Adam Bodnar: W Polsce mamy stan zalegalizowanego bezprawia
Od 1 grudnia 2021 r. część terytorium Polski nie jest już objęta strefą stanu wyjątkowego. Stan wyjątkowy się skończył, ale w międzyczasie została przyjęta ustawa z 17 lipca 2021 r. o ochronie granicy państwowej. Na jej podstawie Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji wydał rozporządzenie, które de facto przedłużyło stan wyjątkowy.
Poprzez przyjęcie tej ustawy rządząca większość pokazała, że w zasadzie może zrobić wszystko. Nie powinna się przejmować wymogami konstytucyjnymi, skoro Trybunał Konstytucyjny nie pełni już roli niezależnego strażnika konstytucji. A skoro tak, to hulaj dusza, piekła nie ma. Co uchwalimy, to stanie się przepisami bezwzględnie egzekwowanym przez służby mundurowe.
Czytaj także: Adam Bodnar: Jak osiodłać Pegaza?
A nawet jeśli prawo jest niejasne, to przecież najważniejsza jest intencja polityczna. W tym przypadku brzmi ona – nikt nie ma prawa dostać się do strefy przygranicznej i przyglądać się temu, co z uchodźcami i migrantami wyczynia tam władza.
Litera prawa nic nie znaczy
W ostatnią środę, 1 grudnia 2021 r., do strefy przygranicznej próbowała się dostać grupa pięciu posłanek i posłów Parlamentu Europejskiego, pod przewodnictwem Janiny Ochojskiej. Miałem zaszczyt im towarzyszyć.Policja nie pozwoliła nam wjechać, bo właśnie przyjęte przepisy oraz wydane na ich podstawie rozkazy nie pozwalały funkcjonariuszom inaczej się zachować. Przedstawiciele Parlamentu Europejskiego na miejscu, 3 kilometry przed Białowieżą dowiedzieli się, że nie mogą wykonywać swojego mandatu.
Czytaj także: Bodnar: Polska znowu spadła w rankingu rządów prawa. Jesteśmy na jednym z ostatnich miejsc w UE
Choć są odpowiedzialni za polityki unijne, to nie mogą sprawdzić, czy prawa podstawowe są przestrzegane na terenach, które stanowią zewnętrzną granicę Unii Europejskiej.
Tymczasem art. 18 Karty Praw Podstawowych UE stanowi wyraźnie, że zagwarantowane powinno być „prawo do azylu z poszanowaniem zasad Konwencji genewskiej z 28 lipca 1951 roku i Protokołu z 31 stycznia 1967 roku dotyczących statusu uchodźców oraz zgodnie z Traktatem o Unii Europejskiej i Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej”.
Jednak litera prawa, nawet wyrażona w Konstytucji czy Karcie Praw Podstawowych UE, w obecnej sytuacji niewiele znaczy. Posłanki i posłowie do Parlamentu Europejskiego mogą być jedynie biernymi odbiorcami informacji o kolejnych „wypchnięciach” (push-back) migrantów z terytorium Polski. Mogą również z zatrwożeniem czytać o kolejnych pogrzebach zamarzniętych osób.
Ale nie mogą podjąć żadnych interwencji na miejscu, bo władze polskie nie pozwalają im na obecność w strefie przygranicznej. Jestem przekonany, że niewpuszczenie europarlamentarzystów do strefy zakończy się pewnie za jakiś czas precedensowym wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie zmienia to postaci rzeczy, że nie mogli oni – w naszym imieniu jako wyborców – wykonywać swojej pracy.
Czytaj także: Adam Bodnar: Drogi Polaku, do której Polski Tobie bliżej?
W ogólnym poczuciu bezradności posłanki na Sejm RP Klaudia Jachira oraz Urszula Zielińska postanowiły skorzystać ze swoich uprawnień poselskich i założyć biuro poselskie na terenie Białowieży. Skoro poseł może mieć biuro w każdym miejscu Polski, aby prowadzić działalność na rzecz mieszkańców, to teren przygraniczny nie powinien być z tego wyłączony.
Tym bardziej że potrzeby są ogromne – cała sytuacja doświadcza mieszkańców pasa granicznego, zarówno znajdujących się w strefie, jak i poza nią. Zamarła praktycznie całkowicie turystyka, odszkodowania rządowe są niewystarczające (np. kto zapłaci za niewykupione obiady w agroturystyce?), dojmujące jest poczucie niebezpieczeństwa związane z militaryzacją strefy.
Teoria państwa podwójnego
Posłanki podpisały wszystkie niezbędne umowy najmu lokalu, zgłosiły powstanie biura poselskiego do Kancelarii Sejmu, na stronie internetowej Sejmu pojawił się adres biura. Cóż z tego, skoro w sposób bezprawny posłanki nie zostały wpuszczone do strefy. Złożyły do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, ale ma ono znaczenie bardziej symboliczne niż prawne.Ktoś mógłby powiedzieć: a co mnie to obchodzi? Wszak prowadzę swój biznes, zawieram umowy, pracuję na kontrakcie, życie rodzinne toczy się dalej. Jak mam problem, to idę do sądu. Tylko że to jest złudzenie.
Sytuacje na granicy coraz częściej przypominają o teorii państwa podwójnego, stworzonej na bazie obserwacji niemieckiego badacza Ernesta Fränkela z lat 30-tych (książka została opublikowana w 1941 r.).
W państwie podwójnym zachowania ludzkie są określane w ramach działalności (i) państwa normatywnego oraz (ii) państwa arbitralnych decyzji politycznych. W państwie normatywnym życie toczy się dalej, bo trzeba rozstrzygać problemy prawne, robić zamówienia, rozliczać umowy, dochodzić odszkodowań, rozwodzić ludzi itd.
Natomiast w państwie arbitralnych decyzji politycznych, prawo przestaje mieć znaczenie. Liczy się tylko i wyłącznie wola polityczna. Przepisy prawne stają się jedynie formalną podkładką do działań, które mają odpowiadać ściśle egzekwowanej woli politycznej.
Funkcjonariusz, który egzekwuje tego typu przepisy, nie zastanawia się, czy są one zgodne z jakąkolwiek moralnością, normami wyższego rzędu, umowami międzynarodowymi czy Konstytucją. On tylko wykonuje rozkazy.
A ludzie dalej zamarzają w lesie, mieszkańcy terenów przygranicznych czują się instrumentalnie traktowani, represjonowani za różne formy pomocy uchodźcom i migrantom, a nikt z zewnątrz nie może temu zapobiec, ani nawet to porządnie opisać.
Problem w tym, że państwo arbitralnych decyzji politycznych się nie zatrzymuje, bo nie ma naturalnych ograniczeń w postaci prawa zgodnego z Konstytucją oraz odpowiedzialności rządzących za złamanie przepisów. Z czasem takie państwo „połyka” kolejne sfery państwa normatywnego.
Skoro tego typu praktyki przygraniczne się udają, to dlaczego ich nie rozszerzyć na pozostałe sfery życia, dlaczego nie tworzyć poczucia ochrony dla całej grupy „nowej sanacji”, dlaczego nie zagarniać kolejnych wałków „czerwonego sukna”. Państwo normatywne służy zawsze obywatelom. Państwo arbitralnych decyzji politycznych służy tylko elitom, które są u władzy.
Czytaj także: Michalik: Włóżmy między bajki bredzenia o „segregowaniu” ludzi. To gadanie półgłówków
Dlatego ograniczenia w wykonywaniu zadań poselskich wprowadzane bezprawnie przez rządzącą większość, uderzają w nas wszystkich – obywateli. Pokazują bowiem, że w państwie arbitralnych decyzji politycznych nie ma znaczenia bezpośredni mandat udzielony przez wyborców krajowych i europejskich, te dziesiątki tysięcy oddanych głosów na konkretne osoby – w wyborach do Sejmu i do Parlamentu Europejskiego.
Liczy się jedynie bezwzględna siła polityczna. Skoro tak można postąpić z posłankami i posłami, to zwyczajny obywatel jest zupełnie bez szans w zderzeniu z wszechpotężną władzą posiadającą wszelkie środki przymusu.