamość. Pytaniem pozostaje, czy taka internalizacja tożsamości opartej wyłącznie na pamięci, aby na pewno jest zdrowa.

Co zaś się tyczy samochodów znanych duchownych z poszlakowaną opinią, jak na ironię, na sprzedaż trafiło ostatnio inne auto – audi A6. A ponieważ niezbadane są wyroki boskie, nie da się wykluczyć, że nie zobaczymy go w 2050 roku pod katedrą św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty w Toruniu.


Chcesz podzielić się historią? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl