Jeśli kierowcy tracą prawo jazdy, to niektórym pieszym powinno zabierać się prawo... chodzenia

Michał Mańkowski
Miałem ochotę zatrzymać się, wyjść z auta i nawrzeszczeć. Sekundy i metry dzieliły nas od tragedii z jego winy. Każdemu uczestnikowi ruchu drogowego można wiele zarzucić, ale jeśli jest jakaś grupa, która zasługuje na szczególną interwencję zdrowego rozsądku, to są to piesi. Spokojnie, nie wszyscy. Mowa o tych, którzy chodzą po zmroku bez jakiegokolwiek oznaczenia poboczem drogi lub samą drogą (!). Jeśli piratom drogowym zabiera się prawo jazdy, to piratom pieszym też powinno.
Fot. naTemat
To oczywiście tylko figura retoryczna, bo nikt nikomu na poważnie chodzenia zakazywać nie będzie, ale pokazuje skalę problemu i ryzyka. W grudniu miałem okazję zrobić parę wycieczek Warszawa-Mazury, a że to jednak region Polski "B", to trasa przebiegała przez drogi krajowe, a nie autostrady czy drogi szybkiego ruchu.

Nie było ani jednej podróży, podczas której nie kląłbym pod nosem. I to nie z powodu korków czy pogody. Żona patrzyła podejrzliwie, bo nie widziała dlaczego. Nic dziwnego, sytuacja trwa ułamek sekundy i jest właściwie niewidoczna.

Mowa o pieszych, którzy regularnie chodzą poboczem drogi lub samą drogą bez jakiegokolwiek oznaczenia. Do tego są ubrani w ciemne kolory, co sprawia, że szansa na zauważenie takiej osoby z daleka spada niemal do zera. Wyrzućcie z głowy obraz oświetlonego chodnika czy miasta.


Jest ciemno, z boku las albo jakieś pola, czasem dochodzi do tego deszcz lub śnieg. Jedyne światło, jakie pada na drogę to te z twojego samochodu lub, jak dobrze pójdzie, z auta jadącego z naprzeciwka. I wtedy nagle pojawia się on, gwiazda wieczoru. Niewiele brakuje, a byłaby to gwiazda spadająca, choć w sumie mniej więcej tyle, co spadającą gwiazdę go widać. Sekundy.

Beztroski pieszy, który ochoczo maszeruje poboczem. Żadnego światła, żadnego odblasku, nic. Pobocze nie zmienia tu sytuacji, bo tak naprawdę mijacie się bardzo blisko. On sam też co jakiś czas wychodzi na drogę, żeby ominąć przeszkodę lub nie pobrudzić sobie butów. Albo jeszcze lepiej, cały czas idzie drogą. Czasami przy okazji prowadzi rower.

I kiedyś chyba naprawdę wyjdę z samochodu i porozmawiam z takim delikwentem. Nie mieści mi się w głowie, jak pozbawionym wyobraźni trzeba być, żeby dopuszczać się takiego ryzyka. Są trochę jak strusie, które myślą, że gdy chowają głowę w piach i kogoś nie widzą, to ten ktoś też ich nie widzi. Ci z kolei myślą, że jeśli oni widzą jadący samochód (trudno go nie widzieć w nocy), to on też ich na pewno widzi. No nie.
To jedna z najniebezpieczniejszych sytuacji na drodze i takie sytuacje i ten typ pieszych trzeba eliminować. Mimo wszystko wolałbym jednak, żeby nie była to eliminacja poprzez śmiertelne wypadki.

Chwila nieuwagi kierowcy może doprowadzić do tragedii dwóch rodzin, choć kierowca nie zrobił nic złego. Przepisowe jechanie 90 km/h w sytuacji, w której przed maską nagle znikąd wyrasta ci człowiek, niewiele tu pomoże. Nie mam zamiaru mieć zniszczonego życia tylko dlatego, że ktoś jest tak...

No właśnie. To jeszcze nieodpowiedzialność czy już najzwyklejszy idiotyzm?

Wystarczy, że na chwilę odpuścisz czujność. Spojrzysz w lusterko boczne lub wsteczne, zmienisz stację, temperaturę, cokolwiek. W najnowszych samochodach technologia świateł laserowych lub "noktowizor" pozwala zwiększyć znacząco widoczność, ale nie zastąpi to zdrowego rozsądku.

Jeśli mogę wbić komuś przed świętami do głowy jedną praktyczną i przydatną rzecz: idąc poboczem po zmroku możesz z dużą dozą pewności założyć, że kierowca ciebie nie widzi. Wyrośniesz mu nagle przed maską i wtedy módl się, żeby był uważny. Najlepiej unikać takich sytuacji, ale jeśli już musisz, to masz wyglądać jak świecąca choinka. Bądź obwieszony jak dom Danny'ego DeVito w filmie "Wesołych świąt".

To na szczęście nie tylko moje pobożne życzenie, ale od niedawna też wymóg prawny, choć jak widać niestety nie za bardzo stosowany. Zgodnie z prawem o ruchu drogowym, "pieszy poruszający się po zmierzchu po drodze poza obszarem zabudowanym jest zobowiązany używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu".

Ich brak jest karany 500-złotowym mandatem. I chciałbym, żeby tak jak policja ustawia się czasami z radarami na kierowców, robiła sobie też takie patrole, szukając pieszych bez elementów odblaskowych. O ile wcześniej ich przypadkiem nie potrącą z nieswojej winy.