Mocne słowa kanclerza Scholza w Kijowie. "Niemcy stoją blisko Ukrainy w obliczu obaw"

Natalia Kamińska
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz spotkał się w poniedziałek z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. Jak zapewniał, Niemcy "stoją blisko" Ukraińców w obliczu obaw przed rosyjskim atakiem.
Kanclerz Niemiec i prezydent Ukrainy rozmawiali o sytuacji z Rosją. Fot. HANDOUT/AFP/East News
Niemcy stoją blisko po waszej stronie – powiedział Olaf Scholz. Jak podkreślił, jego kraj jest pod wrażeniem ukraińskiego ruchu demokratycznego i wspiera europejską drogę, którą Ukraina obrała w 2014 roku. Podkreśla to w swoim artykule Deutsche Welle. Kanclerz Scholz mówił też o tym, że Niemcy już wcześniej udzieliły Ukrainie dużej pomocy finansowej, aby uczynić ją bardziej odporną na to, co nazwał "obcymi wpływami" oraz zapowiedział nowe kredyty w wysokości 150 mln euro.

Niemcy przekonują, że stoją po stronie Ukrainy

Przypomniał także, że podczas wizyty w w Moskwie "podkreśli" prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi poważne konsekwencje jakiejkolwiek inwazji, mówiąc, że Zachód jest gotowy do nałożenia "bardzo daleko idących i skutecznych sankcji".


Warto przeczytać: Ukraina o ewentualnej agresji Rosji: "Powinniśmy liczyć na siebie i swoich obywateli"

Jednocześnie wskazał, że Niemcy są "gotowe do poważnego dialogu z Rosją" na temat bezpieczeństwa europejskiego.

Niemiecki kanclerz odniósł się także do rosyjskich żądań, by NATO odmówiło Ukrainie członkostwa. Zwrócił tutaj uwagę, że skoro Sojusz nie prowadzi obecnie rozmów akcesyjnych z Ukrainą, to dziwne, że Rosja podnosi tę kwestię.

Wołodymyr Zełenski cały czas deklaruje jednak, że że jego kraj nadal stara się o członkostwo w Sojuszu. – Rozumiemy, że członkostwo w NATO zapewniłoby nam bezpieczeństwo i integralność terytorialną – wskazał.

Ukraiński prezydent poruszył także drażliwą dla Niemiec kwestię gazociągu Nord Stream 2, przyznając, że między Kijowem a Berlinem istnieją różnice w ocenie tego projektu. – Wyraźnie rozumiemy, że jest to broń geopolityczna – stwierdził.

Przypomnijmy, że wciąż nie maleje napięcie na linii Rosja-Ukraina. Stąd zarówno państwa członkowskie Unii Europejskiej, USA, jak i kierownictwo NATO ostrzegały Kreml, że podejmą zdecydowane decyzje, które uderzą w rosyjską dyplomację i gospodarkę, jeśli Władimir Putin zaatakuje Ukrainę.

Rosjanie nie traktują poważnie zapowiedzi o sankcjach

Do tej kwestii odniósł się w rozmowie ze szwedzkim dziennikiem "Aftonbladet" ambasador Rosji w Szwecji, Wiktor Tatarincew. – Przepraszam za mój język, ale mamy w dupie ich sankcje. Nie są one czymś pozytywnym, ale nie są też tak złe, jak to brzmi na Zachodzie – oznajmił bez cienia skrępowania.

Tatarincew próbował przekonywać, że Rosja poradzi sobie z sankcjami, a kary nakładane na nią w przeszłości wbrew pozorom pomogły wzmocnić kraj gospodarczo. – Staliśmy się bardziej samowystarczalni i byliśmy w stanie zwiększyć eksport. Nie mamy włoskich ani szwajcarskich serów, ale nauczyliśmy się robić równie dobre sery rosyjskie według włoskich i szwajcarskich receptur – stwierdził.

Czytaj też: Biały Dom: inwazja Rosji może rozpocząć się w każdej chwili

Rosyjski ambasador zarzucił Zachodowi, że nie ten potrafi zrozumieć mentalności Rosjan. Dodatkowo zdradził, dlaczego Kreml głośno protestuje w sprawie wejścia Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nawiązał przy tym do burzliwej sytuacji wokół Ukrainy, o której eskalację oskarżył NATO i USA.
Czytaj także: "Anglosasi potrzebują wojny". Rzeczniczka kremlowskiej dyplomacji o możliwości ataku na Ukrainę

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut