Zapomnijcie o "Hotelu Paradise" i "Love Island". Prawdziwe gwiazdy to Zdzisiek, Teresa i Halina

Helena Łygas
Nie noszą bikini, nie mają kont na Instagramie i nie taplają się w basenie na Bali czy w innej Hiszpanii. Mimo to, każdy kwadrans w ich towarzystwie emocjonuje bardziej niż wysokobudżetowe reality show o miłości Polsatu i TVN. Czego by nie mówić o TVP, "Sanatorium miłości" im się udało. Na antenę trafił właśnie trzeci sezon programu.
Uczestniczki trzeciego sezonu programu "Sanatorium miłości", którego premierowy odcinek wyemitowano 3 stycznia fot. Facebook / Sanatorium miłości TVP


Na PiS głosuje wieś i emeryci, więc TVP kłania się elektoratowi produkując formaty rozrywkowe o nim samych – "Rolnik szuka żony", "Sanatorium miłości", a ostatnio i "The Voice Senior" – mógłby zawyrokować dziaderso-KOD-ziarz.


Polska prowincjonalna, Polska senioralna


Tyle że to bardzo ograniczona perspektywa. Choć na wsiach oficjalnie mieszka 40 proc. Polaków, w kraju najwięcej jest miast z liczbą ludności w przedziale 2-5 tys. W tych powyżej 100 tys. żyje tylko 28 proc. z nas. Nie urągając świdniczanom, siedlczanom czy mysłowiczanom, można powiedzieć, że na prowincji mieszka lwia część Polaków.

I to w stronę tej większości zwróciło się – i słusznie – TVP, przy okazji wyzbywając się klasowej szydery nieodzownej w programach takich jak choćby "Damy i wieśniaczki", gdzie majętna kobieta z miasta zamienia się na tydzień domem z "wieśniaczką" – ubogą mieszkanką wsi.

Inną docenioną przez Telewizję Polską grupą są seniorzy. Choć ich liczba rośnie z roku na rok, a w 2050 roku będą stanowili ponad 1/3 społeczeństwa, w mediach wciąż jest ich jak na lekarstwo. Można to tłumaczyć relatywnie małą siłą nabywczą tej grupy (trudno opchnąć nowego smartphone’a i opakowanie fit owsianki za 18 złotych emerytce), ale pionierskie na polskim rynku programy TVP pokazały, że seniorzy interesują nie tylko innych seniorów.

Seniorzy vs 20-latki w bikini


Średnia oglądalność pierwszego sezonu "Sanatorium miłości" wynosiła ponad 3,5 miliona widzów. Dla porównania polsatowskie "Love Island" zbierało przed telewizorami ponad pięć razy mniej osób. Zaś "Hotel Paradise" – 867 tysięcy osób – czyli cztery razy mniej. Ludzie zagłosowali pilotami.

Fabuła "Sanatorium miłości" jest banalna. Oto sześć pań i sześć panów powyżej 60. roku życia wyjeżdża na jedną z polskich Floryd – w tym sezonie – do Polanicy Zdroju. Grupa ma za zadanie lepiej się poznać, w czym pomagają różne atrakcje. Pod koniec wyjazdu, jak na szanujący się turnus przystało, zostaną wybrani król i królowa. To, co od początku budzi emocje i wzrusza, to autentyczna chęć znalezienia miłości, której często brakowało uczestnikom wyżej wymienionych programów o podobnych założeniach.

Seniorzy bez ogródek opowiadają o tęsknocie za bliskością, przejawiającą się w codziennych drobnostkach. Krysia z Białegostoku marzy, żeby ktoś potrzymał ją jeszcze kiedyś za rękę i powiedział jej, że pięknie wygląda. Reflektuje się, że to trochę próżne, ale kłamała nie będzie.

"Chciałbym spotkać kobietę z którą mógłbym pić herbatę" – wzdycha Władysław, miłośnik żeglarstwa, który na Mazurach spędza dwa miesiące w roku.

Czytaj także: "Żydek z pieniążkiem" – antysemicki fetysz Polski nowobogackiej. Ma go niemal co piąty Polak

W kwadransie "Sanatorium miłości" jest więcej treści niż w całym odcinku "Love Island". I chodzi tu nie tyle o postprodukcję programu, co o bohaterów. Z pustego i Salomon nie naleje. Różnice między dwudziestokilkulatkami zamkniętymi w wynajętych willach są kosmetyczne, jak zabiegi medycyny estetycznej, których wygranymi (lub też: ofiarami) jest większość uczestniczek.

Podobnie podobne jak twarze dziewczyn są zainteresowania chłopaków – siłownia, więcej siłowni, MMA, diety sportowe. Oglądając "Love Island" ma się wrażenie, że panowie więcej czasu spędzają na robieniu masy & rzeźby niż na poznawaniu koleżanek - przeważnie aspirujących modelek i influencerek.

W praniu okazuje się, że najlepsze nadwiślańskie "beach bodies" stanowią słaby wabik w porównaniu do doświadczenia życiowego, szczerości i castingu dopuszczającego różnorodność.

Czytaj także: Bądź sexy, kombinuj i zdradzaj. 5 rzeczy o związkach, które nauczyło nas "Love Island"

Wyglądający jak zaginiony członek The Rolling Stones Zdzisław jest byłym nauczycielem, weganinem i zapalonym motocyklistą. Kocha też pracę w ogrodzie, w której towarzyszyła mu żona. Po jej śmierci nie radził sobie psychicznie. Oddał nawet ukochany motocykl, bo nic, włącznie z jazdą, nie sprawiało mu już przyjemności. W domu wciąż wiszą szale i stoją buty ukochanej, ale Zdzisław czuje, że wreszcie jest gotowy, żeby je schować, a może nawet, żeby w sieni stanęły czółenka innej kobiety. Ciemnowłosa Teresa, Joanna Krupa najnowszej edycji "Sanatorium Miłości" mówi o sobie, że jest "sexy woman" i chciałaby się zakochać, żeby mieć "taki power i być happy". I być może się jej uda, bo z miejsca wzbudziła największe zainteresowanie panów.

Przez 32 lata mieszkała w Kanadzie, ale po wyprowadzce synów rozstała się z mężem i postanowiła wrócić do Polski. Na emeryturze postanowiła zająć się tym, co sprawiało jej radość jako młodej dziewczynie i zaczęła malować. Pieniądze się dla niej nie liczą. Ma własne.

Jej uwagę zdobył Andrzej – wyglądający jak Brad Pitt na emeryturze rozśpiewany ratownik w ekstrawaganckich ciuchach. Podobne anegdoty i historie już po pierwszym odcinku można mnożyć. Bezpośrednia Halina, fanka motocykli i właścicielka kilku kur z prostotą przyznaje, że piękny pan to nie dla niej, bo taki jej potrzebował nie będzie.

"Będę się starać, żeby kogoś zwabić. Jestem energiczna, lubię zabawę, śpiew, to może kogoś przyciągnę. Nawet do tańca sama poproszę" – deklaruje.

Z kolei Władysław dzieli się z widzami swoim mottem, podkreślając, że jest proste: każdy dzień miło, sympatycznie spędzony liczy się podwójnie.

Czytaj także: Wracają perfumy Pani Walewska. Kupiłam "PRL-owskiego śmierdziela", ale tego się nie spodziewałam

Swój urok, przynajmniej na ekranie, ma nawet Edek, z miejsca okrzyknięty przez widzów "chamem i prostakiem" za niewybredne teksty w rodzaju "kochanego ciała nigdy za wiele, ale ciała, nie słoniny", czy deklaracje, że lubi oglądać się za dziewczynami i lubi też, jak są "na golasa". Jak by nie patrzeć, w takich postaciach można dostrzec świetnie znaną mentalność mitycznego "polskiego wuja" – szczerego, ale niezbyt delikatnego. Edek do razu oświadcza Teresie, że mu się podoba i pyta: "A ja jakie wrażenie odniosłem u ciebie? Chyba nie za bardzo!". Były policjant reklamuje się też jako oszczędny, przedsiębiorczy, zdyscyplinowany, a do tego otwarty: "Nie boję się żadnych tematów. Nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś o coś spytał, a ja bym nie odpowiedział. Taka u mnie kultura!".

Niestety Edek najwidoczniej oczekuje tego samego od innych. Jedną z pań podczas speed datingu pyta na wstępie o stan cywilny, żeby zaraz zaatakować bogu ducha winną Annę pytaniem o "przyczyny rozwodu".

Branżowe Oscary dla polskich emerytów


Program docenili nie tylko polscy widzowie, ale i branża. W 2019 "Sanatorium miłości" zgarnęło nagrodę dla najlepszego programu rozrywkowego Europy Środkowo-Wschodniej na targach w Budapeszcie.

Rok później prawa do wymyślonego w Polsce formatu wykupił turecki dystrybutor Global Agency, zaczęły się też rozmowy ze stacjami telewizyjnymi z Niemiec, Stanów, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Gruzji i Słowacji.

Jak by tego było mało, "Sanatorium…" dostało nominację do Venice TV Awards – prestiżowych nagród branży telewizyjnej, gdzie wyróżniano tak głośne produkcje jak serial "Czarnobyl" czy "Nowy Papież" z Judem Lawem i Johnem Malkovitchem.

Czytaj także: Wtopa na wtopie w "Hotelu Paradise". "Kontynent Ormiański" i "Malbork – czy to zagranicą?"

Prawdziwe gwiazdy reality show rozpoznać nietrudno. Zapamiętujemy ich imiona, ale też powiedzonka i historie, ale przede wszystkim czekamy na więcej. Czekamy, bo w uczestnikach widzimy prawdziwych ludzi, może innych od nas, ale interesujących przez swoją szczerość.

Na tym polegał sukces dziewiczego sezonu "Big Brothera", którego uczestnicy nie wiedzieli do końca, jak zachować się w telewizji, więc zachowywali się tak, jak zwykle. Ten sam mechanizm działa w przypadku bohaterów "Sanatorium…".

W czasach pandemii obserwowanie jak grupa seniorów szuka drugiej połówki ma też znacznie większą wartość niż wcześniej, bo daje nadzieję. Pokazuje, że można być aktywnym, szczęśliwym i mimo wszystko wciąż wierzyć w miłość nawet i po siedemdziesiątce. No a do tego nie trzeba traktować siebie zbyt poważnie.

TVP udało się coś, co nie powiodło się dotychczas żadnemu innemu polskiemu medium – odczarowanie starości. Nie musi być stereotypowo zrzędliwa, bezzębna i moherowa. Może być bardziej emocjonująca niż życie niejednej i nie dwóch miss bikini z "Love Island" czy "Hotelu Paradise".

"Z tego, cośmy się poznały, to wszystkie jesteście fajne dziewczyny" – rzuca Halina w pierwszym odcinku. I nie sposób się z nią nie zgodzić. Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl