Ład Morawieckiego jak Ład Roosevelta? Ekspert BCC: To jak porównywanie furmanki z mercedesem

Katarzyna Zuchowicz
– Apelowaliśmy, żeby Polski Ład wszedł w życie za rok. Proponowaliśmy, żeby przez ten rok przygotować urzędy skarbowe, księgowych, przedsiębiorców itd. – mówi w rozmowie z naTemat dr Łukasz Bernatowicz, wiceprezes Business Centre Club, wiceprzewodniczący Rady Dialogu Społecznego. Rozmawiamy o Polskim Ładzie i Nowym Ładzie Roosevelta. – Z Polskim Ładem nie da się tego niestety porównać. Ta nazwa, którą zapożyczono, jest absolutnie nieuprawniona – ocenia.
"Morawiecki jak Roosevelt?", "Nowy Ład. Inspiracja przyszła ze Stanów". Takimi porównaniami reagowano wiosną, gdy PiS zapowiadał wielki skok cywilizacyjny dla Polski. Jak to wygląda dziś? Fot. WOJCIECH STROZYK/REPORTER/East News
"Morawiecki jak Roosevelt?", "Nowy Ład. Inspiracja przyszła ze Stanów". Takimi porównaniami reagowano wiosną, gdy PiS zapowiadał wielki skok cywilizacyjny dla Polski. Jak dziś oceniłby Pan takie porównania?

Dr Łukasz Bernatowicz: Czytałem niedawno biografię Roosevelta. Według mnie porównać się nie da. To jest jak porównywanie furmanki z mercedesem. Nowy Ład Roosevelta był przemyślany, spójny, zaplanowany. Reformy obejmowały bardzo szerokie spektrum gospodarki od rolnictwa, poprzez walutę, walkę z bezrobociem, inwestycje publiczne, po kwestię weteranów wojennych.


Oczywiście nie wszystko udało się zrealizować, ale per saldo wyszło nieźle. Z Polskim Ładem nie da się tego niestety porównać. Ta nazwa, którą zapożyczono, jest absolutnie nieuprawniona. Polski Ład został przygotowany na kolanie, w sposób nieprecyzyjny, nieprofesjonalny, amatorski. Przez wiele miesięcy ostrzegaliśmy przed efektami i teraz niestety okazuje się, że mieliśmy rację. PiS faktycznie inspirował się amerykańskim New Dealem Franklina Delano Roosevelta?

Nie wiem, jaka jest wiedza w PiS na ten temat, ale premier Morawiecki, choćby jako historyk, na pewno sporo o New Dealu wie. Na początku Polski Ład nazywał się Nowy Ład, więc było to ewidentne nawiązanie do programu Roosevelta.

Wydawało się więc, że nazwa, która jest dokładnie przetłumaczona z amerykańskiego oryginału i tak funkcjonuje w polskich publikacjach na ten temat, jest wskazówką, jaki skok cywilizacyjny chcemy wykonać. Przecież amerykańska gospodarka przez tyle lat, do dziś, korzystała z efektów reform zrealizowanych w ramach New Deal.

New Deal w USA to historia. Wielki program reform gospodarczych lat 30. XX wieku, sukces, o którym uczą się dzieci w szkołach, studenci na całym świecie. Choć oczywiście ma też krytyków i różnie jest oceniany. Co zapowiada się u nas?

Sukcesu nie będzie na pewno, to już widać gołym okiem. Teraz tylko można obserwować, jakie będą rozmiary porażki. Czy będzie to klęska? Czy porażka w mniejszym stopniu? Bo że to się posypie, to już widać.

Na początku chcieliśmy wierzyć w sukces. Myśleliśmy: będą środki z Krajowego Planu Odbudowy, są standardowe środki z UE plus Nowy Ład i mamy szanse na wielki skok cywilizacyjny. A jakie są realia? Środków z KPO nie ma, środki z UE są zagrożone, a Polski Ład jak wygląda w praktyce, codziennie słyszymy. Patrząc z perspektywy New Deal, czego najbardziej zabrakło?

Przemyślenia. Dalekowzrocznego planowania. Przygotowania tego porządnie. Przecież my nie wymagamy cudów. Tylko, żeby usiąść z ekspertami, zaplanować, przeanalizować jakie będą skutki. Przecież my na własne życzenie skaczemy na główkę do pustego basenu. Tylko dlatego, że nie chciano słuchać ekspertów, przedsiębiorców, ekonomistów, naukowców.

My byliśmy gotowi do współpracy z rządem, żeby Polski Ład miał szanse powadzenia. Ale nas nie słuchano. Było narzucone tempo żeby zdążyć na 1 stycznia 2022 roku. Rzutem na taśmę, na samym końcu procesu legislacyjnego, apelowaliśmy, żeby wprowadzić roczne moratorium na Polski Ład, żeby wszedł w życie za rok. Proponowaliśmy, żeby przez ten rok przygotować urzędy skarbowe, księgowych, przedsiębiorców itd. Jak jest dziś, widzimy. Mamy rozpoznanie bojem, prowizorkę i bałagan.

W jaki sposób apelowano do premiera Morawieckiego?

Były spotkania z panem premierem, który zasięgał naszej opinii chociażby na spotkaniach z Radą Przedsiębiorczości. Niestety naszych postulatów nie wzięto pod uwagę.

Dużo było takich spotkań?

Kilka. Uczestniczyli w nich przedsiębiorcy z Rady Przedsiębiorczości. To 9 największych organizacji przedsiębiorców w Polsce. Wszyscy mówiliśmy premierowi Morawieckiemu to samo – reforma jest potrzebna, jest szansa na zmodernizowanie i uproszczenie naszego sytemu podatkowego. Chwaliliśmy podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł i progu podatkowego do 120 tys. zł. Ale stanowczo sprzeciwialiśmy się podwyższaniu obciążeń dla przedsiębiorców.

Wszyscy mieliśmy to policzone i sprawdzone przez naszych ekspertów. I wszystkim wychodziło, że ta machina nie poleci.

Jak Roosevelt przygotowywał New Deal?

On zatrudnił naukowców z Columbia University (Moley, Tugwell, i Berle). Wziął ich jako swoich ekspertów.

Sam nie był ekonomistą.

Tak, zresztą sytuacja przerastała wtedy wszystkich. Jego głównym celem było zwiększenie siły nabywczej ludności – która w obliczu ogromnego, światowego kryzysu była praktycznie zerowa – i pobudzenie gospodarki przez wzrost cen. To jest ciekawe w kontekście sytuacji, którą mamy teraz.

Pobudzali gospodarkę poprzez wzrost inflacji. A my mamy już tak wysoką inflację, a jednocześnie gospodarka wcale nie jest pobudzona. Bo zwykle w ekonomii tak to działa, że im wyższa inflacja, tym szybciej kręci się gospodarka. A jeżeli mi mamy bardzo wysoka inflację i widzimy, że gospodarka wcale szybciej się nie rozwija to znaczy, że zmierzamy do stagflacji. Czyli do stagnacji gospodarczej i wysokiej inflacji.

Roosevelt postawił na interwencjonizm państwowy w trudnej sytuacji, kiedy wolny rynek się nie sprawdził. Wiedział, że inwestycje publiczne, umorzenie długów zadłużonym farmerom, zakaz wywozu złota za granicę, wzrost cen, żeby pobudzić gospodarkę, spowoduje wyższą inflację. Ale dzięki tej wyższej inflacji gospodarka znowu złapie wysokie obroty. I tak się stało. A u nas jest odwrotnie.
Za Roosevelta też był taki chaos? Wpadki, błędy, bałagan, przepraszanie?

Sytuacja była nieporównywalna. W USA gospodarka po prostu się waliła i to dosłownie. Bezrobocie było na poziomie 30 proc., dewaluacja dolara i akcji na Wall Street była historyczna, gospodarka rolna była w gruzach, 80 proc. gospodarstw było zadłużonych. Przez brak popytu cierpiał biznes.

Pierwszym ruchem było zakazanie wywozu złota za granicę. To pokazuje, jakie dramatyczne okoliczności były w USA.

W porównaniu z tym w Polsce jest komfortowa sytuacja. Wychodzimy z pandemii, ale nie jest tak dramatycznie. Był komfort przygotowania reformy spójnej, logicznej, poprzedzonej konsultacjami, zasięgnięciem opinii ekspertów.

Była okazja, aby zreformować przynajmniej system podatkowy, z którym – pod względem skomplikowania – jesteśmy w UE na drugim miejscu. Była okazja, żeby go uprościć, ona zdarza się raz na wiele lat. Dlatego szkoda, że została zaprzepaszczona, bo system jeszcze bardziej został skomplikowany. Rząd PiS mógłby się uczyć od Roosevelta?

Oczywiście, że mógłby. I nie tylko od niego. Roosevelt zaczął wspierać przedsiębiorców, żeby ożywić gospodarkę. My Polskim Ładem, obciążeniami podatkowymi, dławimy mały i średni biznes w Polsce. Idziemy w zupełnie odmiennym kierunku.

Roosevelt wspierał rozwój gospodarki inwestycjami publicznymi, a my mogliśmy mieć pieniądze na inwestycje publiczne z KPO, z którego korzysta już cała Europa. Na własne życzenie się z tego wyłączyliśmy. A przecież to są ogromne środki. Dzięki nim mogliśmy rozkręcić gospodarkę jak Europa Zachodnia za czasów planu Marshalla. To jak działał Plan Marshalla na państwa powojennej Europy to kolejna lekcja, której nie odrobiliśmy. Przecież Polska też była adresatem tego planu, tylko Stalin zakazał nam korzystania z niego.

Tym razem na własne życzenie tych pieniędzy nie mamy.

W ramach New Deal w USA powstał m.in. milion kilometrów dróg, tysiące mostów, setki lotnisk. Z tego okresu pochodzi most Golden Gate w San Francisco czy Zapora Hoovera. Dziś robi to ogromne wrażenie. Jak jeszcze Roosevelt ratował gospodarkę?

Chwilowo uniemożliwiono wymienialność dolara. Nikt nie mówi, żebyśmy to robili wobec złotówki, bo tego sytuacja nie wymaga. Przez dewaluację, której dokonali, bardzo ożywił się handel zagraniczny. U nas handel jest przyzwoity, nie ma potrzeby interwencji.

Zmniejszono produkcję rolną, wypłacono farmerom odszkodowania, umorzono im długi. Dzięki temu rolnictwo odżyło. Wprowadzono opiekę socjalną dla robotników w postaci pensji minimalnej, która wcześniej była nieznana. Po raz pierwszy wprowadzono w USA emerytury i ubezpieczenia pracownicze, zwiększono uprawnienia związków zawodowych. Były zamówienia publiczne. U nas w budżecie państwa na ten rok została zapisana inflacja na poziomie 3,5 proc. Wiadomo, że takiej inflacji nie będzie – będzie znacznie wyższa. Ale co to oznacza? Gdyby rząd wpisał rzeczywistą inflację do budżetu to musiałby podnieść płacę minimalną, która jest pośrednio uzależniona od inflacji. Żeby tego nie robić wpisano wartość wziętą z sufitu, już dziś jest to 8,6 proc. a w czerwcu pewnie będzie 10 proc.

To jest zaprzeczenie zasadom, które przyświecały twórcom Nowego Ładu w USA.
Gdy słucha Pan polityków rządu mówiących o Polskim Ładzie, ile jest w tym propagandy, a ile prawdziwej ekonomii?

Kiedy premier mówi, że przedsiębiorcy, którzy sprzedają artykuły spożywcze, powinni obniżyć cenę o 5 zł, powstaje pytanie, czy doszło do zmiany systemu ekonomicznego w Polsce. Gospodarka wolnorynkowa kieruje się zasadami rynkowymi a nie apelami rządu.

Jeżeli przedsiębiorca, który sprzedaje swoje towary widzi, że inflacja i podwyżki cen prądu zżerają mu zyski, że jego pracownicy przychodzą po podwyżki, że ma wyższe podatki do zapłacenia w związku z Polskim Ładem, to oczywiście nie obniży ceny za swoje towary bo inaczej będzie musiał zamknąć biznes.

Już dwa lata temu ostrzegaliśmy na forum RDS, że inflacja wymyka się celowi inflacyjnemu, prognozowanemu przez Radę Polityki Pieniężnej i coś trzeba zacząć z tym robić.

Prezes NBP mówił, że inflacja jest niska i wszystko jest super. Po czym mamy inflację na poziomie prawie 9 proc. Teraz skokowo podnosi się poziom stóp procentowych. Raty kredytów rosną. Zamiast robić to dwa lata temu, stopniowo.

Dlatego, niestety, nie da się porównać tego, co się dzieje u nas z amerykańskim Nowym Ładem. Przychodzi panu do głowy nazwa, która dziś bardziej pasowałaby do Polskiego Ładu?

Nie podejmuję się. Przykro, że użyto tu nazwy "polski", która powinna kojarzyć się z sukcesami.