Kwarantanna narodowa, a w Zakopanem tłumy i turyści bez maseczek. Wiemy, co sądzą o tym mieszkańcy

Aneta Olender
Brak odpowiedniego dystansu, brak maseczek, tłumy. Choć wiele osób przeciera oczy ze zdumienia, to właśnie taki obraz widać na zdjęciach zrobionych w ten weekend – w czasie narodowej kwarantanny – na Gubałówce. Internauci nie szczędzą gorzkich słów w stosunku do turystów, czy jednak tak samo reagują mieszkańcy Zakopanego? Sprawdziliśmy.
W weekend w Tatrach pojawiły się tłumy turystów. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
"Jak widzę takie zdjęcia jestem za jak najdłuższymi obostrzeniami i Lockdownem! Może jak cała gospodarka stanie i nie będzie co do gara włożyć, to poważniej podejdziemy do całej sytuacji", "Ja się wstrzymałem od wyjazdu, a ci ludzie to po prostu debile, zero maseczek, dystansu", "Nie można raz w życiu odpuścić wyjazdu na ferie! Legitymować, spisywać każdego bez maski i karać" – piszą internauci.


Takie poruszenie wywołały zdjęcia, które opublikował Tygodnik Podhalański, dodając opis: "Spacerniak. Ferie, Gubałówka 2021". Na fotografiach rzeczywiście widać, że wiele osób, które postanowiły spędzić weekend w górach, nie stosuje się do obowiązujących z powodu epidemii obostrzeń.

– Na miejscu codziennie działają patrole policyjne, jednak do komendy nie dotarły zgłoszenia ze strony lokalnej społeczności. (...) Funkcjonariusze w przypadku naruszania przepisów mogli podjąć interwencję i wystawić mandat. Obywatele mają prawo przyjąć karę finansową lub odmówić jej przyjęcia, co wiąże się ze skierowaniem sprawy do wymiaru sprawiedliwości – mówiła w rozmowie z portalem WTV Barbara Przybyło z Powiatowej Komendy Policji w Zakopanem.

Przesiębiorcy czekają na turystów

– Są tłumy, ale ja się nie dziwię skoro cała Polska ma ferie w jednym terminie. Domów, apartamentów ludzi spoza Zakopanego też jest sporo, więc przyjeżdżają oni do swoich mieszkań. Z pewnością są też i tacy - o czym też słyszymy - którzy świadczą usługi noclegowe pomimo obostrzeń. To szczególnie ci, którzy nie dostali żadnej pomocy lub ci, którzy są w szarej strefie, więc nie mają się czym za bardzo przejmować, bo ciężko ich nawet namierzać – mówi w rozmowie z nami przedsiębiorca z Zakopanego.

On, tak jak zresztą pozostali moi rozmówcy, zaprzecza, aby ktoś z mieszkańców był oburzony takim napływem turystów w czasie narodowej kwarantanny. Pandemiczna rzeczywistość inaczej wygląda z perspektywy ludzi, którzy mogą stracić dorobek życia. Owszem, obawa jest, ale o przyszłość.

– Nie, ja czegoś takiego nie słyszałem. Każdy raczej czeka na turystów. Ludzie mają dosyć i są bardzo źle nastawieni do całej sytuacji, więc wydaje mi się, że jedynie, co może ich drażnić, to to, że turyści są, a nie można normalnie działać i zarobić. Według mnie mieszkańcy się nie boją. Patrzą na to ze zdziwieniem, bo niby jest zakaz, a ludzi jednak trochę jest – mówi.

Podobną opinię słyszę, gdy rozmawiam z twórcą regionalnych wyrobów. – Jeśli chodzi o turystów, to wiadomo, że jest z nimi problem i jest bardzo słabo w Zakopanem. Czekamy na to, co zdecyduje rząd. Każdy boi się o swoją przyszłość, ludzie mają kredyty, nie wiedzą, co dalej – opowiada.

Na razie wiadomo, że narodowa kwarantanna ma potrwać do 17 stycznia. Może być jednak wydłużona, bo liczba dziennych zakażeń wciąż jest bardzo wysoka. Czytaj także: Wyciekł najbardziej prawdopodobny scenariusz, co dalej z obostrzeniami. Pozostaje jedna niewiadoma

Tłumy, ale na świeżym powietrzu

– Osoby przyjeżdżające w obecnym okresie do Zakopanego udają się głównie w góry lub przebywają na świeżym powietrzu, więc nie stanowią wielkiego zagrożenia epidemiologicznego w mieście – mówi naTemat przewodniczący rady miasta i jednocześnie przedsiębiorca Jan Gluc.
Jan Gluc
Radny Miasta Zakopane

Pensjonaty, hotele, kwatery, restauracje i jednostki prowadzące działalność rozrywkowo-rekreacyjną nie prowadzą działalności,  więc zagrożenie w tych przypadkach nie występuje. Ze względu na znikomą liczbę nowych zachorowań w naszym mieście można by uznać – stosując wcześniejsze kryteria sanitarne – Zakopane za zieloną strefę.

Mimo wszystko liczba przybyłych zaskoczyła mieszkańców, choć były to głównie wizyty jednodniowe. – Większość z nich to absolutnie jednodniowi turyści, którzy chcieli skorzystać z pięknej pogody. Mieliśmy straszne oblężenie prawie w każdej dolinie tatrzańskiej, od znanych, m.in. Morskiego Oka i Kościeliskiej, po małe dolinki. Ludzie szukali też miejsca, gdzie można było pospacerować – wyjaśnia Agata Wójtowicz z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej.

Te jednodniowe, krótkie wizyty nie wpływają znacząco na działalność przedsiębiorców. – Działalność ta jest praktycznie w całości zamknięta. Nie dotyczy to w jakimś niewielkim zakresie punktów handlowych, które również znacząco dotknęły obostrzenia związane z pandemią koronawirusa – dodaje Jan Gluc.

Z takich przyjazdów korzysta raczej wąska grupa, dla reszty, jeśli w ogóle, oznacza to niewielkie wsparcie.

– Zarabiają ci którzy mogą, właściciele parkingów, ci którzy sprzedają jedzenie na wynos. Ja też prowadzę punkty z jedzeniem na wynos, więc na pewno w jakiś sposób to wpływa, ale mowa o maksymalnie 10 proc. tego, co normalnie zarabiało się stacjonarnie. Są to jakieś środki, które można dać pracownikom i które pozwolą przetrwać, ale nie można mówić w tym momencie o żadnym biznesie – mówi przedsiębiorca, który ma w swojej ofercie także noclegi.
Komentarz jednej z internautek pod zdjęciami z Gubałówki
komentarz jednej z internautek pod zdjęciami z Gubałówki

"Ręce mi opadają, siedzę w domu, dzieciaka nie posyłam na wakacje a tu proszę. Państwo nieśmiertelni. Sorry, ale pracę przez Was Stracę. Jakby nie można jeden sezon siedzieć na dupie w domu"

"Boimy się o własne rodziny"

Część internautów, która postanowiła wyrazić swoje zdanie w sieci, podkreśla, że boi się, że przy takim lekceważeniu obostrzeń epidemia nie opuści nas jeszcze przez wiele miesięcy.

Gdy konfrontuję Agatę Wójtowicz z negatywnymi komentarzami w internecie, słyszę porównanie: – W galeriach handlowych, kiedy je otwarto, 15m2 przestrzeni zamkniętej miało przypadać na jednego klienta. Natomiast na stokach narciarskich na jednego narciarza przypadało 100m2. Wszyscy wiemy o tym, że jednak na powietrzu ten wirus mniej się rozprzestrzenia.

Moja rozmówczyni podkreśla jednak, że mieszkańcy do zagrożenia podchodzą poważnie i też mają obawy. Jeśli więc ktoś wybiera się na Podhale, nie powinien być egoistą i nie powinien myśleć tylko o sobie.

– My także boimy się o własne rodziny, o stan epidemiologiczny, który nam tutaj zostanie. Staramy się, aby wszystko było robione zgodnie z procedurami, zgodnie z obostrzeniami protokołem, ale uważamy że trzeba korzystać ze świeżego powietrza, ponieważ nabiera się wtedy odporności – zaznacza.
Agata Wójtowicz
Tatrzańska Izba Gospodarcza

Ludzie potrzebują przestrzeni po zamknięciu w 4 ścianach, po zdalnej pracy. Tym bardziej, że są ferie. Obserwujemy to choćby na zamkniętych górkach, na stokach narciarskich, gdzie do niedawna jeździli narciarze. Teraz rozwinął się tam nowy sport narodowy: rodzinne saneczkarstwo.

Również bardzo dużo miejscowych z tego korzysta. Nawet mała górka, która zrobiona jest przez miasto na Górnej Równi Krupowej dla naprawdę małych dzieci z jabłuszkami, jest oblegana jak mrowisko. Większość z nas chce spędzać każdą wolną chwilę na świeżym powietrzu.

Przewodniczący rady miasta także stara się zrozumieć turystów, których do Zakopanego przyciąga min. bliskość przyrody czy też łatwa dostępność szlaków i ścieżek spacerowych w dolinach górskich.

– Taki nawet jednodniowy odpoczynek umożliwia regenerację sił psychicznych i fizycznych. Jednym z wielu przykładów jest popularne w tym czasie morsowanie w celu poprawienia odporności organizmu. Turystyka jednodniowa w tym celu jest uprawiana – wiem, bo sam biorę w niej udział – mówi Jan Gluc.
Czytaj także:

Cichopek w ogniu krytyki. Poszło o jej zdjęcia z wypoczynku w Zakopanem

Tak Polacy obeszli rządowe obostrzenia. Zakopane zalała fala kamperów