"Bieguni nie nadają się do teatru" - mówiła Tokarczuk. Ten reżyser udowodnił, że się myliła

Alicja Cembrowska
Moje pierwsze podejście do "Biegunów" Olgi Tokarczuk nie było udane. Chyba zabrałam się za lekturę w złym czasie, nie umiałam się odnaleźć na stronach z poszatkowanymi historiami. Po kilku miesiącach, gdy ponownie przeczytałam pierwsze zdanie, przepadłam. Nie ma jednak znaczenia, czy jesteście fanami "Biegunów", czy nie poczuliście mięty do tej książki. I tak polecam obejrzeć spektakl Michała Zadary, który zrobił coś niemożliwego.
"Bieguni" na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie Teatr Powszechny/Krzysztof Bieliński
"Bieguni". Książka, która zachwyciła świat, pierwsza, która zdobyła Międzynarodową Nagrodę Bookera.
Michał Zadara. Reżyser, którego spektakle przyciągają tysiące widzów.
Olga Tokarczuk. Noblistka, pisarka, w której książkach odnajdują się ludzie z każdej szerokości geograficznej.


Teoretycznie to trio idealne. Praktycznie – wydawałoby się, misja nie do wykonania. W wywiadzie dla Gazety Wyborczej Michał Zadara wspomina: " [...] zadzwoniłem do Olgi Tokarczuk. Była zdziwiona, bo uważała – i oczywiście miała rację – że ten materiał ["Bieguni"] do teatru zupełnie się nie nadaje. Po czym wyraziła zgodę". Faktycznie, gdy byłam jeszcze świeżo po lekturze "Biegunów" i dowiedziałam się o spektaklu, powstającym w koprodukcji Teatru Powszechnego w Warszawie i Teatru Łaźnia Nowa z Krakowa, zachodziłam w głowę: "JAK?!".
Teatr Powszechny/Krzysztof Bieliński
Zadara we wspomnianej rozmowie nie udawał, że było to zadanie łatwe. Ale przecież nie chodzi o to, żeby było łatwo. Książka Tokarczuk jest dziełem wybitnym – zarówno w warstwie językowej, jak i treściowej.

Historia człowieka w ruchu


Dworzec, hala odlotów – to przestrzenie przejściowe,w których pojawiamy się i poruszamy się dalej. Tryb samolotowy. Znikanie z map i radarów. Historie z przeszłości i przyszłości. Niderlandy w wieku XVII, XVIII-wieczna Austria, XIX-wieczny Paryż. Bezdomni w Moskwie. Rodzina z dzieckiem. Samotna podróżniczka. Oni wszyscy płyną przez historie, dostajemy dostęp do wyrywków z ich życia, epizodów. Nieraz poznajemy ich nazwiska, innym razem są anonimowymi narratorami.

Przenosimy się też do Gabinetu Dziwów Natury cesarza Franciszka I. To tam są słoje z nowotworami, płody syjamskich bliźniąt i zdarta skóra z czarnoskórego ojca Józefiny Soliman. Uciekamy z Francji do Polski wraz z siostrą Fryderyka Chopina, która wykrada serce kompozytora, by przetransportować je do ojczyzny.
Nie jest to jednak spektakl z wyszukaną, barwną scenografią. Robert Rumas zdecydował się na przestrzeń zimną, brzydką – to gra światła zmienia obdrapane ściany czy proste ławki w komisariat policji lub stację metra. Myślę, że to świetny zabieg, biorąc również pod uwagę sytuację i przeniesienie naszego życia do sieci.

Walka z chaosem


Nastroje społeczne pokazują, że jesteśmy przytłoczeni i zmęczeni. Fajerwerki mamy na Netflixie i Facebooku, a i to już coraz mniej bawi. Szukamy coraz częściej minimalizmu, spokoju. I pośrednio to daje nam Zadara – prostą formę wypełnioną wyselekcjonowaną treścią. Wraz z Barbarą Wysocką wybrali z "Biegunów" fragmenty, wprost je cytują, a my poruszamy się trochę jak według planu podróży. Z punktu A do B. Potem C. Nieraz wracamy, gdzieś na chwilę, by dopowiedzieć zdanie.

Ostatecznie dostajemy opowieść o każdym z nas – o zanikaniu. O tym, co po nas zostaje. Co zostawiamy, a co przepada na zawsze. Nie bez powodu szeroko poruszany jest w "Biegunach" wątek anatomii, zaglądania w ludzkie ciało (przepiękne nawiązanie do "Lekcji anatomii doktora Tulpa" Rembrandta), tatuaże, ale także ucieczka. Przed czymś, po coś. Wszystko natomiast składa się na tematy bardzo teatralne: śmierć i ciało w ruchu.
Teatr Powszechny/Krzysztof Bieliński
Reżyser mówi: "Olga Tokarczuk opisuje proces poszukiwania sensu życia. Sens ten pojawia się na chwilę, potem znika i ponownie toniemy w chaosie. Tęsknota za sensem prowadzi nas dalej przez chaos, z nadzieją, że gdzieś, na końcu pielgrzymki, znajdziemy odpowiedzi".

Świetnie odnajduje się w tym procesie dynamiczny i doświadczony zespół Teatru Powszechnego: Arkadiusz Brykalski, Mamadou Góo Bâ, Wiktor Loga-Skarczewski, Karina Seweryn, Ewa Skibińska, Barbara Wysocka i Sylwia Achu (gościnnie) z Akademii Teatralnej w Warszawie. Aktorzy płynnie zmieniają języki (mówią po angielsku czy francusku) i przenoszą się w różnorodne stany swoich bohaterów.

Życie w podróży, życie to podróż


I to idealnie wybrzmiewa w spektaklu, który też jest trochę chaotyczny z krótkimi przystankami na oddech. Pozwala nam przystanąć, nie obciąża naszych zmysłów, po to, by za chwilę ponownie wcisnąć w dłonie bohaterów torby i walizki, przypomnieć, że ruszamy dalej. Reżyser zdecydował się w kilku scenach na kakofonię (aktorzy się przekrzykują, na ścianie wyświetlają się słowa lub obrazki, żeby odwrócić naszą uwagę), jednak to również jest część naszego życiowego doświadczenia.
Teatr Powszechny/Krzysztof Bieliński
Nieustannie poruszamy się pomiędzy chaosem, a spokojem. Świat jest różnorodny, wielowątkowy, nie da się go opisać według jednej narracji. Dlatego postaci nie opowiadają swoich historii od początku do końca. Mają niewiele czasu, więc bywa, że na scenie pojawiają się jednocześnie. Trochę, jakby walczyli o swoje miejsce. Wszak każdemu z nas wydaje się, że jest najważniejszy i jego problemy są priorytetowe na tle tysięcy innych.

Fragmentaryczne opowieści przypominają natomiast, że życie ludzkie, posługując się poetyką Umberto Eco, jest dziełem otwartym, które możne dowolnie interpretować, dopowiadać, kontynuować. Często nawet śmierć nie zamyka tego dzieła.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl