Igrzyska olimpijskie pokonały pandemię i dały nadzieję. To była jedyna taka impreza w historii

Maciej Piasecki
Walka z pandemią COVID-19, puste trybuny, ale i wielkie sukcesy, również z udziałem Biało-Czerwonych. Igrzyska olimpijskie w Tokio odbyły się z rocznym opóźnieniem, ale przyniosły sporo emocji, nie tylko sportowych. Wybraliśmy siedem momentów, które zapamiętaliśmy z olimpijskich aren w sercu Japonii.
Igrzyska olimpijskie stawiły czoła pandemii i wyszły z tego starcia zwycięsko Fot. Imago Sport and News / East News
XXXII letnie igrzyska rozpoczęły się z rocznym opóźnieniem ze względu na światową pandemię COVID-19. Choć latem tego roku wskaźnik zakażonych zaczął niepokojąco wzrastać, olimpijscy organizatorzy utrzymali drugi termin, przecinając 23 lipca wstęgę.

Już część artystyczna ceremonii otwarcia miała swoją szczególną symbolikę. Pokazano m.in. sportowca, trenującego w odosobnieniu. Choć w pojedynkę przez trudny czas, łączyła ludzi sportu nadzieja i wspólna pasja.

Przełożone igrzyska były wystarczająco nie na rękę Międzynarodowemu Komitetowi Olimpijskiemu oraz samej Japonii. Nigdy wcześniej w historii ruchu olimpijskiego nie doszło bowiem do takiego zdarzenia. Kolejna walka z pandemią COVID-19 - już w 2021 roku - była ogromnym przedsięwzięciem. Pierwszego dnia 1359, ostatniego 4066. Tak wyglądał dzienny bilans przypadków zakażenia koronawirusem w Tokio w okresie olimpijskim.


Japończycy zdołali zatroszczyć się o igrzyska, wywiązując się z roli dobrego gospodarza. Było inaczej, ale bezpiecznie. Łącznie podczas olimpijskiego czasu zachorowało nieco ponad 40. sportowców.

Najsłynniejszy przypadek wśród zakażonych na igrzyskach to Sam Kendricks, jeden z faworytów do medalu w skoku o tyczce. Amerykanin nie wystąpił w Tokio. Takich przypadków nie było wśród Biało-Czerwonych. Japończycy nie byli w stanie uchronić się od coraz wyższych wyników zakażeń. Jak nikt na świecie wtedy, ale również teraz. Pamiętajmy również, że Tokio i jego prefektura metropolitalna (łącznie 23 dzielnice), region Tama oraz wyspy, to przeszło 37,4 mln mieszkańców. Na trybunach nie było kibiców, to prawda. I było inaczej, pandemicznie. Ale było, co dało nadzieję na normalność w przyszłości.

– Byłeś szybszy, sięgałaś wyżej, byłeś silniejszy, ponieważ wszyscy staliśmy razem, będąc solidarni – zwracał się do sportowców podczas ceremonii zamknięcia igrzysk przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, Thomas Bach. Zdaniem szefa MKOl igrzyska w Tokio przyniosły nową nadzieję. Były pierwszą globalną okazją od początku pandemii, żeby świat się zjednoczył. Warto przypomnieć, że podczas ceremonii otwarcia igrzysk medycy wzięli udział w sztafecie ze zniczem olimpijskim, jako symbol walki z pandemią. Symbol, którego nie sposób pominąć w odniesieniu do ostatecznego sukcesu. Igrzyska w Tokio były też szczególne pod względem głośnego mówienia o problemach sportowców. I to również wśród tych, którzy do stolicy Azji mieli przyjeżdżać po wielkie sukcesy. Takim przykładem była Simone Biles, amerykańska gimnastyczka. Kobieta, która już przed igrzyskami stanowiła punkt odniesienia dla swojej dyscypliny, będąc gwiazdą. Multimedalistką.

Amerykanka jednak nie wytrzymała ciążącej presji. Czterokrotna mistrzyni olimpijska najpierw popełniła błąd w rywalizacji drużynowej, a następnie wycofała się ze startów. Żeby ostatecznie wrócić, sięgając w Tokio po brąz.

Krążek, który w zderzeniu z problemami, stał się jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym medalem w karierze Biles. Ale też dla wielu sportowców na świecie, którzy walczą z problemami mentalnymi na co dzień.
Czytaj także: Kontrowersje wokół wyboru sportowca roku. "Time" postawił na postać nieoczywistą
Trzy medale w Tokio, z czego dwa złote. Holenderska mistrzyni z etiopskimi korzeniami okazała się królową biegów długodystansowych. Sifan Hassan wygrała na dystansach 5000 i 10 000 metrów. Za to w przypadku 1500 m skończyło się na brązowym medalu. Hassan olimpijskie zwycięstwa potwierdziła też podczas lekkoatletycznych MŚ, wygrywając na tych samych dystansach.

Holenderka dokonała też niezwykłej rzeczy podczas biegu eliminacyjnego na 1500 m. Lekkoatletka upadła, ale mimo to, do końca walczyła o awans. Co więcej, wygrała swój wyścig eliminacyjny, co błyskawicznie zapisało się jako niezwykłe osiągnięcie na igrzyskach olimpijskich. Hassan została wybrana najlepszą lekkoatletką roku 2021 w plebiscycie European Athletics. Holenderka wyprzedziła... Polkę, Anitę Włodarczyk. Kolejny sukces złotej Anity nie przeszedł bez echa w światowym sporcie. Polka zwyciężyła po raz trzeci na olimpijskiej arenie rywalizacji w rzucie młotem. Włodarczyk wygrywała w Londynie (2012), Rio de Janeiro (2016) oraz właśnie w Tokio (2021). – Każda ceremonia jest inna. Największe wzruszenie było w Rio, gdzie medal wręczała mi Irena Szewińska. Dzisiaj sobie pomyślałam, że gdyby była z nami, na pewno uczestniczyłaby w tej ceremonii medalowej. Łezka poleciała – komentowała Włodarczyk po odebraniu złota w Tokio.

Mistrzyni olimpijska nie ukrywała radości z krążka, który zdobyła niedługo przed swoimi 36. urodzinami. Włodarczyk szczerze przyznała, że kariery nie zamierza kończyć, a na horyzoncie są kolejne igrzyska, w Paryżu w 2024 roku. Gdzie ponownie spróbuje zaatakować wielki wynik. Gianmarco Tamberi i Mutaz Essa Barshim szli łeb w łeb podczas konkursu skoku wzwyż na igrzyskach w Tokio. Włoch i Katarczyk jako jedyni pokonali wysokość 2,37 m - po czym strącili trzy kolejne próby. Poprzeczka zawieszona dwa centymetry wyżej była już zbyt wysoko dla obu panów.

Co dalej w takiej sytuacji?

Mogli skakać, rywalizując o złoto. Albo podzielić się miejscem na najwyższym stopniu podium, uznając, że w Tokio mistrzów skoku wzwyż będzie dwóch. Włoch i Katarczyk rzucili się sobie w ramiona i wybrali tą drugą drogę. Przy okazji pokazując, że nie zawsze trzeba rywalizować, a zwyczajnie - wzajemnie uszanować dokonania - będąc po prostu najlepszymi podczas najważniejszego konkursu świata w swojej dyscyplinie. 24-letnia biegaczka z Białorusi odmówiła powrotu do kraju z Tokio, w obawie o swoje bezpieczeństwo. A to za sprawą sygnałów z Mińska, z którego miała przyjść decyzja o jej usunięciu z reprezentacji. Kryscina Cimanouska poprosiła nawet o obstawę japońskiej policji jeszcze w realiach olimpijskich. To nie był film, to faktycznie miało miejsce. Na czym polegał problem? Cimanouska skrytykowała praktyki w kadrze lekkoatletycznej Białorusi za pośrednictwem Instagrama. Zawodniczka miała być m.in. zmuszana do biegu w sztafecie 4x400 m, choć nigdy nie trenowała tego dystansu.

Krytyka okazała się mieć bardzo poważne skutki. Cimanouska została wyrzucona w trakcie IO w Tokio z kadry, z natychmiastowym pleceniem powrotu do kraju. Lekkoatletka postanowiła nie ryzykować, starając się o azyl. Ostatecznie Białorusinka wylądowała w Polsce, gdzie od kilku miesięcy żyje i funkcjonuje sportowo. Choć nadal w ukryciu przed białoruskimi służbami.
Czytaj także: Kryscina Cimanouska ciągle musi się ukrywać. Białorusinka uczy się nowej rzeczywistości
Było o najlepszej lekkoatletce roku, czas na najlepszego lekkoatletę. Karsten Warholm został mistrzem olimpijskim na 400 m przez płotki z fenomenalnym wynikiem. Norweg pobił rekord świata - co ciekawe, swój własny - biegnąc z czasem 45,94 sekundy. 25-latek z Norwegii to prawdziwy fenomen. Od 2017 roku wygrywa wszystkie najważniejsze imprezy. Chociażby mistrzostwa świata (2017, 2019) oraz mistrzostwa Europy (2018).

W Tokio zdobył swój pierwszy olimpijski medal. Od razu złoty, z rekordem świata, przez co można wnioskować, że byliśmy świadkami otwarcia pięknej karty igrzysk na lata. Warholm jest zdolny do zdominowania swojego koronnego dystansu w dalszej perspektywie.
Czytaj także: Bohaterka igrzysk w Tokio i jej żona zostały mamami. "Niech gra w szachy czy zbiera znaczki"

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut