"Aborcja legalna to nie aborcja dostępna". Tak trzy lata po referendum wygląda sytuacja w Irlandii

Alicja Cembrowska
Czy liberalizacja prawa aborcyjnego sprawia, że dostęp do aborcji jest łatwiejszy? Przykład Irlandii pokazuje, że niekoniecznie.
Mural przedstawiający Savitę Halappanavar, która stała się "twarzą" referendum w 2018 roku PA Wire/PA Images/EAST NEWS/ edycja: Gabriela Wróblewska i Robert Wiśniewski

Referendum i co dalej?

Czy zgadzasz się na wprowadzenie 36. poprawki do konstytucji? Na to pytanie 25 maja 2018 roku odpowiadali Irlandczycy. Odpowiedź "tak" oznaczała usunięcie ósmej poprawki, zrównującej prawa płodu z prawami kobiety, co wiązało się z całkowitym zakazem aborcji.

Irlandczycy opowiedzieli się za zmianą prawa wprowadzonego w 1983 roku – według niego aborcja była zakazana. Bez wyjątków. Do przepisów o karaniu za aborcję kobietę i każdą osobę, która jej pomaga, dołączył zapis o "prawie nienarodzonego do życia", który wykluczał przerwanie ciąży, gdy życie matki było zagrożone. Aborcje jednak były robione. W kraju lub za granicą. A od 1992 roku trwała kampania, która zachęcała do uchylenia 8. poprawki.


W 2002 roku ponownie odbyło się referendum. Republikańska partia Fianna Fáil proponowała, by zapis zmienić. Pomysł odrzucono. I jak to niestety często bywa, musiało dojść do tragedii, by zdecydowano, że ustawa jest zbyt rygorystyczna i zagrażająca kobietom. Jej najgłośniejszą ofiarą stała się Savita Halappanavar, obywatelka Indii, której odmówiono aborcji, gdy roniła w szpitalu Galway.

Rok po śmierci kobiety, w 2013 roku, zapisy zliberalizowano, jednak 8. poprawka uchylona całkowicie została dopiero w 2018 roku. Ówczesny premier Irlandii Leo Varadkar mówił, że to "historyczny moment". Po oficjalnym potwierdzeniu wyników głosowania aktywiści pro-life i środowiska katolickie ogłosiły, że to "spektakularne akty narodowej apostazji", inni mówili raczej o spektakularnych przemianach społecznych. Czy faktycznie są one spektakularne? Jak obecnie wygląda dostęp do aborcji w Irlandii i Irlandii Północnej, w której w 2019 roku również rozpoczęto proces liberalizacji prawa? Okazuje się, że ogłoszenie wielkiego sukcesu przez środowiska pro-choice było trochę przedwczesne...

Aborcja legalna, ALE...

Cofnijmy się na moment. Jeszcze przed 2018 rokiem prawo aborcyjne w Irlandii było liberalizowane. Od 2013 roku dozwolona była aborcja w przypadku zagrożenia życia matki. W rzeczywistości przerwanie ciąży było nielegalne i niedostępne, a także karalne. 14 lat więzienia. Tyle groziło kobiecie. Dlatego każdego dnia około dziewięć decydowało się na podróż do Anglii.

Latami dyskutowano, jak rozwiązać ten problem. Wszelkie działania blokowała 8. poprawka. Przeprowadzenie kampanii informacyjnej pozostawia jednak wiele do życzenia i możliwe, że właśnie ten mylny przekaz sprawił, że w Irlandii obecnie aborcja jest legalna, ale... No właśnie. Kobiety nadal mają do niej ograniczony dostęp. "Dominujący przekaz kampanii oparty był na współczuciu i trosce, nie pokazywał jednak, jak miałoby wyglądać prawo aborcyjne. Część haseł nawiązywało do kryminalizacji aborcji – pokazywało, że należy głosować na 'tak', żeby nie wysyłać osób przerywających ciąże do więzienia czy zmuszać do wyjazdu za granicę. Inne nawiązywały do tego, że aborcja to kwestia zdrowia, życia, godności, wolności i wspierania osób w 'kryzysie'. Jeszcze inne przybliżały doświadczenia aborcyjne poprzez apele, że ktoś, kogo znasz, kogo kochasz, potrzebuje twojego 'tak'" – czytamy na stronie aborcyjnydreamteam.pl.

Teraz w Irlandii teoretycznie legalna jest aborcja do 12. tygodnia. Po tym terminie zabieg może zostać przeprowadzony jedynie, gdy stwierdzona zostanie wada płodu i dwóch lekarzy zgodnie przyzna, że płód obumrze, dziecko urodzi się martwe lub nie przeżyje 28 dni od urodzenia. W praktyce rodzice często słyszą, że aborcja nie jest wskazana, bo "stan dziecka nie jest wystarczająco śmiertelny".

– Jak to się stało? To jest Irlandia. Jesteśmy krajem liberalnym. Właśnie w tej sprawie odbyło się referendum. Głosowałem na to – mówił w marcu 2021 roku Richard Stevenson portalowi "The Journal". Żona Richarda, Emma, musiała jechać do Londynu, by zrobić aborcję. Małżeństwo najpierw usłyszało diagnozę – ich dziecko miało Holoprozencefalię, ciężką wadę wrodzoną, polegającą na niedokonanym podziale przodomózgowia. Potem dowiedzieli się, że we własnym kraju Emma nie otrzyma pomocy. Claire Cullen-Delsol‏ z Termination for Medical Reasons (grupa wsparcia, która przeprowadza kampanie na rzecz dostępu do aborcji w przypadku ciężkiej wady płodu) mówiła, że z około 30 kobiet lub par, które zgłosiły się do ​​nich w zeszłym roku po postawieniu diagnozy, 85 proc. musiało podróżować w celu przerwania ciąży.
– Nie sądziłam, że po referendum kiedykolwiek będziemy musieli ponownie prowadzić kampanię. Myślałam, że skończyliśmy. Nie żeby nie było problemów z prawodawstwem, ale myśleliśmy, że cel ten został osiągnięty – skomentowała Cullen-Delsol.

Prawo prawem, a my robimy po swojemu

Kto odpowiada za opóźnienia we wdrażaniu prawa aborcyjnego w Irlandii Północnej? Odpowiedzialność między sobą przerzucają rząd Irlandii Północnej, Ministerstwo Zdrowia i Sekretarz Irlandii Północnej Brandon Lewis (Irlandia Północna stanowi część Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i współpracuje z Republiką Irlandii w niektórych obszarach; w 2019 roku brytyjski parlament zdecydował o zrównaniu przepisów na terenie całego Zjednoczonego Królestwa, dlatego na terenie Irlandii Północnej zliberalizowano prawo i rozpoczęto wdrażanie nowych przepisów). Sąd Najwyższy uważa, że to ten ostatni nie wywiązuje się ze swoich obowiązków.

"Fundusze opieki zdrowotnej świadczą tylko ograniczone usługi, co oznacza, że ​​niektóre kobiety chcące dokonać aborcji powyżej 10. tygodnia ciąży musiały podróżować do Wielkiej Brytanii, aby uzyskać dostęp do usług" – czytamy w artykule BBC.

Sędzia, wydając wyrok, powiedział: – W okresie od kwietnia 2020 r. do marca 2021 r. sekretarz stanu nie wypełnił swoich obowiązków wynikających z sekcji 9. ustawy z 2019 r. o formacji wykonawczej Irlandii Północnej, ponieważ nie zapewnił kobietom dostępu do wysokiej jakości opieki aborcyjnej i poaborcyjnej we wszystkich publicznych placówkach zdrowia w Irlandii Północnej. Dodał, że "chociaż sąd miał pewne obawy, w jakim stopniu względy polityczne wpłynęły na opóźnienie Departamentu Zdrowia we wprowadzeniu zaleceń, to może to być uzasadnione okolicznościami pandemii Covid".

Jednocześnie w 2020 roku, w trakcie pandemii, gdy były zalecenia, by się nie przemieszczać, osoby w zaawansowanych ciążach (z diagnozą embriopatologiczną) podróżowały do Anglii, by zrobić aborcję. Dlaczego? Ponieważ ich przypadki nie mieściły się w warunkach rozpisanych w nowej irlandzkiej ustawie.

"Nie dość śmiertelne"

Aborcyjny Dream Team podaje, że w 2020 roku takich przypadków było ponad 3 tysiące. W 2019 roku dwa razy tyle kobiet zdecydowało się na wyjazd. "Prawo aborcyjne w Irlandii nie jest dostosowane do rzeczywistości, ustawa jest wąska i nie mieści tych wszystkich niuansów, które są częścią naszego życia. Kolejną kwestią jest to, że lekarze i lekarki mają możliwość odmowy zabiegu ze względu na przekonania religijne lub obawy czy wątpliwości związane z diagnozą embriopatologiczną" – tłumaczą aktywistki. Obawy wynikają z kar dla personelu, gdy przerwanie ciąży nastąpi poza ustawą. A w tej znajduje się kilka przepisów, które zabieg utrudniają – na przykład konieczność wykonania aborcji przez tego samego lekarza, u którego odbyła się pierwsza konsultacja. Claire Cullen-Delsol‏ z TFMR‏ podkreśla, że przepisy muszą zostać zmienione, aby zdekryminalizować lekarzy, a rozróżnienie między ciężkimi a śmiertelnymi anomaliami płodu musi zostać całkowicie usunięte.

Nie wiadomo, czy i kiedy to się stanie. Dlatego lekarze są bardzo ostrożni i często wolą zachęcać pacjentki do podróży do Wielkiej Brytanii, niż ryzykować, że trafią do więzienia. Nawet na 14 lat. Powszechna jest klauzula sumienia, na którą powołuje się personel 9 na 19 szpitali, które mają oddziały położnicze. Aborcja jest dopuszczalna jedynie w ramach formalnej opieki medycznej, dlatego też ryzykowne jest również zażywanie tabletek (aborcja farmakologiczna). Obecnie irlandzkie prawo dopuszcza jedynie trzy przypadki, w których ciąża może zostać przerwana – Anencefalia (bezmózgowie), zespół Pataua i zespół Edwardsa. Profesor Mary Higgins, konsultantka w National Maternity Hospital przy Holles Street, mówi, że ​​zdaje sobie sprawę, że ludzie wciąż podróżują w celu przeprowadzenia aborcji, jednak irlandzcy lekarze mogą ją zrobić tylko, jeżeli diagnoza spełni kryteria śmiertelnej nieprawidłowości płodu.

Kolejne schody. Lekarka tłumaczy, że o ile specjaliści wiedzą, że np. bezmózgowie jest śmiertelne, tak wiele innych przypadków, chorób, wad jest trudniejszych do zdefiniowania. Mówi: – Jest cienka, niewyraźna granica między poważną niepełnosprawnością a tym, co jest śmiertelne.

Mary Higgins wspomina również, że często w gabinecie pacjenci pytają, jak to możliwe, że w referendum zagłosowali na "tak", a nadal nie mają dostępu do aborcji. – Okropnie jest mówić, że wada ich dziecka nie jest wystarczająco śmiertelna. 'Nie dość śmiertelna' to okropne zdanie i okropnie jest mówić to ludziom. To nie jest czarno-biała sytuacja – mówi.

"Irlandzki przykład pokazuje, że zwycięstwo może być czasem pozorne, a aborcja legalna to nie zawsze aborcja dostępna" – podsumowuje Aborcyjny Dream Team.

Napisz do mnie: alicja.cembrowska@natemat.pl