Antoni Piechniczek dla naTemat: Paulo Sousa? Portugalczyk się po prostu zeszmacił

Maciej Piasecki
Antoni Piechniczek to jeden z dwóch selekcjonerów piłkarskiej reprezentacji Polski, który stawał na podium mistrzostw świata. Biało-Czerwoni pod jego wodzą byli na trzecim miejscu na mundialu w 1982 roku. Doświadczony trener skomentował dla naTemat zamieszanie z selekcjonerem Paulo Sousą w roli głównej.
Paulo Sousa zostawił reprezentację Polski na rzecz potentata ligi brazylijskiej - Flamengo. Fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Jest pan zaskoczony decyzją Paulo Sousy?

Wierzyłem w to, że Sousa jeśli się zakwalifikuje do mistrzostw świata, to jest impreza tej rangi i wyróżnienie dla każdego trenera, który prowadzi reprezentację właśnie tam. Z tego nie chce się zrezygnować.

Udział w mundialu jest tylko dla elitarnego grona. Taką obecność można porównywać z osiągnięciem finału Ligi Mistrzów. Który z trenerów chciałby to odpuścić? Zakładałem jednak też, że w przypadku, kiedy Sousie się nie uda wygrać baraży, to wspaniałomyślnie podziękuje i stwierdzi, że jego praca z reprezentacją Polski już przestała interesować.


Portugalczyk nie wierzył w sukces w barażach?

To co zrobił, jest pokazem niesamowitego tchórzostwa. On się po prostu przestraszył ciężaru gatunkowego meczu z Rosją. I tym wszystkim co może wydarzyć się po ewentualnej porażce Polaków. Kibice mieliby do niego niesamowity żal o brak kwalifikacji do mundialu. Dodatkowo będą mieli żal do Bońka, że go zatrudnił i tak dalej.

Podzielam pogląd "Przeglądu Sportowego", który na okładce umieścił zdjęcie Sousy z tytułem "Dezerter". Dla mnie to jest karygodna ucieczka. Potwierdzeniem jest to, że Portugalczyk jest gotowy nawet słono zapłacić, żeby rozstać się z reprezentacją Polski. W grę wchodzi podobno nawet 300 tysięcy euro odszkodowania dla PZPN. A to wszystko po to, żeby pod pretekstem własnego odejścia rozpocząć pracę w liczącym się klubie w Brazylii.

Kadra Polski okazała się tylko przystankiem.

Nie można porównywać żadnego klubu z pracą w reprezentacji. Ja wiem, że dumą Hiszpanii są Barcelona czy Real Madryt, w Anglii Manchester United czy Liverpool FC, ale zdobycie mistrzostwa świata bądź znaczącego sukcesu, w każdym kraju jest celem nadrzędnym.

Obudziliśmy się jednak z ręką w nocniku, trzy miesiące przed najważniejszym meczem, bądź meczami, o awans na mundial.

Określenie "z ręką w nocniku" jest w tym wypadku bardzo łagodne. Tak się nie można zachować. Ja w naszej rozmowie użyłem najłagodniejszych określeń, jakich mogłem - dezerter i tchórz. Jeśli jest się trenerem, trzeba być przygotowanym na porażki i sukcesy. Przyjmować wiele wersji, jak droga zawodowa może się potoczyć.

Czytaj także: Skandaliczna decyzja Paulo Sousy, oto jej przyczyna. PZPN nie zamierza iść mu na rękę


Mówiąc bardziej brzydko, niestety, ale on się zeszmacił. Spoglądasz na takiego faceta i mówisz: Nie chcę cię oglądać, mam cię serdecznie dość. Pamiętajmy, że Sousa został przyjęty w Polsce niesamowicie serdecznie. Sam od początku mówił o znaczeniu kibiców, wspominał i cytował Jana Pawła II - cuda wianki. Tak pięknie jak przemówił Portugalczyk, nie przemówił żaden z jego poprzedników.

Kadra pod okiem Sousy zrobiła postęp?

Praca z reprezentacją jest procesem ciągłym, m.in. decydując się na nowych, rezygnując ze starych. Selekcjoner robi coś po swojemu. Inaczej każdy mógłby powiedzieć, że przejął kadrę nieprzygotowaną po poprzedniku i trudno będzie coś zrobić.

Spodziewaliśmy się jednak więcej i w uzasadnionym stopniu na to liczyliśmy. Sousa dostał drużynę złożoną z piłkarzy z olbrzymim doświadczeniem. Taką liczbę rozegranych meczów w reprezentacji, jaką mają aktualni reprezentaci, to nie trafiało się nigdy. Z prostego względu, kadra rozgrywała dawniej mniej spotkań.

Dodatkowo Sousa nie mógł narzekać, że nasza reprezentacja nie ma piłkarzy grających w dobrych zespołach na zachodzie Europy. Tych z polskiej ligi było na palcach jednej ręki. Dlatego też zbierając to wszystko razem, mieliśmy prawo oczekiwać zdecydowanie więcej.

TVP Sport podało informację o możliwości powrotu do roli selekcjonera Adama Nawałki. Pan jest "za" takim pomysłem?

To ja odwrócę to pytanie. Czy jakby pana zwolniono z jakiejś redakcji sportowej, niesłusznie, a potem wrócono do pana na jeden dzień, bo trzeba napisać jakiś ciekawy artykuł, to czy pan by się na to zgodził? No nie.

Gdyby taka oferta faktycznie się pojawiła, na jego miejscu obwarowałbym się wieloma szczegółami kontraktowymi. Na wstępie zaznaczając, że z reprezentacją mogę pracować, ale na dłuższym dystansie. W najbliższych eliminacjach, do kolejnego Euro, z perspektywą poukładania drużyny po swojemu.
Czytaj także: Adam Nawałka uratuje Biało-Czerwonych? PZPN rozważa wielki powrót pod jednym warunkiem
Nie chciałbym być na miejscu Nawałki strażakiem, który gasi ogień. Mając poczucie własnej wartości, należałoby postawić warunek przejęcia kadry na dłuższy okres czasu, żeby móc się ponownie wykazać. Jak ktoś Nawałce powie, że mogą się dogadać na jeden-dwa mecze w barażach, to na jego miejscu pokazałbym drzwi takiej ofercie. Dziękuję, do widzenia - proszę pocałować klamkę z drugiej strony.

A może jak jest źle, to wtedy PZPN sięga po polskiego trenera?

Nie do końca tak uważam. Największe sukcesy z piłkarską reprezentacją Polski odnosili polscy trenerzy. Miłośnikom selekcjonerów zagranicznych zwróciłbym uwagę na ten fakt, z którym trudno dyskutować.

Obserwowałem fragmenty treningów czy odpraw Sousy. Facet mówił z jakąś ekspresją, zaangażowaniem. Ale czy to trafia do piłkarza polskiej kadry, taki angielski przekaz? Jasne, znajomość języka nie jest tu problemem.

W ważnych momentach trzeba jednak po prostu, uderzyć w bezpośrednie tony. Często wracam do słynnej przemowy Bogdana Wenty do kadry szczypiornistów o 15. sekundach do końca meczu. Tego nie da się przetłumaczyć tak, żeby trafić z takim samym skutkiem.

Co doradzałby pan w obecnej sytuacji prezesowi Cezaremu Kuleszy?

Sousa stracił definitywnie zaufanie wszystkich. Nawet gdyby teraz nagle zaczął przepraszać na kolanach, to co najmniej połowa narodu mu nie uwierzy. Skasowałbym go jak najwyżej, żeby odszkodowanie było mocno odczuwalne dla niego i dobre dla związku. Portugalczyk nie dotrzymał warunków umowy.

A na do widzenia dobra rada: Nie przyjeżdżaj do naszego kraju, bo cię jeszcze może krzywda spotkać. Znalazłoby się pewnie kilku krewkich ludzi, którzy będą spluwać pod twoje stopy. Rezygnujemy z tego trenera i jak najszybciej staramy się o nim zapomnieć.
Czytaj także: Jan Paweł II, klęska na Euro i kompromitacja z Węgrami. Tak zapamiętamy kadencję Paulo Sousy

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut