Porównał Obajtka do Napoleona, chce objąć władzę w Rzeszowie. Kim jest Marcin Warchoł?
Z jego powodu na prawicy zawrzało. Marcin Warchoł znalazł się w samym centrum wielkiego pojedynku, a może i wojny. Solidarna Polska ogłosiła, że popiera jego kandydaturę na prezydenta Rzeszowa, ale PiS ani myśli odpuścić i zapowiada swojego kandydata. Nawet wyborcy PiS są oburzeni. Kim jest Marcin Warchoł?
- – Wystawimy swojego kandydata z Prawa i Sprawiedliwości, który będzie ubiegał się o funkcję prezydenta miasta – mówi naTemat przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszów.
- – Może raz miałem okazję zamienić z nim słowo. To wszystko. Nie mam pojęcia, jakim jest człowiekiem – mówi o Marcinie Warchole radny PiS.
- Solidarna Polska poparła swojego kandydata na prezydenta Rzeszowa. Tak skrajnej prawicy Rzeszowa nie oddamy – reaguje poseł Lewicy.
W ostatnich dniach ma swoje pięć minut. Jego wystąpienie na gali Człowieka Wolności, gdy nagrodę tygodnia "Sieci" odebrał prezes Orlenu Daniel Obajtek, stało się hitem internetu.
– Napoleon Bonaparte mówił, że dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych, jakby znał prezesa Obajtka. Szarża Daniela Obajtka w polskim biznesie, jak ta pod Somosierrą, do której odnosił się Napoleon, budzi podziw – mówił wiceminister sprawiedliwości. Internet zareagował śmiechem, posypały się porównania do filmów Stanisława Barei. "To jakiś cyrk na kółkach" – komentowano.
– Jako Prawo i Sprawiedliwość jesteśmy zdeterminowani, żeby zwyciężyć w tej rywalizacji. Wystawimy swojego kandydata z Prawa i Sprawiedliwości, który będzie ubiegał się o funkcję prezydenta miasta. Niebawem kandydat zostanie oficjalnie zaprezentowany. Prosiłbym o cierpliwość – mówi naTemat Marcin Fijołek, przewodniczący klubu PiS w Radzie Miasta Rzeszów.
PiS o Marcinie Warchole
Przypomnijmy, urzędujący od 18 lat prezydent i wywodzący się z lewicowego środowiska Tadeusz Ferenc ogłosił, że ustępuje ze stanowiska. Na swojego następcę namaścił Marcina Warchoła z Solidarnej Polski, co wywołało burzę nie tylko w mieście. PiS się obruszył. Po stronie opozycji do boju może ruszyć Paweł Kowal, który chce zatrzymać człowieka Ziobry.
– Z naszego punktu widzenia to kuriozalna sytuacja. Trudno to komentować. My przede wszystkim chcemy zająć się sobą i wygrać te wybory – reaguje na pytania o ministra Warchoła Marcin Fijołek.
Zaskakuje bardzo, gdy mówi, że osobiście go nie zna. – Może raz miałem okazję zamienić z nim słowo. To wszystko. Nie mam pojęcia, jakim jest człowiekiem. Znam go tak ja pani, czy większość osób, z mediów. Nie podejmował żadnych kontaktów z radnymi, nie było z nim żadnej współpracy. Jego związek z miastem jest niezbyt długotrwały, mówiąc enigmatycznie – zaznacza radny PiS.
Może wydawać się dziwne, zważywszy ostatnią współpracę Marcina Warchoła z prezydentem miasta i jego zaangażowanie w sprawy Rzeszowa – więcej o tym pisaliśmy tutaj.
"To miasto, z którym związane jest moje życie. I taki jest również mój wybór życiowy, by poświęcić się dla mieszkańców Rzeszowa" – powiedział w rozmowie z prawicowym portalem wPolityce.pl.
Spadochroniarz w Rzeszowie
Tyle że do 2019 nikt go w Rzeszowie nie znał, mówią o tym wszyscy nasi rozmówcy. Objawił się dopiero w czasie kampanii wyborczej i stąd – z ostatniego miejsca – dostał się do Sejmu.
A zatem spadochroniarz czy nie? – Jeśli ktoś pojawia się w mieście od stosunkowo niedawnego czasu, to każdy sam może sobie odpowiedzieć na to pytanie – odpowiada radny PiS.
– Jeśli ktoś przeniósł swoje centrum życiowe do innego miasta, od wielu lat tu nie zaglądał, a teraz od roku ma tu mieszkanie i mówi, że jest rzeszowianinem? Marcin Warchoł wyskoczył z podziemi. Od początku, gdy prezydent go wspierał, lokalny PiS go nie chciał, bo był zbyt dużym rywalem. To polityk dynamiczny. Stara się być wszędzie, gdzie tylko może. Dla wielu rzeszowian jego intencje nie są do końca jasne i czytelne – reaguje w rozmowie z naTemat Konrad Fijołek, przewodniczący klubu Rozwój Rzeszowa (zbieżność nazwisk z radnym PiS jest przypadkowa).
– Spadł jak jakaś gwiazdka z nieba. Przed wyborami nikt go tu nie znał. Wtedy prezydent okazał mu pomoc. W kampanii widać go było wszędzie, również w takich miejscach, gdzie normalni kandydaci raczej nie mogli powiesić swoich wizerunków, czy umieścić materiałów promocyjnych. To było widać – zauważa też poseł Lewicy Wiesław Buż, który wcześniej był w rzeszowskim samorządzie.
Rodzinne strony Warchoła
Marcin Warchoł pochodzi z Niska, ok. 70 km od Rzeszowa. "Nasz człowiek wiceministrem sprawiedliwości" – napisał w 2015 roku lokalny portal, gdy Warchoł trafił do resortu Zbigniewa Ziobry. Na stanowisko nominowała go była premier Beata Szydło.
Jest prawnikiem z tytułem doktora nauk prawnych. Asystentem Ziobry był już w latach 2006–2007. Potem, do 2015 roku pracował w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich, a w latach 2009–2010 był asystentem Janusza Kochanowskiego. Od 2019 roki jest Pełnomocnikiem Rządu ds. Praw Człowieka. To on m.in. stanął w obronie Polaka w śpiączce, który przez trzy miesiące przebywał w szpitalu w Wielkiej Brytanii i zmarł pod koniec stycznia.
Ma 40 lat, troje dzieci. – To już nasze trzecie dziecko, jesteśmy rodziną wielodzietną. Pochodzę z Niska, które ma wyższy wskaźnik demograficzny niż reszta kraju. Idąc w ślad za tym, nie ma wyjścia – ja zresztą też pochodzę z rodziny wielodzietnej, mój tata wychował się w rodzinie wielodzietnej, kultywujemy więc tradycje – powiedział dwa lata temu, gdy urodziła mu się córka.
Poseł Lewicy Wiesław Buż ma w Nisku biuro poselskie. – Kilkukrotnie spotykałem go tu na uroczystościach patriotycznych. Staliśmy obok siebie, rozmawialiśmy, ale w sprawy polityczne nie było okazji wchodzić – mówi naTemat.
– To człowiek niezwykle energiczny, barwny, zdecydowany w działaniu w obrębie swoich programowych kwestii, które wyrażał mocno i zdecydowanie. Nie zawsze jest to w zgodzie z moim tokiem myślenia, czy lewicowych ugrupowań. To są inne światy. Moje środowisko nie akceptuje go na prezydenta Rzeszowa. Tak skrajnej prawicy Rzeszowa nie oddamy – podkreśla.
Wiceminister od Zbigniewa Ziobry
Współpracy z ministrem Ziobrą nie da się szybko i krótko opisać."Łukasz Piebiak i Marcin Warchoł – dwie nogi Zbigniewa Ziobry" – tak podsumowali jego działania w 2017 roku Wojciech Czuchnowski i Ewa Ivanova w "Wyborczej". Uważany jest za prawą rękę Ziobry i współautora "reformy sądownictwa".
"W Sejmie podczas prac nad zmianami w KRS Warchoł krzyczał: "Kończymy z sędziokracją!”, „Przywracamy sądy obywatelom!”. Lubi też sformułowanie o "nadzwyczajnej kaście”. Chętnie przypomina o korupcji i patologiach w wymiarze sprawiedliwości" – przypomniała gazeta.
"Sąd Najwyższy promuje totalitarny system, w którym sędziowie jako nadzwyczajna kasta w pełni kontrolują społeczeństwo i starają się nadzorować wszystkie aspekty życia publicznego i prywatnego na tyle, na ile jest to możliwe" – mówił na przykład wiceminister w 2018 roku w rozmowie z portalem niezalezna.pl.
Głośno było o jego ubiegłorocznym wystąpieniu w Sejmie na temat edukacji seksualnej, gdy mówił, że prowadzi ona do gwałtów, uzależnienia od pornografii, agresji i niechcianych ciąż. Sejm debatował wtedy nad projektem zmian w Kodeksie Karnym, które przewidywały karanie więzieniem za m.in. edukację seksualną. Minister Warchoł podał przykład z Walii, gdy chłopiec miał zgwałcić koleżankę z klasy po wyjściu z zajęć edukacji seksualnej.
Kogo wybierze Rzeszów
Jako kandydat na prezydenta Rzeszowa Marcin Warchoł ma poparcie Solidarnej Polski.
– Myślę, że jest to człowiek, który będzie dobrze reprezentował ludzi nie tylko z Prawicy, ale w ogóle ludzi, którzy wywodzą się z bardzo różnych środowisk. To człowiek koncyliacyjny, typowy samorządowiec. Jest w wielkiej polityce w Warszawie, ale Marcin Warchoł ma rys samorządowy. Solidarna Polska będzie wspierała w działaniach samorządowych Marcina Warchoła, chciałbym jednak, aby przychylna jego kandydaturze na prezydenta Rzeszowa była cała Prawica – tak zachwalał go Michał Wójcik, wiceprezes Solidarnej Polski w TV Trwam.
Co wybierze miasto? Dziś wokół Warchoła i Rzeszowa narosły już takie emocje, że zapewne cała Polska będzie to obserwować.Kilka razy miałem okazję słuchać go z trybuny sejmowej. W jego wystąpieniach była zaciętość i wrogość do europejskości. Jesteśmy w zupełnie innym świecie również jeśli chodzi o sprawy kobiet, aborcję. My nie chcemy takiego rozrabiania. Chcemy aktywnej pracy na rzecz Rzeszowa. Uważam, że w tej chwili wykorzystuje swoją pozycję w Ministerstwie Sprawiedliwości. W jakiś sposób mogło to zaimponować prezydentowi Ferencowi.
– Większość reakcji na inicjatywę związaną z poparciem prezydenta Ferenca dla Marcina Warchoła oraz na jego kandydaturę, które obserwujemy również wśród wyborców PiS, jest zdecydowanie negatywna. To przecież mieszkańcy w demokratycznym procesie wyborczym zdecydują, kto będzie nowym prezydentem miasta – zauważa Marcin Fijołek z PiS.
Wiele zależy od opozycji. – Wynik wyborów będzie uzależniony wprost i bezpośrednio z postawą ugrupowań antypisowskich, jakie mamy w mieście. Jeśli się podzielą i wystawią kilkunastu kandydatów, to w pierwszej turze głosy się podzielą. A w drugiej turze Marcin Warchoł będzie próbował pokonać przeciwników PiS trickami marketingowymi. Jarosław Kaczyński będzie wtedy zadowolony, bo tak czy inaczej wygra jego człowiek. Jeśli opozycja do tego dopuści, taki scenariusz jest prawdopodobny – uważa Konrad Fijołek.
Jakie tricki ma na myśli? – Że teraz wiceminister będzie obywatelski, bezpartyjny, że będzie słuchał mieszkańców, rzuca legitymacją Solidarnej Polski, a może wyrzuci portret Zbigniewa Ziobry do kosza. To wszystko będzie wyreżyserowane, żeby mieszkańcy uwierzyli, że naprawdę jest antyziobrystą i pokochał Rzeszów. To wszystko to reżyseria i marketing, choć trzeba powiedzieć, że dobry. Do tej pory udawał, że nie jest ziobrystą, ale zatroskanym o Rzeszów członkiem ruchów miejskich – mówi.
Powszechnie uważa się, że to dzięki poparciu prezydenta Ferenca Marcin Warchoł dostał się w 2019 do Sejmu. Poseł Buż zwraca jednak uwagę na coś innego: – W Rzeszowie miał 5 czy 6 wynik. Mój był lepszy, kandydaci prawicy też mieli lepszy. Marcin Warchoł pozbierał głosy nie w Rzeszowie, a w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych, gdzie PiS u nas zdobywał wszystko. Mieszkańcy Rzeszowa nie posłuchali wtedy prezydenta.
Teraz zdecydują w wyborach uzupełniających.