Kaczyński miał straszyć "IV Rzeszą" na posiedzeniu klubu PiS. "Zamyka się w swoim świecie fantazji"
- Jarosław Kaczyński na posiedzeniu klubu PiS miał ostrzegać, że Niemcy chcą budowy IV Rzeszy. Prezes PiS podobno zapowiedział, że Polska nie może na to pozwolić
- Senator KO Bogdan Klich w rozmowie z naTemat ocenia, że Kaczyński "oddalił się od rzeczywistości", a swoje słowa kierował do elektoratu PiS, który pamięta jeszcze II wojnę światową
- Prof. Rafał Chwedoruk zauważa, że słowa Kaczyńskiego o "IV Rzeszy" to duży polityczny błąd
Kiedy PiS ma gigantyczny problem wizerunkowy przez aferę z wiceministrem Łukaszem Mejzą, kłopotów dołożył jeszcze sam Jarosław Kaczyński. Chodzi o informacje ujawnione po nadzwyczajnym posiedzeniu klubu PiS, gdzie miały paść zdumiewające słowa z ust prezesa partii.
– Niemcy wyłożyły karty na stół i chcą budowy IV Rzeszy. My na to nie pozwolimy – miał powiedzieć Kaczyński, o czym informował dziennikarz Wojciech Szacki. Wicepremier podobno dostał nawet za to owacje. Żart? Autentyczność wypowiedzi miał potwierdzić Szackiemu jeden z polityków PiS. A później podobną wersję przekazał Patryk Michalski z Wirtualnej Polski.
Słowa Kaczyńskiego to wyciek z kuluarów – w tej chwili już mało istotne, czy w jakiś sposób kontrolowany. Groźby wybrzmiały, a w podobnym tonie wypowiadał się już Antoni Macierewicz. – Bardzo jasno została zadekretowana wola utworzenia "IV Rzeszy". Wprost i bezczelnie. Unia Europejska ma się stać państwem niemieckim – stwierdził w Telewizji Republika.Za wschodnią flanką jest coraz bardziej niestabilnie, mamy coraz większe ryzyko kolejnego aktu inwazji Rosji na Ukrainę. Polska przez retorykę prezesa Kaczyńskiego traci wpływ na politykę UE i osłabia swoje znaczenie w NATO, zamiast obie instytucje wzmacniać.
Te wypowiedzi dotarły już za Odrę. "Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał o zaostrzającym się tonie polskich władz wobec Niemiec. – W gorszej sytuacji Polska nie była nigdy od 1989 roku. Polska z kraju, który był szanowany i dawany jako przykład, za sprawą PiS stoczyła się na margines wspólnoty europejskiej i atlantyckiej. Te słowa, które miały paść z ust szefa partii rządzącej, jeszcze bardziej oddalają nas od tych wspólnot. To niebezpieczne dla roli, którą Polska powinna odgrywać w regionie – zauważa senator Klich.
Słowa o "IV Rzeszy" i relacje polsko-niemieckie
– Jeśli ktoś świadomie doprowadził do tego, że te słowa wyszły na zewnątrz, to jest duży polityczny błąd. A jeśli wyszły niechcący, to świadczy o tym, że profesjonalizacja tej partii nie zaszła tak daleko, jak mogłoby się wydawać zarówno największym entuzjastom, jak i przeciwnikom PiS – ocenia dla naTemat Rafał Chwedoruk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i wykładowca Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych tej uczelni.
Wypowiedź o "IV Rzeszy" zbiegła się w czasie z politycznym przełomem w Niemczech, kiedy Angela Merkel oddaje władzę. A nieraz mówiło się już, że w stosunku do Polski była ona wyjątkowo wyrozumiała.
Senator Klich podkreśla z kolei, że współpraca z Niemcami jest przede wszystkim korzystna dla Polski, i była motorem do naszego członkostwa w NATO i UE. – Podważając historię ostatnich dekad, prezes Kaczyński bierze na swoje barki gigantyczną odpowiedzialność, ponieważ odtwarza historyczny konflikt z naszym sojusznikiem w sytuacji, kiedy zagrożenie nadciąga ze wschodu. To osłabia bezpieczeństwo Polski w coraz bardziej niebezpiecznym otoczeniu międzynarodowym, za sprawą wrogich działań Putina i Łukaszenki – wyjaśnia.Zysków większych nie widać, natomiast straty polityczne temu z całą pewnością będą towarzyszyć, przynajmniej krótkoterminowo. Oczywiście wiemy o tych słowach pośrednio, a mógł wypowiedzi towarzyszyć nieznany nam jeszcze kontekst dyskusji.
Na węższej płaszczyźnie to próba konsolidacji własnego zaplecza politycznego, bowiem nowy rząd w Niemczech będzie bardziej asertywny wobec rządu w Polsce. Angela Merkel mogła pozwolić sobie na niuansowanie, bardziej długofalową politykę.
– Trudno powiedzieć, co się zyskuje w wyniku użycia takich słów. Łatwiej powiedzieć, co się traci. W stosunkach międzynarodowych ważenie słów jest niezwykle istotne. Polska w XXI wieku ma z tym problem, bo nie tylko za rządów PiS, ministrami spraw zagranicznych nieraz zostawali politycy o bardzo gorących głowach i wybujałych politycznych temperamentach – wskazuje prof. Chwedoruk.
Przy okazji straszenia "IV Rzeszą" po raz kolejny wyszło, że w obozie rządzącym nie ma nikogo, kto mógłby wcisnąć hamulec. Dać do zrozumienia liderowi, że właśnie posuwa się o krok za daleko. – Gdyby tam pojawiły się osoby, które mówiłyby prezesowi Kaczyńskiemu "stop", tej partii już by nie było. Jeśli ktoś może suflować, to równie dobrze sam mógłby zostać liderem – dodaje prof. Chwedoruk.Wielu wyborców konserwatywnych oczekuje słów pisanych wielką literą. Wiadomo, jaki ładunek emocjonalny ma słowo "Rzesza", jeszcze z dodanym do niego numerem. To musi wywoływać emocje w Polsce.
Problem prawicy polega na tym, że w wielu kwestiach może mieć zastrzeżenia do niemieckiej polityki, ale w polskim, silnie prozachodnim społeczeństwie nie działa żadna inna koncepcja geopolityczna, która przekonywałaby do funkcjonowania poza układem, w którym Polska znalazła się po 1989 r.
Senator Klich tłumaczy to jeszcze prościej i mówi: PiS działa na zasadach dworskich. – A dwór ma to do siebie, że największą brednię jest w stanie usprawiedliwić. Mam nadzieję, że te majaki prezesa Kaczyńskiego skończą się zaraz po utracie władzy przez PiS, kiedy Polska wróci do normalności. A przez normalność rozumiem odbudowę demokracji i niezależności sądownictwa, ale też powrót do korzeni, które są na Zachodzie. Prezes Kaczyński próbuje nas tych korzeni pozbawić – podkreśla polityk.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut