"Jeśli powrotu do normalności nie ma, to zrobimy go sobie sami". Wrocław bawi się w najlepsze

Julia Łowińska
Puste ulice, ciemne witryny dawniej działających lokali, a wokoło prawie żywego ducha. Tak wygląda sobota późnym wieczorem w centrum Wrocławia. Za zamkniętymi drzwiami impreza trwa jednak w najlepsze. Zabawa tylko dla wybranych? Przeciwnie. Wpisanie się na listę gości zajmuje mi kilka minut.
Działające kluby w pandemii. Jak dostać się na tajne imprezy? Fot. Dean Machala / Unsplash

Wstęp tylko dla zaproszonych

Pozornie na wrocławskiej Starówce nic się nie dzieje. Od czasu do czasu spotka się jakiegoś zbłąkanego przechodnia. Poza tym cisza, taka wręcz niepokojąca. Jednak za oknami zaklejonych szyb szaleją imprezowicze. Nie tak łatwo ich wypatrzyć. Przy niektórych "zamkniętych" lokalach gromadzą się grupki ludzi, które po chwili znikają. Między znajomymi mówi się o barach, które znów działają, jak gdyby nigdy nic. Ich cierpliwość skończyła przy kolejnym lockdownie, kiedy to postanowiły nieoficjalnie otworzyć swoje wrota, ku uldze spragnionych życia towarzyskiego ludzi.
– Jak ktoś bardzo chce to znajdzie miejsce, gdzie akurat odbywa się "zebranie partii". Jednak to nie są balety jakie były 2 lata temu – mówi uczestnik jednej z imprez. Chłopak zdradza, że imprezy dalej mają miejsce, tylko na mniejszą skalę. Imprezowicze używają też specjalnych określeń, żeby lokale ciężej było namierzyć.


Imprezy w czasie pandemii są trochę jak miejska legenda, którą przekazują sobie mieszkańcy. Tyle tylko, że prawdziwa. Większość młodych osób ma chociaż jednego znajomego, który na takie wydarzenia chadza. Dostać się do środka wcale nie jest aż tak ciężko. Zwłaszcza jeśli jest się stąd. "Znajomi znajomych" wiedzą, co dzieje się na mieście i gdzie pójść w piątek wieczorem. Informacja rozchodzi się "pocztą pantoflową" lub po prostu w internecie. Sprawdzam, jak dostać się do środka.

Znajomi znajomych i tajne grupy, czyli jak dostać się do klubu w czasie pandemii

Wystarczy kogoś znać. Im większa siatka znajomych, tym łatwiej, bo zawsze ktoś coś słyszał. Jeśli ktoś jest stąd, to bez większego wysiłku zasięgnie informacji o "klubowym podziemiu". Nie raz słyszałam o działających dyskotekach, które przyjmują tylnimi drzwiami lub tylko o umówionej godzinie. Znany jest lokal z okolic ulicy Tęczowej, który działa od początku trwania pandemii. Działa też kilka miejsc w rejonach ulicy Ruskiej czy Pasażu Niepolda, czyli ścisłe centrum miasta. Ważne tylko, żeby mieć kogoś, kto nas wprowadzi.

Ale dla przyjezdnych też jest nadzieja. Wystarczy prześledzić imprezowe grupy na Facebooku. Między postami o jodze online i streamingu koncertu, co jakiś czas ktoś błagalnym głosem dopyta o to, czy w centrum przypadkiem nic się nie dzieje.

– Czy w naszym kochanym mieście pozostało cokolwiek otwarte, aby wyjść wieczorem i miło spędzić czas po 3 lockdownie miłościwie nam panujących? – dopytuje jeden ze spragnionych wrażeń wrocławian.

Na odpowiedź nie trzeba długo czekać. Użytkownicy wymieniają co najmniej 5 działających knajp, lokali i barów, które oferują różnego rodzaju "kursy". Niektóre z nich działają tylko w weekendy, inne codziennie. "Testowanie produktów" to przykrywka dla wielu miejsc. W lokalu dostajemy zaświadczenie o odbyciu "piwnego szkolenia" lub musimy "zapisać się do partii".
Klubowe podziemie działa w niektórych miejscach od początku pandemii.Fot. Alexander Popov / Unsplash
Internauci sami proponują, że "wprowadzą" na imprezę. Warunkiem jest, aby wszystko załatwiać w prywatnych wiadomościach. Mnie "wkupienie się" na imprezę zajmuje kilka minut. Po chwili już jestem członkiem sekretnej grupy.

Jak działają kluby w czasie pandemii?

Grupa na jednym z komunikatorów. Ponad 200 członków. Informacja o weekendowej imprezie pojawia się od razu. W wiadomości podane są wszystkie szczegóły – godzina, miejsce, a nawet telefon do organizatora. Ochotnicy muszą wyrazić chęć udziału poprzez zapisanie się na wydarzenia podając imię i nazwisko i numer telefonu. "Podziemie" nie jest tak sekretne, jak mogłyby się wydawać. Na swoich profilach na platformach społecznościowych uczestnicy dzielą się nawet relacjami z imprez.

Aby dowiedzieć się, jak na całą sprawę zapatrują się szefowie barów, próbowaliśmy skontakować się z kilkoma lokalami. Dostaliśmy komentarz od jednego z nich:

– Jeśli mogę wyrazić swoje zdanie, to powiem tak: jest ciężko. Co mam innego powiedzieć? Czasy są jakie są i jest bardzo ciężko – mówi pracownik z jednego z działających lokali w centrum Wrocławia.

Od nikogo z szefostwa nie dostajemy jednak potwierdzenia, jakoby w lokalach miały miejsce jakieś imprezy, a szefowie barów podkreślają, że działa tylko opcja jedzenia na wynos.

Z prywatnych grup wynika, że organizatorzy dbają, aby po imprezie nie zostało śladu. Na imprezach nie można płacić kartą, a wiadomości z grupy znikają po kilku dniach.
Wytyczne dla uczestników imprez
Uczestnicy imprez od organizatorów dostają wytyczne, których muszą przestrzegać:

Płatność tylko gotówką. Uczestnicy mogą wchodzić do lokalu małymi grupkami i nie mogą opuścić klubu do godziny 1 w nocy. Prosimy o nie grupowanie się przed kamienicą, jeśli zauważymy grupkę ludzi czekająca na wejście, odchodzimy i wracamy za 5 min.

Według relacji niektórych, w popularnym klubowym zagłębiu organizatorzy nawet nie kryją się z imprezami. Te zaczynają się o 3 w nocy. Czasem zdarzają się kontrole policji. Wtedy na chwilę cała impreza zamiera, by po chwili móc toczyć się dalej. Kiedy już się jest w środku, zapomina się o ryzyku.

Naloty policji i skoki adrenaliny

Poza ryzykiem zakażenia Covid-19 istnieje jeszcze oczywiście kwestia prawna. W związku z pandemią Covid-19 obowiązuje przecież zakaz zgromadzeń, a kara za jej złamanie wynosi nawet i kilka tysiący. Natomiast za nienoszenie maseczki możemy zapłacić 500 zł. W klubach obowiązkiem zasłaniania nosa i ust czy zachowaniem bezpiecznego dystansu nikt się raczej nie przejmuje. W przypadku imprez większe ryzyko ponosi jednak ich organizator niż sami imprezowicze. Policja jednak zdaje się często przymykać na to oko.

"Jesteśmy aktualnie we Wrocławiu wczoraj próbowałyśmy się dostać do klubu i wszędzie stała policja. Nigdzie nas nie wpuścili. Dzisiaj próbujemy znowu" – relacjonuje na grupie użytkowniczka Facebooka.

Uczestnictwo w takiej imprezie dla wielu niesie ze sobą dreszczyk emocji. Ma namiastkę buntu i dodatkowo podkręca emocje. Jedni żyją w lockdownie od roku, inni wypowiedzieli systemowi wojnę. A tych jest sporo. "Klubowym zagłębiem" są okolice wrocławskiego pasażu Niepolda, gdzie w lutym kilka lokali otworzyło swoje drzwi w ramach "strajku przedsiębiorców". Okazuje się, że imprezy trwają nadal.

– Od 3 jest otwarte, trzeba wejść tylnym wejściem. Ostatnio policja nie przeszkadzała – relacjonuje jeden z uczestników marcowych imprez.

Po Wrocławiu niesie się też wieść o funkcjonowaniu lokalu w okolicach ulicy Tęczowej. Głośno zrobiło się o nim na samym początku pandemii, kiedy klub postanowił sobie zadrwić z wirusa urządzając "koronaparty". Wtedy lokal obrócił wszystko w żart zapewniając, że do rzeczonej imprezy nie doszło. Większość młodych wrocławian wie jednak, że imprezy trwają tam w najlepsze przez większość czasu.

– Imprezy są co piątek i często trwają przez cały weekend. Kontroli raczej nie ma, chociaż wszyscy wiedzą, że klub funkcjonuje. Raz był najazd policji. Wtedy zgaszono wszystkie światła i wyłączono muzykę. Siedzieliśmy tak przez dobrą godzinę. Organizatorzy zaczęli wypuszczać ludzi pojedynczo tylnym wyjściem, żeby nie narobić za dużo hałasu. Karę dostali tylko organizatorzy – mówi jedna z uczestniczek imprezy we wspomnianym klubie.

Siewcy śmierci chcą żyć

Dopytujący o imprezy muszą liczyć się ze sporą krytyką, która wylewa się na nich Facebooku. Jedni chętnie podłączają się do pytań o imprezy, inni nie szczędzą im gorzkich słów, zarzucając, że tylko przedłużają pandemię koronawirusa, wykazując się skrajną nieodpowiedzialnością i narażając życie innych.

Post jednej z użytkowniczek Facebooka, która dopytuje się, czy we Wrocławiu działają jakieś lokale, spotyka się z dużym odzewem. Tym negatywnym i pozytywnym. Część komentujących wymienia otwarte lokale i mówi jasno, że aby znaleźć działające miejsca, wystarczy przejść się po mieście. Podobno otwierają się, kiedy znika policja. Inni sugerują, że otwarty jest szpital jednoimienny i że tam poleca przejść się poszukiwaczom przygód.

"Wyjdź na spacer, dobrze Ci zrobi, a nie amorów się zachciało w knajpach i poznawania siewców śmierci" – krytykuje jedną z dziewczyn szukających imprez we Wrocławiu inny użytkownik Facebooka.
Trudno się dziwić, że niektórym skończyła się cierpliwość. Rząd utrzymuje obostrzenia, a końca pandemii dalej nie widać. Rozumieją to niektórzy internauci, którzy o imprezujących wypowiadają się bardzie powściągliwie.

"Cytując klasyka: nie pochwalam, ale rozumiem" – komentuje jedna z użytkowniczek Twittera.

Niektórzy uczestnicy imprez przyznają, ze początkowo przestrzegali nałożonych obostrzeń. Stracili jednak cierpliwość przy kolejnych restrykcjach nałożonych przez władzę, które nie zmieniły niczego.
Uczestniczka wrocławskich imprez
Uczestniczka wrocławskich imprez o działających klubach:

Szwecja działa. Restauracje i bary pozostały otwarte i wcale nie widać tam znaczącego wzrostu liczby zachorowań. A u nas wszystko jest pozamykane, a sytuacja wygląda podobnie, jeśli nie gorzej. I tak jest od miesięcy. Może nasza władza boi się niewydolności systemu zdrowia? Uważam, że to decyzja ludzi. Rozumiem tych krytykujących, ale też tych, którzy chodzą na imprezy. Znam wiele osób, które na początku pandemii przestrzegały wszystkich obostrzeń, a teraz już po prostu nie wytrzymały. Nie dziwię się. Ja sama też odczuwam już skutki lockdownu psychicznie. My chcemy żyć, a władza zdaje się tego zupełnie nie respektować. Jeśli nie chcą nam dać chociażby namiastki powrotu do normalności, to stworzymy ją sobie sami.

Każda okazja do zabawy wydaje się teraz dobra. Działająca we Wrocławiu pizzeria – z zaklejonymi oknami – po godzinach zamienia się w imprezownię. I to wcale nie planowo, ale ludzie są już tak spragnieni rozrywki, że o 2 w nocy sala nadal jest pełna i wcale nie zanosi się, żeby miała za chwilę pustoszeć.

Czytaj także: Jego restaurację nazywają "covidoodporną". Jaki jest przepis na sukces w pandemii? [WYWIAD]