Bilet za 55 złotych, drink z jadalnym złotem i popcorn truflowy. Oto najdroższe kino w Polsce

redakcja naTemat
Było sobie kino. Wyrosło ze starych cegieł, na terenach zrównanych z ziemią podczas Powstania, a dziś obrastających w piórka z żelbetonu i szkła. Ot, nadludzka siła Woli. Miejsca, gdzie jak nigdzie indziej w Warszawie w oczy kole patodeweloperka i gentryfikacja. Na Żelaznej, w dawnej fabryce Norblina, mieści się dziś KinoGram. Wizyta w najdroższym kinie w Polsce to bez dwóch zdań niezapomniane przeżycie.
KinoGram w Fabryce Norblina to obecnie najdroższe kino w Polsce
Czyż prosta plebejuszka mogła przypuszczać, jakie luksusy czekają ją w zwykły, sobotni wieczór? Zaczęło się banalnie, jak to historie o Kopciuszkach (nie bez powodu pół życia słyszę, że jestem "straszną sierotą").

Za górami, za lasami (a w sumie to w tym samym miejscu, tyle że ponad pół roku wcześniej) zaczęłam ekscytować się filmem o rodzinie Guccich. Nie dość, że kiedyś interesowałam się modą i studiowałam (również kiedyś) italianistykę, to jeszcze ta obsada. Może nieszczególnie przepadałam za Ridleyem Scottem, ale trudno byłoby go nazwać złym reżyserem.


W końcu nadszedł dzień premiery, o którym ja - jak to ja - zapomniałam. Gdy już trzy czwarte znajomych kłóciło się o to, czy "Dom Gucci" jest filmem kampowym czy może raczej kiczowatym, powzięłam mocne postanowienie poprawy.

O seansie, na który chciałam iść, przypomniałam sobie tuż przed jego rozpoczęciem. Ale byłam już na tyle zdeterminowana, że mimo 21 daleko posuniętej w minutach stwierdziłam, że i tak pójdę się do kina.

Do wyboru miałam już tylko seans na drugim końcu miasta albo w podwarszawskich Jankach. Był jeszcze tajemniczy KinoGram. Zerknęłam na mapę i bingo - 10 minut tramwajem i spacerek.

Podczas tego ostatniego zrozumiałam, że oto udaję się do świeżo zrewitalizowanej Fabryki Norblina. Miejsca z 200-letnią tradycją, które od 1882 roku mieści się w obecnej lokalizacji na ulicy Żelaznej. Fabryka specjalizowała się w wyrobach metalowych - od pater i świeczników po takie realizacje jak pomnik Kopernika stojący do dziś przed Polską Akademią Nauk przy Nowym Świecie.

Z jednej strony, jak na warszawiankę półkrwi przystało, ucieszyłam się, że przy okazji zobaczę, jak wyszło. Z drugiej strony podejrzewałam, czego mogę się spodziewać.

Gentryfikacja ekranowa


Odkąd w 2016 roku otworzyła się Nowa Wspaniała Hala Koszyki, przybyło nam kilka rewitalizacji - Elektrownia Powiśle, Koneser na Pradze, Hala Gwardii a w ostatnim roku Browary Warszawskie.

Wszystkie w podobnym klimacie "przytulnego industrialu" i wszystkie zarezerwowane dla klasy wyższej średniej i średniej z aspiracjami. Efekt? Niewymuszona elegancja, dobry design i przestrzenie do których nie wstyd zabrać znajomych z zagranicy (tej bogatszej).

"Tradycja", mimo zachowania fragmentów elewacji czy układów budynków, w większości tego typu projektów występuje głównie na sztandarach i może jeszcze z siedem metrów pod ziemią. W miejscach, gdzie klasa robotnicza traciła niegdyś zdrowie, dziś nie ma nawet wstępu. Nie spełnia cenzusu finansowego.

Inaczej jest w przypadku Fabryki Norblina, gdzie działa również muzeum przybliżające mieszkańcom Warszawy mało znaną historię tego miejsca.

Fabryka Norblina wreszcie przestała być ruinami za płotem i świetnie wpisała się w okoliczną tkankę miejską pełną szklanych domów, a w przypadku nie wszystkich rewitalizacji się to udało. Zwłaszcza tych, które jak Hala Koszyki działały wcześniej.

Wracając jednak do KinoGramu. Obeszłam, co było do obejścia na zewnątrz (polecam, przestrzeń bardzo fotogeniczna), przeszłam przez pełną strefę gastro, by dowiedzieć się w kasie, że bilet będzie mnie kosztował drobne 55 złotych. No ale w końcu "jest to Gucci".

Dalej było już tylko lepiej. W przykinowej kafeterii (która zasłużyła bardziej na miano "lounge") mogę zamówić na seans (przy miejscach są mini-stoliki) na przykład butelkę szampana Veuve Clicquot za jakieś 500 złotych, ale decyduję się na skromnego drinka z nutami szafranu i herbaty (28 złotych). To koktajl Casablanca - wszystkie drinki serwowane w KinoGramie to koktajle, które pojawiły się w kultowych filmach i serialach.
KinoGram w Fabryce Norblina w Warszawie
Drink już prawie gotowy, jeszcze tylko ziołowy listek i barman wykańcza całość połyskującym proszkiem.

- Jadalny brokat? - pytam.
- Nienienie, to drobinki złota w sprayu - tłumaczy (około 300 zł za 15 ml).

Zapytacie, czy jadalne złoto ma smak. Otóż nie. Miejmy więc nadzieję, że wzrósł dzięki niemu mój charme. Do drinka mogę wybrać przekąski. Na przykład popcorn truflowy niedroższy niż w innych multipleksach. Nie dopytuję, czy i on jest serwowany z pozłotką.
Słowo o kinowym barze
oficjalna strona KinoGramu

14-metrowy, wielofunkcyjny bar to nowy wymiar smaku wizyty w kinie. Szerokie spektrum wszelakich spirytualiów, koktajle inspirowane szlagierami kinematografii oraz profesjonalny zespół barmański pod przewodnictwem Mistrza Świata Barmanów w stylu Flair – Tomasza Małka.

Bilety sprawdza pan w garniturze. W dłoni twarda podkładka z plikiem arkuszy, całkiem jak gdybym wchodziła na jakiś event i musiała odhaczyć się na liście gości. Wnętrze KinoGramu wygląda przytulnie - to mała sala z podwójnymi kanapami i fotelami bardziej salonowymi niż kinowymi (ach, ten aksamit).

Towarzystwo raczej popija niż chrupie. Od czasu do czasu pojawiają się też kelnerzy i zbierają naczynia, a niektórzy widzowie wychodzą po kolejne procenty. Seans jak seans (a film, mimo drobnych "ale" podobnie jak Ola Gersz z naTemat polecam).

Najdroższe kino w Polsce - warto spróbować



Wizyta w KinoGramie była doświadczeniem ze wszech miar ciekawym i na pewno wartym wypróbowania.

Nie przestaje mnie jednak zastanawiać, do kogo skierowany jest ten "okołofilmowy experience", bo raczej nie do lokalnych kinomanów drżących o losy swoich ulubionych sal w pandemii.

Strzelam, że dla ludzi ceniących wygodę, nieprzepadających za tłumami i gwarem na sali.
Co zaś się tyczy odważnego pomysłu możliwości spożywania alkoholu - mało chodził do kina ten, kto nigdy nie słyszał dźwięku otwieranych puszek i uskakujących kapsli (na ze wszech miar kulturalnym festiwalu Nowe Horyzonty na ostatnich seansach zaczynających się około północy to właściwie standard). KinoGram zalegalizował to, co i tak miało miejsce i to w bardzo elegancki sposób.

Realną nowością jest tu atmosfera tzw. prestiżu. I nie chodzi nawet o ceny biletów, które na wcześniejsze seanse można kupić po 35 złotych, czyli podobnie jak w sieciowych multipleksach. Zarządzającymi działającym od września KinoGramem nie można odmówić jednego. Ambicje mają niemałe.

W mniej niż trzy miesiące zdążyli nie tylko gościć w siedmiu salach kina festiwal Transatlantyk, ale i zorganizować pierwszą edycję własnego (przewodniczącą jury była Kasia Adamik).

Na domiar KinoGram ma dziś też jedną z najbogatszych ofert w mieście - zarówno jeśli chodzi o godziny i częstotliwość seansów, jak i repertuar - od wielkobudżetowych produkcji aż po te niszowe.

Najistotniejsze będzie tu to, czy znajdzie się target na tyle szeroki, by kino było w stanie utrzymać swoje 530 miejsc. W przededniu kolejnych obostrzeń przytulne, małe sale wydają się rozwiązaniem idealnym. A że nie chodzimy do kin tak często jak przed pandemią, 55 złotych raz na jakiś czas nie wydaje się już wydatkiem nie do przebolenia.

Chcesz podzielić się historią, albo zaproponować temat? Napisz do autorki: helena.lygas@natemat.pl



Czytaj także: Klątwa Joanny Opozdy. Byłam na głośnym filmie "Brigitte Bardot Cudowna", w którym zagrała ikonę

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut