Porównuje się ją nawet do wojskowej fali. Studenci aktorstwa zdradzają, o co chodzi w fuksówce
- Fuksówka jest obyczajem od lat obecnym w szkołach artystycznych. Polega na tym, że student pierwszego roku musi udowodnić, że nie dostał się na uczelnię "fuksem".
- W czasie fuksówki studenci z pierwszego roku wykonują zadania, przebierają się, są "na usługach" starszych kolegów (nestorów). Wielu zgłasza, że podczas tych otrzęsin dochodzi do nadużyć i przemocy.
- Uczelnie coraz częściej zakazują praktykowania fuksówek, ponieważ studenci sygnalizują, że zamiast uprzejmego powitania i zapoznania ze szkołą, stają się ofiarami manipulacji i są upokarzani.
Takie tradycyjne przygotowanie
"Fuksówka" to obyczaj studencki obecny w szkołach teatralnych od prawie 50 lat – na krakowskiej uczelni pierwszy regulamin fuksówki pochodzi z 1975 roku. Te specyficzne otrzęsiny polegają na wprowadzeniu nowych studentów do społeczności i przygotowaniu na trudy zawodu, który chcą wykonywać.
Pierwszoroczniak musi udowodnić, że zasługuje na studia – że nie dostał się "fuksem", że ma talent i podoła wyzwaniom. Dopiero po 2-3 tygodniach takiej próby może otrzymać prawa studenta. Fuksówka nigdy nie ma gotowego scenariusza, nie ma jednej formy, zawsze jest autorskim projektem konkretnego rocznika (III lub IV roku), chociaż niektóre elementy rytuału powtarzają się w relacjach z różnych szkół.
"Do tego momentu zajmuje najniższe miejsce w uczelnianej hierarchii, musi wykonywać polecenia nie tylko wykładowców, ale też koleżanek i kolegów ze starszych roczników. Często jego status można porównać do statusu pariasa w kastowym społeczeństwie – na niektórych uczelniach obowiązuje zasada niedotykania fuksa, żeby nie "złapać fuksa", tak jakby pierwszoroczniak był nosicielem wirusa" – pisze Magda Piekarska w "Didaskaliach".
– Nie widziałam wszystkich fuksówek we wszystkich szkołach. Widziałam swoją fuksówkę i ją przeżyłam. I chociaż w trakcie trwania często marzyłam, żeby się skończyła, bo była 2:00 w nocy, bo byłam potwornie zmęczona, niekreatywna i nieśmieszna, to z perspektywy wspominam ją jako najlepsze tygodnie na studiach, najbardziej emocjonujące i najbardziej wzruszające – mówi na YouTubie "Anonimowa aktorka".
Później musieli spojrzeć sobie w oczy i wyjaśnić niesnaski. Jak zapewnia autorka nagrania: – Od tego wieczora staliśmy się grupą zawsze grającą do tej samej bramki. Uważam, że to była świetnie przeprowadzona życiowa lekcja.
Dodaje, że starsi studenci w fuksówkową zabawę wkładają dużo energii, uczą pracy w grupie, mobilizacji i lojalności. Inną rozrywką był tzw. sen fuksa. Aktorka z Krakowa, która nie chce zdradzać swojej tożsamości, opowiada mi, że to czas, gdy nestorzy są bardzo mili: "Robili nam masaże, dawali czekoladę, a potem nagle znowu krzyczeli i wracali do roli carów".
Pokaz siły?
Gdy w mediach porusza się temat tej studenckiej tradycji, dzieje się to raczej w mniej pozytywnym świetle. Coraz więcej uczelni zabrania przeprowadzania fuksówki nie tylko ze względu na niebezpieczne incydenty, do których podczas nich dochodziło na przestrzeni lat, ale również coraz głośniejsze głosy, że nie jest to "uroczyste powitanie" nowych studentów, a festiwal przemocy, nękania i wyżywania się na młodszych.Do tego, że "jest sprawcą przemocy", przyznał się m.in. Bartosz Bielenia. Aktorka, która woli pozostać anonimowa, komentuje: – Wierzę w jego skruchę, ale podpisuję się pod słowami aktora Piotra Nerlewskiego: "Naprawdę, dopiero teraz, po latach zdajecie sobie sprawę, że jak fuksowaliście kogoś, to może kogoś zraniliście i zrobiliście komuś piekło? Co za empatia. To jest naprawdę bardzo wzruszające". Może Bartkowi zrobiło się głupio, ale bardzo nas wszystkich dręczył.
Informacje, że podczas fuksówek dochodziło do nadużyć, pojawiły się jednak znacznie wcześniej. W 1997 roku grupa studentów opowiedziała dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" o "fali za kulisami".
Pomimo coraz częściej pojawiających się sygnałów, że podczas "otrzęsin" przyszłych aktorów może dochodzić do przemocy, zakazowi fuksówek sprzeciwiali się... sami studenci.Studenci opowiadają mu o wyrafinowanych karach: fuksy muszą chodzić po szkolnych korytarzach twarzą do ścian, są przez starszych studentów wypytywani o wady koleżanek i kolegów, którzy słuchają tego ukryci za kurtyną, o przesłuchaniach dotyczących intymnych spraw z oślepiającym oczy reflektorem, o zmuszaniu do wykonaniu etiudy polegającej na symulowaniu stosunku z rurą kanalizacyjną, o polewaniu zimną wodą z prysznica.
Gdy uczelnie, np. łódzka filmówka na początku lat 90., podejmowały kroki, by wycofać się z tej tradycji, przenosiły się one w przestrzenie mniej oficjalne niż mury szkoły. Pierwsze roczniki prosiły o powrót obyczaju, bo "nieofuksowani nie będą mogli stać się dobrymi aktorami". Również dzisiaj słychać głosy, że "szkoda, że to koniec tej tradycji".
Incydentów było jednak znacznie więcej. W 2007 roku wykończony student z Białegostoku spowodował wypadek, gdy po 3:00 w nocy odwoził trzy koleżanki (fuksicę i dwie nestorki) do domów. Początkowo uznano łączenie fuksówki z wypadkiem za nadużycie. Ostatecznie władze białostockiej uczelni wprowadziły ograniczenia, m.in. skracając czas otrzęsin do tygodnia i uznając, że wydarzenie ma mieć charakter integracyjny.
Wypadek przyciągnął jednak uwagę lokalnych dziennikarzy, Doroty Kowalskiej i Konrada Dulkowskiego. Za reportaż "Lalki na łańcuchu" zostali nagrodzeni przez "Tygodnik Angora" – głównym źródłem informacji był pamiętnik studentki pierwszego roku.
Reportaż trudno nazwać zapisem "niewinnych zabaw". Dowiadujemy się z niego o budzeniu o 5:00 na gimnastykę, inscenizowaniu rozstrzeliwania ("Jeden z fuksów dostał histerii na widok pistoletu przyłożonego mu do głowy"), jedna studentka była tak wycieńczona, że trafiła pod kroplówkę. Studenci spali po 2-3 godziny na dobę, byli karani za niestosowanie się do poleceń i wyzywani.
Fuksica opisała również, na czym polegają "granaty". – Ręce do przodu jak w siatkówce, pad na twarz. 17 osób w małym pomieszczeniu. Jedna dziewczyna słabnie. Pyta, czy może wyjść. Nestorzy komentują, że symuluje. B. dostaje nogami w głowę, trafia do szpitala. Podejrzenie wstrząsu mózgu. Ale wypisuje się na własną prośbę. Wraca na fuksówkę. Na przedramionach ma siniaki od kroplówki; profesorom mówi, że się uderzyła. Jest dobrym fuksem, chroni nestorów. Oni komentują, że poszła do szpitala mózg sobie przeszczepić.Od dzisiaj nie mam imienia, płci ani tożsamości. Jestem fuksem. Nie mam prawa mieć komórki ani zegarka. Mam się przebrać za muchę; wszystkie żarty obracają się wokół gówna i bzykania. Każdy dostaje fuksówkową ksywkę. Zapisuje się ją na "duszy".
"Dusza" to kawałek tektury zawieszony na szyi. Jej zdjęcie oznacza zerwanie fuksówki. Nestorzy pokazują dwie dziewczyny, które nie fuksowały. "Nikt z nimi nie rozmawia, nie zaprasza na imprezy. Zwracają się do nich na pani. Chcecie skończyć jak one?". Nikt nie chce. Trzeba trzymać się zasad. Fuksówka to wewnętrzna sprawa szkoły, co tutaj się dzieje, tutaj zostaje.
Przestaję kojarzyć daty. Jesteśmy potwornie zmęczeni. Na wykładzie zasypia cała sala. Profesor wyjmuje aparat i robi nam zdjęcie. Mówi, że to tylko do jego kolekcji, ale potem daje je dziekanowi. Przychodzi nestor Z. Skończył już szkołę, ale nie przepuści żadnej fuksówki. Jest pijany. Wrzeszczy na nas, każe śpiewać hymn Białorusi, przerywa po pierwszej nucie. Drze się, że takich bezczelnych fuksów jeszcze nie widział. Kłaniamy mu się, on ma władzę.
Uczelnie wycofują się z fuksówek
"Moje osobiste wspomnienia z pierwszego roku studiów związane z tym procederem są traumatyczne. A znam wiele gorszych przypadków niż mój... KONIEC Z FUKSÓWKĄ to symboliczny moment przejścia na jasną stronę Mocy. Przyjmowanie kolegów na studia, a potem do teatru powinno być opieką; okazywaną przyjaźnią, serdecznością, pomocą i otaczaniem ciepłem. I niech to od dziś stanie się naszą najlepszą TRADYCJĄ" – napisała we wrześniu 2020 roku Dorota Segda, rektorka krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych.
W komentarzach pod wpisem dominują podziękowania. Absolwenci w większości popierają tę decyzję i przywołują swoje historie.
Agata Pruchniewska: "Nareszcie koniec ze zwyczajem utrwalającym patologiczne zachowania, z przemocą psychiczną, z upokorzeniami i leczeniem kompleksów kosztem innych. Wypisałam się z fuksówki, ale do dziś pamiętam zachowania niektórych starszych kolegów. Że nie wspomnę o tym, że są wśród nich tacy, którzy do dziś wytykają mi tę decyzję. Sama uważam ją za jedną z lepszych w życiu. Nie chciałam, by mnie fuksowano i nie miałam żadnej potrzeby fuksować innych".
Artur Gotz: "Ja bawiłem się tylko kilka dni w fuksówkę i podziękowałem. Największą żenadą było, to kiedy jedna pani profesor z dumą fuksowała studentów. To było dla mnie dno!!! Nowe pokolenie bierze się za te wszystkie mobbingowe akcje".
Oświadczenie pojawiło się w związku z udostępnionym przez Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych archiwalnym materiałem z 2007 roku. Na uczelnię wylała się fala krytyki.
Trauma, przemoc i upokorzenie
– Od pierwszych minut, kiedy zostaje wyczytana lista osób przyjętych do szkoły, jest powtarzane, ciągle, w kółko, jakie wielkie mamy szczęście, że zostaliśmy wybrani do tej szkoły. I że takie wydarzenia jak fuksówka to piękna, wieloletnia tradycja, która ma nas przygotować do trudów tego zawodu. Dopiero po latach zrozumiałam, że była to normalizacja przemocy, upokorzeń i nadużyć – komentowała dla naTemat.pl kilka dni temu aktorka Aleksandra Domańska, która skończyła warszawską Akademię Teatralną w 2012 roku.Przypomnijmy, że zaczęło się od wpisu Anny Paligi – młoda aktorka wymieniła nazwiska wykładowców, którzy mieli dopuszczać się nadużyć w czasie zajęć. W kilka dni w mediach społecznościowych pojawiły się relacje kolejnych osób, które przyznały, że były ofiarami lub świadkami przemocy. Relacje absolwentów odnosiły się również do fuksówki. Dla wielu z nich była to trauma, niektórzy rozważali z tego powodu odejście z uczelni.
– Rozumiem ideę fuksówki w tym sensie, że na przykład młodsi studenci muszą się nauczyć imion wszystkich starszych studentów, że poznaje się starsze roczniki. I to jest bardzo fajne – wymyślanie zadań, ćwiczeń, które mają wytworzyć więź. Ale z drugiej strony są osoby, które są przemocowe, krzyczą, wyżywają się na innych, zmieniają się w katów. Jak ktoś na mnie krzyczy, to się zamykam albo odchodzę – mówi aktorka Anna Jarosik, która w 2016 roku ukończyła studia aktorskie na Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie.
I dlatego po tygodniu zrezygnowała z uczestniczenia w fuksówce: "Niby cały czas było mówione, że oni przed nami grają, ale mnie to przerosło. Również fizycznie. Cały dzień mieliśmy zajęcia, a później podczas fuksówki do 2:00-3:00 rano kazano nam stać na baczność, krzyczano, oceniano. Na jednej fuksówce zemdlałam i jeszcze dostałam za to op***dol. Fuksówka sama w sobie nie wydaje mi się zła, ale niestety często była prowadzona przez osoby, które do tego nie dojrzały".
To zerwanie z tradycją jednak również ma swoją cenę. Teoretycznie fuksówka jest dobrowolna i nie powinny grozić konsekwencje za nieuczestniczenie w niej. Z relacji Anny Jarosik wynika jednak, że czas "po odejściu" był jeszcze gorszy.
– Osoba, która zerwała fuksówkę w Krakowie, nazywana była siurem. Jesteś miękkim siurem. To wykluczenie przeżyłam chyba najbardziej. Z mojej grupy fuksówkę przerwało chyba z 6 osób, więc w brzydki sposób podkreślano, że się nie ofuksowaliśmy, czyli jesteśmy poniekąd przegrańcami. Przez lata, do końca studiów plułam sobie w brodę, że tej fuksówki nie ukończyłam. Zaważyło to na mojej edukacji w tej szkole. Mnie to bardzo poblokowało, czułam się gorsza. Jeden kolega zerwał fuksówkę z powodu śmierci taty. Był w żałobie. Nikt nawet nie zapytał o powód tego, że nie chciał podejść do fuksówkowych "zabaw". Był strasznie dręczony, ciągle słyszał, że "jest pier***onym siurem".
Wszystkie osoby, z którymi rozmawiałam, podkreślają, że sama idea fuksówki, jako czasu poznawania się ze starszymi kolegami i integracji, jest bardzo pozytywna. Zostało to jednak wypaczone przez osoby przemocowe, dla których "otrzęsiny" stały się pretekstem do wyżywania się na innych, często niestety przy niemym poparciu kadry.
Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl