Pomaga tysiącom dzieci, których rodziców nie stać na komputery. Ale zgłaszali się i cwaniacy

Helena Łygas
18 lutego 2022, 10:22 • 1 minuta czytania
Po niemal dwóch latach od pierwszego przejścia na edukację zdalną, w Polsce wciąż brakuje laptopów dla wszystkich uczniów. Jeśli rodziny nie stać na komputer, a szkoła nie zainteresuje się sytuacją, dzieci zostają na lodzie. Pomaga "Uwolnij Złomka". Stare komputery od darczyńców są serwisowane przez wolontariuszy i rozsyłane do uczniów w najtrudniejszym położeniu. Tyle że nie jest to takie proste, jak mogłoby się zdawać.
Nie wiadomo, ile dzieci w Polsce zostało pozbawionych możliwości nauki zdalnej ze względu na brak sprzętu fot. Annie Spratt / Unsplash

Tydzień temu w naTemat opublikowaliśmy tekst o oddawaniu za darmo starego laptopa. Jak się okazało, w Polsce nie brakuje osób, którym nawet stary, ale działający sprzęt może znacząco poprawić komfort życia. Materiał wywołał poruszenie wśród naszych czytelników, wielu z nich zaoferowało swoją pomoc potrzebującym. Już w momencie publikacji tekstu zapowiedzieliśmy, że tematowi przyjrzymy się szerzej. Ostatnie dni poświęciliśmy na przygotowanie serii tekstów szczegółowo opisujących problem.

Aleja Niepodległości 147 na Mokotowie. Apteka, a obok złomiarnia - to znaczy raczej “Złomiarnia”, bo w środku próżno szukać skupu. Wszystko odbywa się bezgotówkowo. Masz starego laptopa, którego nie używasz i chcesz zrobić coś dobrego? Wystarczy przynieść - wolontariusze wymienią dysk, a jeśli trzeba - naprawią. Komputery trafiają do dzieci, które ze względu na brak sprzętu nie mogły uczyć się zdalnie. 

I tak, ten problem, w niemal drugą rocznicę pierwszego przejścia na nauczanie zdalne, wciąż istnieje. Tymczasem Złomiarnia działa bez pomocy państwa.

Marzec 2020

Jan Gorski ma czworo dzieci. Gdy zapada decyzja o przejściu na nauczanie zdalne, jedzie po stare laptopy do swojej firmy. Własny komputer ma wówczas tylko najstarsza córka, która kończy podstawówkę. Wymienia dyski, formatuje i gotowe. Nie stanowi to dla niego większego wyzwania - od lat prowadzi firmę z branży IT. 

Po kilku dniach przychodzi mu do głowy, że przecież nie wszyscy mają do dyspozycji magazyn z nieużywanym laptopami. Pisze na Facebooku, że ma do oddania 20 sprawnych “złomków” - wystarczy wymienić dyski i do nauki zdalnej na pewno wystarczą. W kilka godzin jego post zostaje udostępniony sto razy, a Facebook wypluwa kolejne powiadomienia o nowych komentarzach.

Dziesiątki osób opisują swoją sytuację i przekonują, żeby dać laptopa właśnie im. Jan nie wie, co robić i jak wyważyć poziom zaufania, żeby komputery rzeczywiście trafiły do dzieci, które nie mają jak brać udziału w zajęciach. I to będzie dla niego pierwsza, ale jedna z ważniejszych lekcji o problemach w budowaniu organizacji pomocowej. 

Jan oddaje komputery, ale wciąż myśli o osobach, którym nie mógł pomóc. Za namową jednego ze znajomych zakłada na Facebooku grupę “Uwolnij Złomka”, gdzie zaczynają pojawiać się zarówno ogłoszenia o starych laptopach do oddania, jak i prośby o sprzęt - bo oprócz komputerów do nauki zdalnej potrzeba też drukarek. Piszą ludzie z całej Polski. Ale to nie wystarcza. 

Helena Łygas, naTemat: Oddałeś swoje komputery, założyłeś platformę do wymiany sprzętu, co nie grało?

Jan Gorski: Szybko zauważyliśmy, że komputery nie trafiają do osób nie mających odwagi krzyczeć o pomoc. A przecież nie każdy chce opisywać swoją sytuację finansową i rodzinną publicznie. Wiele osób wstydzi się albo nie umie prosić o pomoc. Chcieliśmy, żeby platforma pomagała osobom najbardziej potrzebującym, a nie takim, które byłoby stać na komputer dla dziecka, ale wolą go dostać za darmo. Ostatnim problemem było to, że ludzie oddawali komputery w najróżniejszym stanie technicznym - często rodzice nie byli ich w stanie skonfigurować tak, żeby dało się z nich korzystać, albo nie było ich stać na serwis. 

Od czego zaczęliście?

Najpierw wprowadziliśmy formularze dla rodziców. Dane osobowe, wiek dziecka, i krótki opis sytuacji. Nie było to rozwiązanie idealne, ale myślę, że część osób, które nie były w potrzebie, zniechęciło. Do osób, które się do nas zgłaszają, dzwonią też wolontariuszki. To kobiety, które same są matkami dzieci w wieku szkolnym. Rozmowy są długie - naprawdę łatwo wykryć fałsz po roku tego typu wywiadów. 

Jakie duże było zapotrzebowanie?

Początkowo znacznie większe, niż byliśmy w stanie sprostać - także finansowo. Każdy stary laptop trzeba było wyposażyć w nowy dysk, o ile wszystko było z nim w porządku - to już koszt około 100 złotych. Czasem potrzebowaliśmy też części, nowych matryc. W najgorętszych miesiącach wydawaliśmy 200 komputerów, w zeszłym miesiącu - około setki. 

A jak sytuacja wyglądała w skali całego kraju?

Na początku pandemii brakowało 20 tys. komputerów do nauki zdalnej w samej Warszawie, gdzie poziom życia w skali kraju jest dość wysoki. Pół roku później ta liczba zmniejszyła się o połowę - 10 tys. dzieci nie miało możliwości brania udziału w lekcjach. 

Proszę wyobrazić sobie, ile może być takich dzieci w całej Polsce. Myślę, że przedział 200-400 tys. wciąż byłoby tu niedoszacowaną liczbą. A za każdym z tych braków stoi historia rodziny i konsekwencje dla dziecka.

Pamiętam, jak przyszedł do nas chłopiec w za dużych o trzy rozmiary butach. Od marca nie miał jak brać udziału w lekcjach w pełnym wymiarze. Tyle że był jeszcze angielski - nie można nauczyć się języka na podstawie przesłanych zadań, gdy nikt w domu nie zna angielskiego. 

Szkoła wypożyczyła mu komputer dopiero w czerwcu, ale nie udało mu się nadrobić zaległości z angielskiego. Ten chłopiec nie zdał z klasy do klasy i zmienił szkołę. Do nas trafił dopiero wraz z nowym rokiem szkolnym.

Mnóstwo dzieci w Polsce dostaje też złe oceny dlatego, że ich komputery nie mają kamerki. Robią prace domowe, kontaktują się z nauczycielami mailowo, ale nie uczestniczą w lekcjach. Takie dzieci niesamowicie cieszą się ze sprzętu - nie chodzi tylko o oceny, ale też o to, że wreszcie nie będą wykluczone. 

Zdarzyło się, że ktoś was oszukał, żeby dostać darmowy komputer?

Przy obecnym systemie weryfikacji takie przypadki są bardzo rzadkie, ale pamiętam jak jedna z osób, której przekazaliśmy sprzęt, wystawiła go na Allegro. Ktoś dał nam cynk, że na zdjęciach jest tapeta, którą ustawiamy w każdym komputerze. Udało się nam odzyskać laptopa i przekazać go dalej. 

Jakie kryteria przyjęliście, jeśli chodzi o decydowanie, kto otrzyma sprzęt w pierwszej kolejności?

Nie mamy modelu. Na pewno wracamy uwagę na liczbę dzieci w rodzinie, bo wtedy są szanse, że komputer umożliwi naukę więcej niż jednej osobie. Ale jeśli są to bardzo duże rodziny np. z piątką czy szóstką potomstwa zazwyczaj nie wysyłamy laptopów dla każdego z dzieci. Patrzymy też na wiek uczniów - dziecku, które chodzi do pierwszej klasy podstawówki zaległości mogą pomóc nadrobić rodzice, licealiście już niekoniecznie. 

Jest jakaś historia, która szczególnie utkwiła ci w pamięci?

Są ich dziesiątki, ale często myślę o dziewczynie, w przypadku której zastanawialiśmy się, czy powinniśmy interweniować. Miała 18 lat i zgłosiła się do nas prosząc o komputery dla swojego młodszego rodzeństwa. Wychowywali się w rodzinie zastępczej, w której  - delikatnie mówiąc - źle się działo. Adopcyjni rodzice nie interesowali się dziećmi, byli przemocowi. O edukację, ale też przejęcie opieki nad rodzeństwem walczyła tylko siostra, która sama chodzi jeszcze do szkoły.

Interweniowaliście?

Nie - odbyliśmy z nią wiele rozmów i okazało się, że tuż po ukończeniu 18 lat podjęła kroki, żeby odebrać rodzeństwo rodzinie zastępczej. 

Pod postami z prośbami o laptopy do nauki zdalnej pojawia się wiele jadu. Często powracają argumenty z rodzaju “jak można pobierać 500+ i nie być w stanie zapewnić dziecku komputera”. 

Jesteśmy społeczeństwem średnio empatycznym, mało osób potrafi postawić się na miejscu innego człowieka. Mędrcom od “jest 500+” polecam zastanowić się, skąd można wziąć pieniądze na trzy komputery, jeśli jest się samotną matką dzieci, których nie można jeszcze zostawić w domu samych. Dodatkowo trudno mieć pewność, że używany komputer za 300 czy 400 złotych pochodzi dłużej niż kilka miesięcy. 

Taka kobieta nie jest w stanie pracować na pełen etat. Nawet jeśli znajdzie pracę w niepełnym wymiarze godzin w swojej miejscowości i dostanie wynagrodzenie na poziomie połowy mediany miesięcznych zarobków w Polsce - czyli 1700 złotych - na utrzymanie czterech osób będzie miała z 500+ niewiele ponad 3000 złotych. I rachunki do opłacenia - za wynajem mieszkania, za prąd, za wodę, za telefon. Do tego wykarmienie czterech osób przy rosnących cenach żywności. 

Dodam, że ta hipotetyczna sytuacja nie jest nawet w połowie tak dramatyczna jak niektóre z tych, z którymi się zetknęliśmy. Co z rodzicami mieszkającymi na wsiach, gdzie w pobliżu 30 kilometrów nie ma nawet gdzie pracować? Babciami wychowującymi wnuki, które oprócz 500+ mają tylko głodową emeryturę? Osobami, które ze względu na chorobę nie mogą podjąć pracy, a mają dzieci? Polecam trochę wyobraźni. 

A jak stare komputery można wam oddać, żeby mogły jeszcze komuś posłużyć?

To zależy od jakości sprzętu. Najtańsze laptopy są w pełni sprawne i możliwe do skutecznego serwisowania zazwyczaj tylko przed 2-3 lata, te ze średnio-wyższej półki cenowej mogą pochodzić 6-7. Najlepsze komputery, które w momencie produkcji były rynkowym topem, po wymianie dysku nadają się do użytku i po 12 latach. 

Działacie w skali ogólnopolskiej?

Oczywiście. W warszawskim lokalu udostępnionym przez SGH jest tylko nasze centrum dowodzenia. Tutaj serwisujemy sprzęt, odbieramy komputery, pakujemy i wysyłamy je dalej. Ale wolontariuszy mamy w całej Polsce, a nawet w Kanadzie - część odbiera sprzęt i dostarcza go do rodzin, część moderuje komentarze na grupie. Jako że w niektórych rodzinach nigdy wcześniej nie było komputera, jest też Jacek, który tłumaczy telefonicznie często bardzo podstawowe kwestie - gdzie kliknąć, jak podłączyć komputer stacjonarny.

Kim są wolontariusze, którzy z wami pracują?

Pomaga nam sporo osób chodzących jeszcze do liceum, często związanych z warszawskim KIK-iem. Poza tym przychodzą do nas studenci uczelni technicznych, którzy zajmują się poważniejszymi usterkami razem z panami, którzy po prostu pasjonują się naprawą komputerów. Ci ludzie angażują się na setki godzin - gdyby wykonywali tę samą pracę komercyjnie zarobiliby minimum po kilka tysięcy.

Co ciekawe, do pomocy zgłasza się też wielu obcokrajowców - pracował z nami chłopak z Bliskiego Wschodu, osoby z Ukrainy. Mnóstwo czasu spędza u nas Mykita - uchodźca polityczny z Białorusi, gdzie studiował informatykę. Został ostrzeżony, że niebawem może trafić do więzienia za działalność opozycyjną, więc uciekł z kraju. Właściwie od razu po przyjeździe trafił do nas i został. 

Co przydałoby się wam w tym momencie najbardziej, żeby pomóc większej liczbie dzieci?

Używane komputery przekazywane przez firmy - w takich miejscach laptopy wymienia się często co dwa-trzy lata, w dodatku wiele firm pracuje na bardzo dobrym sprzęcie. No i mamy na raz dużo komputerów do rozdysponowania, a nie pojedyncze sztuki. Jest jeden, za to bardzo podstawowy problem - w Polsce od takiej darowizny firmy muszą wziąć na siebie podatek VAT od wartości przekazanego sprzętu, co się im po prostu nie opłaca. Na szczęście działa już przynajmniej rozporządzenie zwalniające firmy z podatku, gdy przekazują sprzęt do szkół. 

Prowadzenie “Uwolnij Złomka” nie kolidowało Panu z pracą?

Mam to szczęście, że w firmie, którą prowadzę, mam świetny, samodzielny zespół, więc mogłem skoncentrować się Złomku. Co zabawne, w postanowieniach na rok 2020 miałem na liście stworzenie projektu z nurtu zero-waste. Miałem kilka pomysłów, ale żaden z nich nie dotyczył komputerów. A wyszedł mi projekt społeczny z zero-waste w tle.

Doszedłem do takiego momentu w życiu, że chciałem zająć się czymś, co ma pozytywny wpływ na rzeczywistość. Oboje z żoną pracujemy, mamy już ułożone i dość wygodne życie, szczęśliwe i zdrowe dzieci. 

Mam nadzieję doprowadzić “Uwolnić Złomka” do takiego etapu funkcjonowania, że będzie samowystarczalną organizacją, a ja będę mógł zająć się czymś innym - tym razem już skupiających się na zero-waste lub na czymś innym związanym z ekologią.

Skąd to zainteresowanie zero-waste?

Z obserwacji otoczenia. Jeśli chodzi o brak ufności nauce, Polacy są w europejskiej czołówce. Pokazały to choćby problemy z wyszczepieniem społeczeństwa. Nie do końca wierzymy też w ocieplenie klimatyczne, co mnie przeraża. 

Kto, oprócz osób prywatnych, wam pomaga?

Naszym głównym parterem jest Fundacja Sarigato, która jest dla nas inkubatorem. Zajmuje się formalnościami, rozliczeniami, ale również dba o komunikacje, pozyskiwanie darczyńców i beneficjentów. Sarigato od lat prowadzi projekt Hakersi, w ramach którego młodzież z trudnych środowisk może uczestniczyć w darmowych kursach i korepetycjach. Dostarczamy więc edukacje wraz ze sprzętem. 

Dużo wsparcia zapewniła nam Fundacja “Dokładam Się” powiązana ze środowiskiem warszawskiego KiK-u. Dała nam wsparcie komunikacyjne, znalazła lokal. Darowizny płyną od pojedynczych osób i od dużych firm. Lista jest długa. Znane marki, fundacje, urzędy. Przykładowo Inpost i Raben zapewniają nam darmowy transport sprzętu.

Jan Gorski - prywatnie mąż Belgijki, ojciec czwórki dzieci. Zapalony ekolog, ogrodnik, maratończyk i fotograf. Właściciel agencji interaktywnej Plum Web Solutions, a z wykształcenia matematyk.

Na stronie Uwolnij Złomka można zarówno złożyć wniosek o komputer dla dziecka, jak i zaoferować sprzęt, który zostanie przekazany uczniom bez dostępu do edukacji zdalnej

Z kolei grupa Uwolnij Złomka na Facebooku pośredniczy w bezpośrednim kontakcie pomiędzy osobami potrzebującymi, a ludźmi, którzy chcą nieodpłatnie przekazać komuś swój stary sprzęt