Wpis o "złotych radach" i ocenach przy świątecznym stole jest hitem. Tego nigdy nie mów

Aneta Olender
Jedno zdanie, a czasami nawet jedno słowo, wystarczy, aby sprawić komuś ból. Nie chodzi o świadome wyrządzanie krzywdy, ale jednak o sytuację, której można uniknąć przy odrobinie refleksji i empatii. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że nikt nie prosi nas o złote rady przy świątecznym stole?
Przy świątecznym stole (i przy każdej innej okazji) odpuśćmy zadawanie innym niewygodnych pytań. Fot. Pexels / Nicole Michalou
Jeśli ktoś znajdzie się pod ostrzałem pytań, to istnieje ogromna szansa, że jedno z nich może trafić w czuły punkt danej osoby i sprawić, że rozpadnie się na kawałki, które wcześniej z ogromną starannością udało jej się złożyć w całość właśnie po to, aby świąteczny czas z rodziną był przyjemnością.

Sprawa jest prosta: ograniczmy rady, mądrości, komentarze, bo nie wiemy, z czym nasz rozmówca boryka się na co dzień, co siedzi w jego głowie, o co walczy. Nie wiemy, jak wiele wysiłku musi wkładać w to, żeby codziennie wstać z łózka, umyć zęby i iść do pracy, w której raz na jakiś czas trzeba się uśmiechnąć.


Nie sprawiajmy, żeby Boże Narodzenie było czasem nie do zniesienia. Święta to nie egzamin, podczas którego trzeba przyznać się do wszystkich sukcesów, porażek i potknięć. Bilans zysków i strat nad karpiem to raczej nie najlepsza wizja. A jednak niektórych się do tego zmusza.

To przykre, ale wiele mówiące, że dla części osób – i wcale nie jest to mała grupa – fakt, że święta trzeba będzie spędzić w ograniczonym gronie z powodu pandemii, jest wybawieniem.

Jeśli jesteś tym wujkiem/ciocią dobrą radą, nie zdziw się, że ktoś zwróci uwagę, że twoje zachowanie jest niewłaściwe lub po prostu zignoruje twoje zapędy mędrca. Ma do tego prawo, bo powinien dbać o siebie. Inspiracją do tego tekstu był wpis psycholożki, która prowadzi na Instagramie profil "Zastanawiamsię". Wpis ten okazał się niezwykle popularny, co oznacza, że jego autorka trafiła w sedno sprawy, dotknęła dużego problemu. Oby jej słowa trafiły nie tylko do tych, którzy rad nie chcą, ale i do tych, którzy chcą radzić.

"Rady, oceny i sądy, o które nikt nie prosił. Święta, spotkania, rozmowy, które stają się przekleństwem i stresem. Zamiast cieszyć się bliskością, drżą i pocą nam się ręce. Jeśli siedzicie po tej stronie stołu, której przyjdzie tego słuchać, pamiętajcie, że nie musicie. Że możecie powiedzieć "stop", nie odezwać się, wyjść albo w ogóle nie przyjść" – napisała, dodając, że wasze zdrowie jest ważniejsze niż zadowolenie cioci Heli.

Postanowiliśmy zapytać kilka osób, jak takie przepytywanki wyglądają w ich rodzinach i okazało się, że szukanie tego typu przykładów nie jest takie trudne.

MARTA, LAT 30

Ciocia zapytała kiedyś w święta przy całej rodzinie, jak układa mi się z moim chłopakiem. "Ładna z Was para, może ślub planujecie?"– zapytała, bo poznała go kiedyś na jednej z uroczystości rodzinnych. Problem w tym, że rozstałam się z nim kilka miesięcy wcześniej. Na wspomnienie o nim popłakałam się i całej rodzinie było głupio, a mi najbardziej.

MAGDA, LAT 28

Już czas temu zamknęłam tematy w stylu "kiedy dziecko". Powiedziałam rodzinie, że nie planuję i nie życzę sobie takich pytań. Natomiast problemem zawsze jest komentowanie mojego ciała - że przytyłam lub schudłam. Nikt nie pyta o powody, nikogo nie interesuje, że mam problemy, również zdrowotne, że biegam po lekarzach, szukam, jestem na diecie, ćwiczę.

KAMILA, LAT 34

Podczas każdego rodzinnego spotkania normą są docinki dotyczące tego, że jestem sama. Często słyszę, że szybciej będziemy bawić się na weselu mojej siostrzenicy, która nie ma nawet 5 lat, niż na moim. Zawsze staram się uśmiech i żartować. Naprawdę zawsze...

Nigdy nie dałam po sobie poznać, że to nie jest tak, że nie chcę z nikim być, ani że nikt się mną nie interesuje. Nikomu nigdy nie powiedziałam, ile kosztowało mnie relacja, którą od zawsze trzymałam w tajemnicy, o tym, że trafiłam na terapię, o tym, że uważałam siebie za najgorszą na świecie osobę, że przepłakałam wiele nocy, że zostałam wykorzystana, skrzywdzona.

Nigdy nie powiem, że nadal, mimo że jestem już dużo dalej, boję się, że ktoś po chwili bycia ze mną, zorientowałby się, że nie jest taka fajna, jak mogłabym się wydawać, że boję się, że byłabym tylko rozczarowaniem.

KATARZYNA, LAT 31

Gdy podczas small talku z obcymi ludźmi, z którymi z jakiegoś powodu znalazłam się przy jednym stole zaczyna się temat dzieci, moje ciało reaguje pierwsze. Suchość w ustach, zaciśnięte szczęki, już wiem, co stanie się za moment. Bingo, pada magiczne : "A wy, planujecie powiększenie rodziny"?

Dlaczego chcesz to wiedzieć? Chcesz zaspokoić swoją ciekawość? Dowartościować się? Ja nie zapytałam jak czujesz się ze swoim pociążowym brzuchem. Jak on definiuje twoja kobiecość. Nie wiesz, że pozbawiasz mnie powietrza.

Nie wiesz, że macierzyństwo w mojej rodzinie to kamienista droga. Że jestem pół sierota, że życie odebrało mi Matkę z dnia na dzień, co również z dnia na dzień uświadomiło mi, że chce być matką. Nie wiesz, że było to 4 lata temu. Zastanów się zanim będziesz chciała pociągnąć small talk na siłę. Zanim sprawisz, że w mojej głowie rozpocznę kolejna bitwę o kobiecość.

NATALIA, LAT 30

"Ludzie, którzy mają depresje, są po prostu słabi. Nie ma miejsca na słabość w społeczeństwie, trzeba być twardym". Powiedział to wujek podczas rozmowy przy świątecznym stole w jego domu. Nie wiem o czym traktowała, że nagle zeszło na depresje i uzależnienia.

Wujek kultywował archetyp silnego człowieka, ludzie chorzy się w niego nie wpisują. Czego nie mógł wiedzieć, to to, że ja, jego siostrzenica, borykałam się z depresja od lat, aktualnie byłam na zwiększonej dawce leków i miałam myśli samobójcze. Poczułam się jak nic nie warty słabeusz. Nic nie powiedziałam.

HONORATA, 36 LAT

"A nie masz żadnego kawalera?", to pytanie usłyszałam lata temu od nieżyjącej już babci. Niby niewinne, klasyk na rodzinnych zgromadzeniach. Tyle że wtedy miałam złamane serce. W kawałeczki.

Gdy babcia zadała mi to pytanie i zaczęły się śmieszki ze strony rodzeństwa i wujka, ból, który próbowałam tamować przez całą kolacje wigilijna, uderzył ze zdwojoną siłą. Musiałam wyjść z jadalni i schować się w toalecie. Tam wzięłam się do kupy. Nie chciałam płakać, bo każdy od razu być coś zauważył, a bardzo nie chciałam poruszać tego tematu.

Czytaj także: Samotne święta? 29-latka: Wybieram samotność świadomie, mam dość przymusu. 87-latka: Wstyd mi, że nie mam już nikogo

Polacy, którzy nie obchodzą Bożego Narodzenia. 5 osób mówi, dlaczego nie lubią świąt