"Najważniejszy tekst, który musicie dziś przeczytać". Pokazuje dramat uciekinierów przy granicy

redakcja naTemat
"Gazeta Wyborcza" opisała sprawę ponad 20 osób, w tym ośmiorga dzieci, które w poniedziałek tkwiły przed placówką Straży Granicznej w Michałowie w województwie podlaskim. Jak czytamy, Irakijczycy i tureccy Kurdowie nie chcieli wejść do środka ani dać się stamtąd wywieźć.
Gazeta Wyborcza opisała sprawę 20 uchodźców, którzy nie chcieli wejść do placówki Straży Granicznej w Michałowie. Fot. Jakub Kamiński / East News
Gdy grupę migrantów w poniedziałek rano zobaczyli mieszkańcy wsi Szymki, zawiadomili Straż Graniczną. Cudzoziemcy nie dawali się zapakować do samochodu. Nie chcieli znów trafić na granicę z Białorusią. Około godz. 10 zostali zawiezieni przed placówkę Straży Granicznej w Michałowie.
Nie chcieli jednak wejść do budynku. Położyli się na chodniku i rozpaczali. Aktywiści z Grupy Granica chcieli się z nimi skontaktować, mimo utrudnień ze strony funkcjonariuszy SG.

Może cię zainteresować: Wiadomości TVP poszły na całość. Pokazano zoofilskie zdjęcia


Większość w grupie stanowią uciekinierzy z Iraku oraz tureccy Kurdowie. Wśród nich są malutkie dzieci, które płaczą na rękach matek. Jak krzyczał do aktywistów stojących za ogrodzeniem Suat z Turcji, uciekinierzy chcą tu zostać i stać się obywatelami Polski, ale im się na to nie pozwala. – Kiedy idziemy na Białoruś, biją nas tam, zabierają pieniądze i odsyłają z powrotem do Polski. Białoruska policja wyrzuca nas do Polski. Te dzieci nie mogą chodzić, one wszystkie umrą w drodze, w lesie. Nie mamy jedzenia ani wody. Idziemy 40 kilometrów na Białoruś, tam nas łapią, biją i odsyłają do Polski. I tak w kółko między Polską a Białorusią – opisywał tragiczne położenie Suat, którego wypowiedź przytacza "Gazeta Wyborcza".

Zobacz też: Mamy reakcję KRRiT na zoofilskie zdjęcia w Wiadomościach TVP

Kurdyjscy działacze opisali też, jak działa mechanizm werbowania imigrantów. Chodzi o fakt zniesienia przez Białoruś wiz do Turcji. Przemytnicy ludzi mogli zaś mówić, że granice są otwarte i mogą zabrać każdego do Europy. W kurdyjskich miastach zabrali pieniądze tysiącom ludzi, a później wspólnie z białoruską administracją zostawili ich na granicy.

Zobacz też: Ciarki żenady. Rachoń rozprawił się z Wyborczą i TVN za pokazanie zdjęć zoofilskich

Wolontariusze chcieli dać im pieluchy, wafle ryżowe czy banany dla dzieci. A jednak młoda strażniczka graniczna odpowiedziała, że SG nie może przyjąć żadnych produktów spożywczych. Za to w budynku miały czekać na uciekinierów ciepłe posiłki. Ale migranci nie chcieli wejść do placówki, gdyż nie mieli zaufania do pracowników SG.

Czytaj także: Skandal w wykonaniu polskich służb. Dziennikarka zatrzymana poza strefą stanuy wyjątkowego

– Analizujemy całą sytuację i po zweryfikowaniu czy któraś z osób nie potrzebuje pomocy medycznej, skąd są te osoby, czy mają przy sobie dokumenty, podejmiemy odpowiednie czynności – przekazała "Gazecie Wyborczej" Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Nie wiadomo jednak, o jakie czynności chodzi.

Funkcjonariusze podstawili autokar pod placówkę i zabrali do niego rzeczy cudzoziemców. Ci usiedli na ziemi i przytulili dzieci. Nie mieli zamiaru wyjeżdżać z Polski. A jednak godzinę później wezwani na miejsce żołnierze rozdzielili ich i wnieśli lub wprowadzili do strażnicy, nie zważając na to, że dzieci płakały.

Następnie wszystkich zapakowano do autokaru, który pojechał przez Białystok w stronę Supraśla. Zatrzymano samochód aktywistów, który jechał za autobusem, a także auto dziennikarki "Faktu" Agnieszki Kaszuby. Następnie uciekinierzy zostali doprowadzeni do linii granicznej. W międzyczasie pojawiła się wiadomość, że nie żyje 16-letni uchodźca z Iraku, który był z rodziną w Polsce, ale został wypchnięty przez nasze służby do Białorusi.

Następnie funkcjonariusze SG zabrali uchodźców nie odpowiadając gdzie. Bus odjechał w stronę granicy, w przeciwnym kierunku do placówki SG w Michałowie. Dziennikarze ruszyli za nimi. Przy wjeździe do strefy objętej stanem wyjątkowym zatrzymała ich policja, która sprawdzała ich przez pół godziny. W tym czasie ze strefy wyjechał bus. Jak opisują dziennikarze, prawdopodobnie był pusty.

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut