Rolnik chciał staranować policjantów? W ruch poszedł paralizator, ucierpiała też jego matka
Do niecodziennego zdarzenia doszło w jednej ze wsi w województwie warmińsko-mazurskim. Rolnik w proteście przeciw słupom, które bez jego zgody miała postawić firma energetyczna, wjechał w trakcie modernizacji na pole ciągnikiem. Jego akcja była na tyle niebezpieczna, że policjanci i pracownicy firmy energetycznej poczuli się zagrożeni.
Do żadnych rozmów jednak nie doszło, a przedstawiciele firmy energetycznej pojawili się na polu, by przystąpić do prac modernizacyjnych. Zdenerwowany rolnik postanowił ich wystraszyć oraz przebywających wraz z nimi policjantów, więc wyjechał na pole ciągnikiem.
– Weszli w asyście policji, rozebrali ogrodzenie i mówią, że oni mają prawo, bo słupy są. Powołali się na jakąś ustawę covidową. Nikogo nie wyzywałem, jedynie co, to że się śmiałem. Nie wiem, czy śmiech jest już przestępstwem jakimś – powiedział pan Mirosław w rozmowie z reporterem stacji Polsat News.
Po tej rozmowie funkcjonariusze chcieli wyciągnąć rolnika z ciągnika, jednak zawrócił on do swojego domu. To właśnie przed nim pan Mirosław został potraktowany paralizatorem, a jego matkę szarpano.
– I kopniaka dostałam, i szturchańca. Jak syn leżał zemdlony, to oni stali w drzwiach, a ja chciałam pomóc – wyznała kobieta w programie "Interwencja".
Policjanci mają jednak trochę inne zdanie o całej sytuacji.
– Mężczyzna zabarykadował się w kabinie ciągnika rolniczego i gwałtownie hamując stwarzał realne zagrożenie dla innych osób, w tym interweniujących policjantów, których próbował potrącić. Następnie odjechał, uciekł do swojego domu, gdzie się schował. Tam jego zachowanie się nie zmieniło. Stawiał nadal czynny opór – powiedział Rafał Prokopczyk z Komendy Miejskiej Policji reporterowi Polsatu.
źródło: "Interwencja"