Złotych Globów nie zniszczyły bomby i najtragiczniejsze wydarzenia. Zeżarły się od środka same

Alicja Cembrowska
Koniec imprezy – chciałoby się powiedzieć, chociaż HFPA, organizator Złotych Globów jeszcze dycha, a jak ujawniają zagraniczne media – ma na czym dychać. Wszak 63 miliony na otarcie łez po gigantycznym kryzysie wizerunkowym nie brzmi jak kara po latach zabawy, w "kto ma władzę"...
Michelle Phillips i Jack Nicholson na rozdaniu Złotych Globów w 1971 roku wikipedia.org
W styczniu 1944 roku ponad 10 tys. osób ginie w wyniku trzęsienia ziemi w San Juan w Argentynie. We Francji zostają znacjonalizowane zakłady Renault. Świat pogrążony jest w wojnie. Armia Krajowa rozpoczyna operację "Burza", a Armia Czerwona oswobadza Leningrad.


Do Los Angeles, na pierwszą ceremonię wręczenia Złotych Globów, zjeżdża natomiast artystyczna śmietanka. Triumfuje "Pieśń o Bernadette" i "Komu bije dzwon". Sześć nominacji powtarza się kilka tygodni później, w marcu, na 16. ceremonii Oscarów – jak widać, świeżo, bo w 1943 roku, założona organizacja HFPA, ma tę moc.

Zdawałoby się, że konkurs, który za nic miał wojnę i przyjął zasadę "niech się wali i pali, ale my robimy swoje", jest niezniszczalny.

A jednak. Nie skruszyły go bomby i najtragiczniejsze wydarzenia z historii świata. Po prostu zeżarł się od środka.

Blichtr i bogactwo

Złote Globy wielki oddech biorą wraz z zakończeniem II wojny światowej i podążają za Hollywood, które w świecie bez globalnego konfliktu może rozwinąć skrzydła. Rozdanie nagród od lat 50. było największą coroczną imprezą, ale w tym roku nie słychać zachwytów, oklasków i gratulacji. Brokat i cekiny nie płyną strumieniem, czerwony dywan kurzy się w schowku. Zabrakło gości, ba, zabrakło nawet prowadzącego. A w mediach społecznościowych? "Wyrazy współczucia dla nagrodzonych".

A o tym, kto został nagrodzony, dowiedzieliśmy się w tym roku nie z transmisji na żywo, a ze strony internetowej Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej (HFPA). Amerykański gigant telewizyjny NBC powiedział "wystarczy" i zdecydował, że nie pokaże widzom na ekranach kultowej ceremonii. Zaoszczędził na tym nawet 31 milionów dolarów. Współpracy odmówiły też Netflix i Amazon.

A i w sumie nie byłoby za bardzo czego pokazywać. Już wcześniej aktorzy zaczęli odcinać się od HFPA. Tom Cruise oddał swoje trzy nagrody, a Scarlett Johansson odmówiła udziału w kolejnych wydarzeniach organizatora. Tłumaczyła, że powodem są "seksistowskie pytania" członków stowarzyszenia, które "graniczyły z molestowaniem seksualnym". Mark Ruffalo publicznie przyznał, że nie jest ani dumny, ani szczęśliwy z powodu otrzymania nominacji.

Złote Globy 2022 zignorowały praktycznie wszystkie gwiazdy. Tylko nieliczni podziękowali za wyróżnienia i wzięli udział w kameralnym spotkaniu bez kamer i dziennikarzy. Swoją twarz (i to online) pokazało jedynie dwoje aktorów – Jamie Lee Curtis i Arnold Schwarzenegger.

I pomimo nostalgicznego ukłucia, trudno nie powiedzieć: i dobrze. Wszak to kolejny znak, że mijają czasy przymykania oka. Na skandale, korupcję, nierówności. Mijają czasy entuzjastycznego przyklaskiwania układom i układzikom i wiary, że w tym wszystkim chodziło o rzetelną ocenę wartości i jakości filmowych kandydatów.

Początek końca

Pierwsze nieśmiałe głosy negujące prestiż nagród filmowych zaczęły rozbrzmiewać lata temu. Potrzebny był jednak czas. I dowody. Pompowany hollywoodzki balon pękł jednak na dobre w 2018 roku. I rozlało się wszystko to, co kumulowało się przez lata: oskarżenia o niewłaściwe zachowanie seksualne w kręgach HFPA, brak różnorodności, zamknięcie na mniejszości etniczne i kulturowe.

Brendan Fraser jest jednym z pierwszych. Aktor znany głównie z ról w komediach i filmach przygodowych ("Mumia", "Podróż do wnętrza Ziemi") ujawnia, że 88-letni dziennikarz Philip Berk w 2003 roku chwycił go za pośladki. Berk nazywa to "całkowitą fabrykacją". I wystosowuje klasyczne non-apology: "Jeżeli zrobiłem coś, co zdenerwowało pana Frasera, to nie było to zamierzone i przepraszam".

A pan Fraser twierdzi, że po chwili szczerości trafił na "czarną listę" Hollywood i znika. A raczej skupia się na leczeniu depresji. Do 2021 roku nie jest aktywny zawodowo.

Ale machina ruszyła. Gdy w 2019 roku kobieta za kamerą nikogo nie dziwi, a na całym świecie panie coraz pewniej rozpychają się łokciami w męskim towarzystwie, tak na Złotych Globach próżno szukać kobiecych nominacji w kategorii reżyserskiej. I to nie tak, że ktoś oczekiwał nominacji "dla zasady". Kobiety w ostatnich latach stoją za najgłośniejszymi produkcjami, trzeba się bardzo postarać, żeby tego nie dostrzec.

I tak członkowie HFPA jakoś przeoczyli sukces "Hustlers" Lorene Scafarii i "Małych kobietek" Grety Gerwig, chociaż według doniesień w innych kontekstach chętnie zwracali uwagę na kobiety, o czym opowiedziała Johansson.

Kasa i kolor skóry

To wszystko było zaledwie preludium, bo o ile "jakieś doniesienia", "jakieś oskarżenia" i "jakieś dyskryminacje" elektryzują, to nic tak nie wkurza opinii publicznej, jak skandale finansowe. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że organizowanie ceremonii kosztuje, i to nie mało, jednak gdy wprost padły słowa, że HFPA "siedzi na górze złota", a za słowami poszły rachunki i wyliczenia, to zrobiło się gorąco. Sprawa jest jednak mocno zawiła.

Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej to globalna organizacja non-profit, która skupia dziennikarzy piszących o Hollywood w prasie zagranicznej, jednak większość jej pieniędzy wydawanych jest w USA i podlega pod amerykański urząd podatkowy (IRS).

Tutaj też pojawia się "mały problem", bo z dokumentów wynika, że HFPA ma misję. Jest nią "ustanowienie korzystnych stosunków i więzi kulturowych między obcymi krajami a USA poprzez rozpowszechnianie informacji dotyczących kultury amerykańskiej". A także "od samego początku HFPA poświęciła się łączeniu kulturowych powiązań i tworzeniu lepszego zrozumienia różnych środowisk poprzez film i telewizję".

Złośliwie można by tam dodać jedno słowo. Biała. Biała kultura amerykańska. Bo właśnie – to kolejny zarzut. W 2021 roku "Los Angeles Times" ujawniło, że żaden z 87 członków stowarzyszenia nie był czarny. Niektórzy sugerowali nawet, że śledząc nominacje, da się tę nierówność odczuć. Reakcja jest natychmiastowa. Szeregi HFPA zasiliło sześć osób czarnych, dziesięć kobiet, pięciu Azjatów, sześciu Latynosów, znalazło się też miejsce dla reprezentantów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.

Ale w tym samym roku, w kwietniu, okazało się, że być może są to bardziej paniczne kroki, by na chwilę uciszyć krytyków, niż realna wiara, że różnorodność jest fajna. Głośno (ponownie) robi się o Philipie Berku, który miał wysłać do członków, działaczy i personelu organizacji artykuł, w którym Black Lives Matter nazywany jest "ruchem nienawiści rasistowskiej", a jego współzałożycielkę określał "samozwańczą wyszkoloną marksistką".

"Los Angeles Times" ujawnił, że współpracownicy mało entuzjastycznie zareagowali na komunikat od szefa. Nazywali go "podłym człowiekiem" i "rasistą", a jego zachowanie określano "piorunującą hańbą". Berk przeprosił, ale i tak pożegnał się ze stanowiskiem. W trybie natychmiastowym usunięto go z HFPA.

Cele charytatywne

Wracamy do kasy. HFPA nie jest organizacją charytatywną, jednak regularnie przekazuje pieniądze instytucjom, które potrzebują wsparcia – w ciągu 25 lat nawet 50 milionów. Czołowym argumentem na krytykę jest fakt, że stowarzyszenie przekazuje więcej na cele dobroczynne niż organizator Oscarów. I w sumie jakiekolwiek inne stowarzyszenie.

Przykłady. Ponad 120 tys. dolarów na odrestaurowanie "Rzymu" (1972) Felliniego. 250 tys. trafiło do Centrum Uchodźców i Imigrantów w Teksasie, a 500 tys. do nowojorskiej organizacji wspierającej dziennikarstwo środowiskowe i lokalne. Lista jest długa, a HFPA chętnie ujawnia te kwoty, bo "nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii zarządzania budżetem". Przyznaje również, że ma "rezerwę" na wypadek nieoczekiwanych kosztów czy utraty źródła dochodu, czym bez wątpienia było, chociażby rozwiązanie umów z NBC.

Dzięki IRS wiadomo jednak, że wymienione powyżej tysiące, to kropla w morzu. Dziennikarz Josh Boswell dla "Daily Mail" pochylił się nad kosztorysami prężnie działającego stowarzyszenia i stwierdza, że w okresie 2018/2019 "jednymi z największych wydatków były opłaty związane z odrzutowcem i imprezowaniem".

Teoretycznie – zero zaskoczeń. Praktycznie – kwoty robią wrażenie. Bankiet (najpewniej ceremonia rozdania Złotych Globów w 2018 roku, podczas której gwiazdy piją i jedzą za darmo) – ponad 1,3 mln dolarów. Usługi hotelarskie (jednej tylko firmy) – ponad 300 tys. Konferencje i zjazdy – prawie 530 tys. Bliżej nieokreślone rachunki z podróży – ponad 1,3 mln dolarów.

W tym sąsiedztwie pojawiają się słowa "korupcja" i "łapówki". Przypomnijmy śledztwo "Los Angeles Times" – w lutym 2021 roku dziennikarze ujawnili, że 30 członków HFPA odbyło w 2019 roku romantyczną i kosztowną podróż do Paryża. Na koszt i zaproszenie Paramount Network. Producent "Emily w Paryżu" miał gest, jednak tak się złożyło, że serial uznawany za średnio udaną produkcję, dostał dwie nominacje do Złotych Globów. Opinia publiczna szybko zrozumiała.
Czytaj także: Minister kultury Ukrainy skarży się na serial Netflixa: "karykaturalny obraz ukraińskich kobiet"
HFPA nie oszczędza na swoich członkach i James Lee, rzecznik od spraw kryzysowych tłumaczy, że to kwestia "umożliwiania im pracy". Z rachunków za lata 2018-2019 wynika, że koszty pracownicze to prawie 3,5 mln dolarów. Na przykład dyrektor operacyjny, Gregory Goeckner, dostał 250 tys. dolarów, a menedżerka finansowa Zoya Malinskaya – 114 tys. dolarów – o czym od kilku dni rozpisują się media zagraniczne.

Dziennikarz Mike Reynolds w artykule z sierpnia 2021 roku pisze: "Gdzie idą te pieniądze? Obecnie, według moich źródeł, Ropes and Gray, główni konsultanci HFPA, otrzymali od marca łącznie 2,5 miliona dolarów; Firma PR Sunshine Sachs, która w niedawnej przeszłości zarabiała 7000 dolarów miesięcznie, teraz otrzymuje 37 000 dolarów miesięcznie; James Lee, ekspert od PR-u kryzysowego, otrzymuje 425 000 dolarów za trzy-cztery miesiące pracy; a konsultanci (...) mają otrzymać 750 000 dolarów. Dodajmy to do wpłaty na rzecz firmy prawniczej Latham Watkins, która rzekomo obciążyła HFPA na ponad milion dolarów za pozew przeciwko norweskiemu dziennikarzowi Kjersti Flaa".

To właśnie Flaa w 2020 r. wytknął HFPA "kulturę korupcji" i pisał, że członkowie przyjmowali "tysiące dolarów" od producentów, którzy później byli nominowani lub wygrywali Złote Globy. Sąd federalny oddalił sprawę, jednak dziennikarze nie ustali w poszukiwaniach.

Reynolds ujawnia na przykład, że HFPA wydała ponad 24 miliony na zakup dwóch działek w Los Angeles, na których ma powstać nowa siedziba stowarzyszenia. Warta 60 mln dolarów. Dziennikarz wylicza ironicznie, że obsługa strony internetowej kosztuje organizację "dziesiątki tysięcy miesięcznie" i idzie dalej.

"Jak profesjonalna jest organizacja HFPA, gdy roczne składki wynoszą mniej niż 20 dolarów i co to mówi o poziomie dochodów większości jej członków? Co więcej, jeśli chodzi o stronę finansową, moje wewnętrzne źródła ujawniają, że chociaż członkom HFPA pozwolono kiedyś na comiesięczny przegląd danych finansowych, te raporty skarbowe nie są już widoczne. Oznacza to, że płatności na rzecz członków i zarządu są teraz tajne, podobnie jak tajne są dożywotnie płatności w wysokości 1000-1500 dolarów miesięcznie przyznawanych wszystkim byłym prezesom HFPA" – pisze Reynolds.

Organizacja non-profit, według informacji Daily Mail, "siedzi na stosie z 62 milionów dolarów", a mniej niż 10 proc. przeznacza na działalność charytatywną. Trudno się dziwić, że nagle ktoś zaczął pytać, co się dzieje z tymi pieniędzmi. Osobną kwestią jest natomiast dyskusja o tym, jak grupa skupiona wokół Złotych Globów sterowała branżą. Tu chodzi nie tylko o pieniądze. Chodzi o władzę.

HFPA spada z rowerka?

Lista zarzutów rośnie, coraz więcej dziennikarzy chce odpowiedzieć na pytanie: czy miłość do kina i wspieranie sztuki na pewno było głównym celem stowarzyszenia? Pierwsze kroki już zostały podjęte.

Ponad 100 agencji reklamowych wystosowało list otwarty, w którym grozi, że jeżeli HFPA nie wprowadzi istotnych reform w swoich strukturach, to może zapomnieć o współpracy. Rzecznik zapewnia natomiast, że członkowie dostali już nowe wytyczne i mają zakaz przyjmowania prezentów od studiów filmowych, a także regularnie przechodzą szkolenia antydyskryminacyjne i przeciwdziałające molestowaniu.

Niewielu jednak uwierzyło w obietnice i szczere chęci. Netflix, Warner Media i Amazon zarządziły ewakuację, a tegoroczna (pseudo)ceremonia to dowód, że aktorzy wzięli przykład z firm, które odcinają się od niegdyś prestiżowej imprezy. Ten kategoryczny krok to albo dowód, że czasy się zmieniły i już nie przymykamy oka na rasizm, dyskryminację i przekręty posypane brokatem, albo prawdziwa bomba dopiero przed nami i niektórzy uznali, że lepiej tego Titanica opuścić w pierwszej szalupie niż słuchać jak przygrywa orkiestra.

Titanic zdobył cztery Złote Globy w 1998 roku.

Napisz do autorki: alicja.cembrowska@natemat.pl

Czytaj także: Gdzie zobaczyć produkcje nagrodzone Złotymi Globami? Większość obejrzycie w domu