Banaś i spółka, czyli polityczno-mafijne rozgrywki w państwie (bez)prawia
W Polsce od dawna ręka rękę myje. Albo jesteś z władzą, albo przeciwko niej. A że władza jest cholernie kusząca, ci, którzy jednego dnia są przyjaciółmi rządzących, drugiego dnia mogą być wrogami numer jeden. Wszystko, by czyjeś było na wierzchu. Nie jest ważne, czy państwo na tym cierpi. Najważniejsze, że państwo rządzący nadal są u władzy. Bo o to przecież chodzi.
W normalnych okolicznościach na miejscu premiera Mateusza Morawieckiego byłabym mocno zaniepokojona. Wyniki kontroli Najwyższej Izby Kontroli nie są dla niego korzystne. Oburzająca jest nie tylko ogromna kwota - 73 mln złotych pochodzące z budżetu państwa, a które stracono przy próbie organizacji wyborów.
Bulwersuje też tuszowanie błędów, odpowiedzialności finansowej oraz karnej. Raportu NIK ws. wyborów kopertowych można spodziewać się w najbliższych dniach. Magdalena Przybysz, która była ówczesną szefową departamentu prawnego KPRM, ostrzegała, że wydanie decyzji o wyborach może grozić Trybunałem Stanu i upadkiem rządu Morawieckiego.
Dziś nie postawiłabym ani złotówki na to, że wobec premiera zostaną wyciągnięte jakiekolwiek konsekwencje.
Wróćmy jednak do oskarżeń Banasia, że akcja z jego synem nie ma przypadkowego terminu. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn zapewniał, że "takich działań nie podejmuje się ad hoc", a decyzja o przeszukaniu domu syna Banasia zapadła tydzień temu. I nie miała nic wspólnego z informacją o kontroli czy samym raportem. Jednak Banaś zdaje się mieć odmienne zdanie. Podobnie jak wszyscy ci, którzy wczoraj powiedzieli, że to zemsta za wyniki kontroli i temat zastępczy władzy, by odsunąć uwagę od problemu.
- To przypomina mi czasy bolszewickie, kiedy po ogłoszeniu stanu wojennego za to, że byłem patriotą, wiernym Polsce i Solidarności, zostałem aresztowany i skazany na cztery lata więzienia. Dzisiaj, w rzekomo wolnej i niepodległej Polsce, obecna władza robi to samo. Kto się z nią nie zgadza, może na podstawie pomówień być aresztowany i skazany – mówił dalej Banaś.
A trzeba zakładać, że wie, co o władzy mówi. Przecież sam się z niej wywodzi. Do niedawna był przez przedstawicieli PiS nie tylko chwalony, ale i chroniony. W 2019 r. po kontroli oświadczeń majątkowych sprzeciwił się woli prezesa Jarosława Kaczyńskiego, nie odszedł ze stanowiska. Od dwóch lat nie ma w jego sprawie aktu oskarżenia. A jego pewność z dnia na dzień rośnie.Dlatego Banaś ciska w rząd największe z pocisków. Swoimi zachowaniami i słowami zdaje się pokazać, że obrał strategię "taaa i co mi teraz zrobisz”. Rządzący mają na niego haki? On na nich też ma, równie duże (a może i większe). Tym samym Polska zmienia się w kraj, gdzie zasady prawa wypierane są przez politykę haków.
Czytaj więcej: "To wszystko ściema dla mediów". Roman Giertych ma teorię na temat konfliktu między PiS i NIK
Jesteś z nami albo przeciwko nam – innego wyjścia nie ma. Działania rządzących i przychylnych im służb to wojenka podobna do działań państwa mafijnego. I można byłoby przywoływać tu różne stwierdzenia. Od "ręka rękę myje", do tego najbardziej wulgarnego określenia o dwóch kobietach lekkich obyczajów, gdzie jedna drugiej nie zrobi żadnej krzywdy. Wiecie, co mam na myśli.
I aż boli, że takie porównanie pasuje do rządów państwa – z założenia – prawa. Boli, bo intuicja podpowiada, że sprawa Banasia i spółki to tylko preludium do kolejnych afer. Władza kusi coraz bardziej, nie staje się mniej atrakcyjna. I tylko Polski żal.