Andrzej Sośnierz #TYLKONATEMAT: Przymus szczepień? To nie jest tak skuteczne, jak się wielu wydaje

Jakub Noch
– W okresie wakacyjnym pewnie już niewiele da się zrobić. Jednak warto zauważyć, iż to spowolnienie programu szczepień jest poniekąd zjawiskiem naturalnym. Ludzie mają w głowach lato, urlopy i nie myślą o takich sprawach jak szczepienie się. Poczekajmy więc do końca wakacji i zobaczymy, czy wówczas ochota do szczepień jednak trochę nie wzrośnie – mówi #TYLKONATEMAT Andrzej Sośnierz.
W rozmowie z naTemat.pl znany śląski lekarz i poseł Andrzej Sośnierz ocenia przebieg programu szczepień przeciw COVID-19 w Polsce i odpowiada antyszczepionkowcom, którzy manipulują jego słowami. Fot. Jakub Kaminski / East News
W rozmowie z naTemat.pl znany śląski lekarz i parlamentarzysta ocenia przebieg programu szczepień przeciw COVID-19 i odpowiada antyszczepionkowcom, którzy manipulują jego słowami. Andrzej Sośnierz komentuje także spór na linii PorozumieniePrawo i Sprawiedliwość, wskazując przy tym na coraz większy problem Jarosława Gowina z uginaniem się pod naciskami ekipy z Nowogrodzkiej.

Niedawno stwierdził pan, że "niepotrzebnie się zaszczepił". Słusznie antyszczepiomkowcy powołują się na te słowa?

Ależ skąd! Żałuję w ogóle, że to powiedziałem. A chodziło tylko o to, iż nie musiałem się szybko szczepić, bo w chwili przyjęcia preparatu przeciw COVID-19 miałem odporność wynikającą z przebytego zakażenia.


Miałem nawet wyniki z oznaczoną odpornością - była ona dość wysoka. Tylko w tym kontekście użyłem słowa "niepotrzebnie". Antyszczepionkowcy jak zwykle dokonują nadinterpretacji…

Czyli warto się szczepić?

Oczywiście, że tak. Należy się szczepić, aby uniknąć kłopotów wynikających z zakażenia koronawirusem – w tym ciężkiego przebiegu COVID-19, a nawet ryzyka śmierci.

A jakby pan odpowiedział tym, którzy twierdzą, że lepiej przechorować COVID-19 i nabyć odporność naturalną?

To prawda, że przechorowanie COVID-19 pozwala nabyć odporność.. Cały problem w tym, że zgon z powodu zakażenia koronawirusem jest znacznie bardziej prawdopodobny niż na przykład śmierć w wyniku wypadku samochodowego.

Oczywiście tzw. środowiska antyszczepionkowe mogą znaleźć historie o jakichś niekorzystnych zdarzeniach związanych z przyjęciem szczepionki, jednak mowa o jednym przypadku na wiele milionów. Nie ma więc bezpiecznej alternatywy dla szczepienia. Tu nie ma o czym dyskutować.

Jak zatem zachęcić Polaków do szczepienia się? Co może przełamać ten zastój?

Rząd stosuje już różnego rodzaju zachęty i wydaje mi się, że w tej kwestii nic nie można mu zarzucić. Ministerstwo Zdrowia zrobiło naprawdę dużo, by zapewnić Polakom dostęp do szczepionek i zachęcić do ich przyjmowania.

Czy można byłoby zrobić więcej? Z realnego punktu widzenia, chyba trudno twierdzić, że władza może zrobić jeszcze więcej, by zachęcić obywateli. Oczywiście pozostaje przymus, ale to wcale nie jest narzędzie tak skuteczne, jak się wielu wydaje...

Poza tym nałożenie na Polaków obowiązku poddania się szczepieniu przeciw COVID-19 tylko wzmogłoby napięcia społeczne, a tego raczej nie potrzebujemy.

Być może w grę wchodzi jednak rozwiązanie tego typu, że skoro rząd zapewnia możliwość bezpłatnej i łatwo dostępnej ochrony przez zakażeniem, to niech ci, którzy nie chcą się szczepić, później z własnej kieszeni płacą za leczenie covidowe. To mogłoby wielu przemówić do wyobraźni.

Jaki poziom wyszczepienia uda się osiągnąć, nim na przełomie sierpnia i września w Polskę na serio uderzy kolejna fala pandemii?

W okresie wakacyjnym pewnie już niewiele da się zrobić. Jednak warto zauważyć, iż to spowolnienie programu szczepień jest poniekąd zjawiskiem naturalnym.

Ludzie mają w głowach lato, urlopy i nie myślą o takich sprawach jak szczepienie się. Można na to pomstować, ale z drugiej strony to nic dziwnego, nic zaskakującego.

Poczekajmy więc do końca wakacji i zobaczymy, czy wówczas ochota do szczepień jednak trochę nie wzrośnie. Moim zdaniem, od początku września widoczne będzie pewne odbicie.

Dziś zbyt mocno zrzucamy wszystko na niechęć do szczepień jako takich. Tymczasem wielu ludziom, którzy nie zaszczepiali się wcześniej, teraz po prostu się nie chce. Co nie znaczy, iż nie pójdą na szczepienie po wakacjach...

Oczywiście takie podejście powoduje, że czwarta fala pandemii koronawirusa uderzy w nasz szybciej i mocniej niż gdybyśmy mieli wyższy poziom wyszczepienia, ale jak wspomniałem – na szybko niewiele można zrobić.

Podziela pan te optymistyczne oceny, że "prawdziwy lockdown" już nam nie grozi?

W tym kontekście warto obserwować to, co dzieje się w Wielkiej Brytanii. Tam po uderzeniu kolejnej fali pandemii były dni, gdy notowano nawet 50 tys. nowych zakażeń.

Praktycznie w tym samym okresie zaczęto jednak znosić ostatnie obostrzenia. Zdecydowano się na to między innymi dlatego, że przy dużym przyroście nowych zakażeń nie było wielkiego obciążenia szpitali i dużej liczby zgonów.

W przypadku Wielkiej Brytanii mówi się oczywiście, że za mniejsze obciążenie tamtejszego systemu ochrony zdrowia odpowiada bardzo wysoki poziom wyszczepienia społeczeństwa.

Podobnie było jednak w Hiszpanii - po uderzeniu nowej fali mieli tam dziennie po 20-30 tys. nowych zakażeń, ale odsetek zaszczepionych Hiszpanów wcale nie jest fenomenalny. Być może dominujące dziś mutacje okażą się więc bardziej zaraźliwe, ale mniej śmiertelne...

Takie nadzieje nie powinny jednak zmniejszać chęci do szczepienia się. Szczególnie, że nie wiemy, jak zachowywać będą się kolejne mutacje.

A przecież już wiadomo, iż w Polsce mamy pierwsze przypadki wariantu Lambda. Wielkim nieszczęściem byłoby pojawienie się mutacji koronawirusa odpornej na te preparaty, które są dziś w użytku. Niestety, wtedy możliwe byłyby znowu różne scenariusze…

Adam Niedzielski zapowiada, że jeśli obostrzenia w Polsce wrócą, to będą miały charakter regionalny. To dobre rozwiązanie?

Jeżeli ogniska zakażeń nie będą duże, a pojawiające się jedynie na obszarze danego miasta czy powiatu, to najlepiej będzie wprowadzać rzeczywiście lokalne obostrzenia. Nawet na chwilę „zamknąć” daną okolicę.

Oczywiście tego typu scenariusze prawdopodobne są przede wszystkim w regionach, gdzie poziom wyszczepienia jest najniższy. Tam ludzie będą najmocniej chorować, tam będzie największe niebezpieczeństwo.

Wciąż żywię jednak nadzieję, że uzasadnione okażą się te podejrzenia, o których już wspominałem i koronawirus nie będzie powodował tylu hospitalizacji oraz nie będzie tak śmiertelny, jak podczas pierwszych fal pandemii. Wtedy nawet takich regionalnych lockdownów nie będzie trzeba wprowadzać.

Inną kwestią jest w ogóle sensowność lockdownów, każdy kolejny był przecież coraz mniej przestrzegany.

Porozmawiajmy jeszcze o czystej polityce… Jak pan ocenia to, co dzieje się na linii PiS-Porozumienie?

No Porozumienie konsekwentnie jest okładane przez Prawo i Sprawiedliwość… To jest normalne, że w koalicjach mogą być różne spory i niesnaski, ale nie jest już normalne, żeby wicepremier o kluczowych decyzjach rządu dowiadywał się z mediów. A oprócz tych wszystkich konfliktów o konkretne kwestie dochodzą właśnie takie gesty i brak podstawowego szacunku.

Relacje obozu Jarosława Gowina z kierownictwem PiS są coraz bardziej napięte. Wielu zastanawia się więc, jak długo pan wicepremier będzie w stanie się uginać. Czy w ogóle da się jeszcze bardziej ugiąć? Wydaje mi się, że będzie o to trudno.

Cóż zatem stanie się, gdy wicepremier nie zechce się dalej uginać? Niedawno wicemarszałek Terlecki kpił, że wtedy Gowinowi zostanie tylko PSL.

No nie przesadzajmy. Jarosław Gowin ma całkiem dużą grupę lojalnych posłów, więc bez problemu mógłby stworzyć co najmniej koło poselskie. Nie musi więc zabiegać o miejsce w żadnym innym klubie parlamentarnym. Oczywiście mowa o sytuacji do czasu wyborów.

A gdyby doszło do przedterminowych wyborów, to scenariusze mogą być różne. Gowin z pewnością byłby istotnym elementem tworzenia jakiegoś bloku spajającego te kilka centroprawicowych grup, które mamy na scenie politycznej.

Gdyby Porozumienie stworzyło własne koło – a może nawet klub parlamentarny – opuściłby pan Polskie Sprawy i do nich dołączył?

Nie, Polskie Sprawy to małe, ale bardzo spójne koło. O lojalność w naszych szeregach zadbało wszakże samo PiS, testując tych najsłabszych, którzy dali się skusić. Wie pan, nasz projekt mógłby mieć w parlamencie więcej członków – chętni byli, tylko myśmy nie chcieli przyjmować posłów "od Sasa do Lasa".

Jesteśmy grupą posłów o naprawdę bardzo podobnych, umiarkowanych konserwatywno-liberalnych poglądach. Właśnie postanowiliśmy, że w ramach rozbudowy tego projektu powstanie stowarzyszenie, które będzie z nami blisko współpracowało. Możliwe, że z czasem przekształci się ono w partię polityczną.

Przeczytaj więcej rozmów #TYLKONATEMAT:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut