Na co mu to było? Patrzę co TVP robi z Tuskiem i dziwię się, że chciało mu się do tego wracać
Donald Tusk wracając do polskiego piekiełka wywrócił swoją codzienność do góry nogami. Wrócił hejt, ataki mediów publicznych, otaczające go tłumy oraz ogrom ciężkiej pracy. Serio, że też mu się chciało...
Bo jak niby z takiej ludzkiej, przyziemnej perspektywy wyjaśnić powrót Donalda Tuska do polskiej polityki? Nie mówię tutaj o kwestiach patriotycznych, moralnych czy o poczuciu obowiązku. Bardziej chodzi tu o to szambo, z którym nowy przewodniczący Platformy Obywatelskiej musi się teraz borykać.
Od początku pod górkę
Jeszcze zanim oficjalnie oznajmił, że wrócił do polskiej polityki, już usłyszał ze swojego obozu politycznego, od posła Franciszka Sterczewskiego, że "będzie ulotki pomagał roznosić". Ba! Jeszcze zanim ustalił wewnątrz Platformy, jaką będzie pełnił rolę, to już dostał cios ze strony Rafała Trzaskowskiego, który sam zadeklarował, że on chętnie weźmie odpowiedzialność za PO, jeśli Borys Budka zrezygnuje.I oczywiście, że prezydent Warszawy miał do tego prawo. Ma autorytet, ma poparcie, ma doświadczenie. Chodzi o to, że jeszcze przed samym startem Tusk miał pod górkę. Pomijam oczywiście różnego rodzaju opinie i komentarze pochodzące z innych partii opozycyjnych oraz z obozu Zjednoczonej Prawicy, ale naprawdę nie wyglądało to kolorowo.
Jednak to, co stało się po weekendowym evencie PO, wywołuje ogromne zdziwienie decyzją Tuska. Największy udział ma w tym TVP. Każda konferencja jest obstawiana przez jej pracowników, którzy zadają Tuskowi łagodnie rzecz ujmując dość perfidnie sformułowane pytania. Wróciły też obrazki z kampanii prezydenckiej, kiedy to dziennikarze telewizji publicznej ganiali za Rafałem Trzaskowskim tylko po to, żeby zapytać go o różne, często absurdalne sprawy. Tak samo jest teraz z Tuskiem. I czapki z głów, bo przewodniczący PO zawsze stara się odpowiedzieć na każde pytanie.
Inna sprawa, że to, co powie, jest specyficznie pokazywane. TVP od momentu oficjalnego powrotu byłego premiera do krajowej polityki cały czas produkuje się i odgrzewa stare materiały na temat afer (lub rzekomych afer), w które miał być pośrednio lub bezpośrednio zaangażowany.
Czytaj także: W TVP Info zapatrzyli się w Tuska jak w obrazek. Nie do wiary, co teraz pokazują swoim widzom
Hejt na Tuska wylewa się z każdej strony. Ataki, nawet te najbardziej wydumane, to codzienność. Nie wspominając już o ogromie pracy, która go czeka. Do końca roku odwiedzenie każdego województwa oraz większości powiatów i jedynie tygodniowy urlop dla rodziny? Nawet młodzi politycy mieliby problem z takim maratonem.
Inny świat
Że też mu się chciało? Serio! Spójrzmy, jak wyglądało jego życie przed tym weekendem. Donald Tusk miał naprawdę w miarę spokojną pracę jako przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej. Obracał się w międzynarodowym towarzystwie. Nie zawracano mu głowy detalami, bo zarządzał największą frakcją polityczną w Unii Europejskiej, która zajmuje się sprawami zupełnie innego kalibru.Nie miał też zbytniej styczności z żadnym medium publicznym z Polski, a te też nie były nim aż tak zainteresowane, bo w Brukseli nie stanowił takiego zagrożenia dla obozu Zjednoczonej Prawicy.
Po jego fotkach widać było także, że miał więcej czasu dla siebie, dla rodziny. Mógł przyjechać do Sopotu, wybrać się na przejażdżkę na hulajnodze elektrycznej, czy po prostu pójść do sklepu na zakupy bez całej świty i ochrony. W Polsce, jak widać po obrazkach z ostatnich dni, jest to całkowicie niemożliwe.
Po prostu w Brukseli był inny klimat, inni ludzie, inna kultura debaty oraz mediów. Inny świat. Tym większy szacunek, że mu się chciało...
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut