Bądź cierpliwy, wspieraj, klep po ramionku. Artyści, którzy cenią Putina, mogą liczyć na szczodrość

Alicja Cembrowska
Musi mieć w sobie coś takiego… Coś nieuchwytnego (i dla wielu niezrozumiałego), że rozkochuje w sobie ludzi. Jest w tym coś zwierzęcego. Jak Władimir Putin zdobył serca niegdyś cenionych artystów i zaczarował Nikitę Michałkowa, Stevena Seagala, Gerarda Depardieu czy Emira Kusturicę?
Artyści chętnie wspierają Putina, bo im się to opłaca AFP/EAST NEWS
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Lizus Putina

Flirt polityki i sztuki trwa od wieków. A we flircie, jeżeli nie chodzi o miłość, to chodzi o coś bardziej przyziemnego – pieniądze. Leni Riefenstahl mogła rozwijać skrzydła i przejść do historii jako jedna z najzdolniejszych reżyserek, a na taśmach pozostawić ślady swojej nowatorskiej myśli filmowej. Przyjaźniła się z czołowymi zbrodniarzami hitlerowskimi, zrealizowała dla nich wybitne filmy propagandowe do dziś pokazywane na uczelniach.


Lojalność jest wynagradzana i doskonale wiedzą o tym artyści. Dlatego każda władza może liczyć na entuzjastów w ich szeregach – a przykładów nie trzeba daleko szukać, przecież i w Polsce łatwo na jednym wdechu wskazać grupę przychylną PiS-owi.

Ale właśnie – lojalność kosztuje. I mądry gospodarz zdaje sobie z tego sprawę. Putin potrafi docenić swoich sojuszników i doskonałym na to przykładem jest Nikita Michałkow. Gdy jego kolega po fachu, Andriej Zwiagincew, jeden z najwybitniejszych współczesnych reżyserów, doceniany przez światową widownię i krytyków, musi walczyć o pieniądze, ba, szukać im poza granicami własnego kraju, Michałkow bez mrugnięcia okiem dostaje, co chce.

Bo Zwiagincew mierzy się z propagandą pseudopatriotyzmu à la Putin, a swoim "Lewiatanem" pokazał więcej niż filmy dokumentalne próbujące uchwycić "problemy Rosji". On za pomocą historii jednej rodziny z prowincji zrzucił wszystkie obłudne maski swojej ojczyzny. Taki twórca nie może liczyć na dotacje z Kremla. I dobitnie zostało to zamanifestowane podczas przyznania "rosyjskich Oscarów" (nagród Państwowej Akademia Sztuk i Nauk Kinematograficznych) w 2015 roku.
Czytaj także: Chłopak z prowincji, o którym mówią wszyscy. Wyklęty reżyser "Niemiłości"
Media kpiły, że jakimś cudem udało się Rosjanom "nie nagrodzić" filmu Zwiagincewa, chociaż mówił o nim cały świat. Warto jednak dodać kontekst: reżyser pokazał swój film w maju 2014 roku w Cannes. Kilka dni po tym, jak rozpoczął się konflikt w Donbasie.

Triumfował zatem "lizus Putina" – tak nazywany jest Michałkow. Nagrodę zdobył jego kiczowaty i fatalnie zrealizowany "Udar słoneczny" (2014) oparty na książce Iwana Bunina. Zerkając na produkcję naprawdę trudno uwierzyć, że jej twórcą jest ta sama osoba, która nakręciła wybitnych (i oscarowych) "Spalonych słońcem". Jeszcze trudniej uwierzyć, że ta propagandowa epopeja o kapitanie carskiej armii mogła zdobyć jakąkolwiek nagrodę.

Ale dyskusje o jakości i filmach na bok. Fakty są takie: Michałkow wie, że nie może się wychylać i ma robić to, co jest Kremlowi na rękę. Wtedy pieniądze płyną równym strumieniem. Kreml chętnie będzie odkręcać zaworek, bo przecież niewiele ma do stracenia. Przyjaźń reżysera nie kosztuje aż tak wiele, żeby troszkę o nią nie zadbać.

Poza tym – Michałkow zdaje się szczerze wierzyć, że Rosjanie bardzo potrzebują pomocy w budowaniu poczucia, że są wielkim narodem (brzmi znajomo). Może dlatego, chociaż reżyser usunął z "Udaru słonecznego" wszelkie dosadności wskazujące, że akcja dzieje się w Odessie, to zgodził się na premierę na Krymie. W 2014 roku. Tak, film został pokazany najpierw tam, na zajętych terenach, a nie w Moskwie. Michałkow dostał się tam ponoć wynajętym przez ministerstwo obrony odrzutowcem. Symbolicznie.

Znacznie ciekawsza i być może zagadkowa jest jednak wielka miłość zagranicznych gwiazd do Władimira Putina. Media ironizują, a internauci pozwalają sobie na bardziej ostre komentarze: "Seagal to debil, a Depardieu oszalał".

Upadłe gwiazdy

Nie da się realnie ocenić kondycji psychicznej wspomnianych panów, fakty są jednak takie, że od lat wspierają prezydenta Federacji Rosyjskiej. Przypadek? Nie sądzę. Najpewniej jednak oni sami nie zdają sobie sprawy, co oznacza taka przyjaźń. Naiwnością jest myślenie, że chodzi jednie o "podreperowanie wizerunku" na arenie międzynarodowej. Putin ma gdzieś, co o nim myśli świat. Ale nie ma gdzieś tego, co myślą o nim Rosjanie.

A ci przecież do 1991 roku żyli pod sowieckim butem. Jeżeli oglądali filmy ze Stevenem Seagalem to zapewne potajemnie, na bazarowych i pirackich kasetach. Władza serwowała im jedyną słuszną kulturową sieczkę, ale nie ma się co oszukiwać – Rosjanie chcieli więcej, chcieli wiedzieć, co się dzieje w innych krajach, chcieli oglądać te same filmy akcji, które przecież wtedy – przeżywały rozkwit i robiły wrażenie na widzach z bloku wschodniego.

Widzieli zatem amerykańskiego wojownika na ekranie, zdążył się on zapisać i wdrukować w ich pamięć, a teraz? Proszę bardzo, Seagal, ikona, najbardziej amerykański z amerykańskich aktorów je z ręki Putina i skamle o rosyjskie obywatelstwo. Jakże tego nie wykorzystać, gdy świat krytykuje Rosję za ataki na Krym w 2014 roku?

Steven Seagal nie krytykuje, a popiera ataki na Gruzję i Krym. I za to należy się nagroda. Aktor proszony jest ze swoim zespołem "Blues Band", by zagrać koncert w zajętym Sewastopolu. A okoliczność jest nie byle jaka – koncert odbywa się w ramach motocyklowego festiwalu organizowanego przez Nocne Wilki. Seagal na zachętę dostaje koszulkę z wizerunkiem Putina. Nie widać jego oczu – na zdjęciu zakryte są okularami przeciwsłonecznymi.
Czytaj także: Steven Seagal jak Depardieu? Chce "stać się częścią" Czeczenii
Prezent wręcza lider proputinowskich Nocnych Wilków Aleksander "Chirurg" Załdostanow. Nazywa Seagala "bratem", a ten krzyczy ze sceny: "Spasibo, I love you!". Dziękuję, kocham was.

Wręczając prezent Załdostanow mówi słowa, których sens dla aktora mógł być nie do końca jasny: "Oto zbieracz ruskich ziem XXI wieku". Zbieracz ruskich ziem. To nie jest przypadkowe zdanie. Tak nazywany był Iwan III Srogi w XV wieku, który uczynił z Rosji największy kraj Europy. Tak coraz częściej nazywany przez publicystów jest Władimir Putin. Dla Rosjan przekaz jest jasny: nie, my nie atakujemy, my sięgamy po to, co jest nasze, co nam się należy.

My mówimy: atak Rosji. Kreml mówi: odzyskaliśmy dla naszych rodaków Krym, teraz odzyskamy Noworosję i wszystkie utracone tereny. Tak, Noworosją nazywane są dwie republiki ludowe, Doniecka i Ługańska. Steven Seagal mógł nie wyłapać tych wszystkich kontekstów, wszak fajnie jest, śpiewamy, śmiejemy się i są prezenty, muzyka, krymskie słońce.

Takie jest otoczenie marionetek. Maskotek, które mają na imprezie zabawiać. Na festyn nie zaprasza się pluszowego niedźwiadka, by tłumaczył świat i zabierał głos. Pluszowy niedźwiadek ma się uśmiechać i mówić tak, jak mówił wielokrotnie Seagal, "Putin jest jednym z największych światowych przywódców". A poza tym "to taki dobry człowiek". I przyjaciel, z którym można zjeść lunch i pogadać o sporcie. Taki przyjaciel to skarb. I Putin może się pochwalić dosyć szerokim kręgiem takich skarbów, które są z nim zawsze, gdy potrzebuje ich wsparcia. W 2014 roku w grupce "pocieszycieli", obok Seagala, znalazła się kolejna raczej gasnąca gwiazda – Mickey Rourke również bez mrugnięcia okiem przywdział koszulkę z twarzą "prawdziwego dżentelmena" i paradował w niej po Placu Czerwonym.

Zdaje się jednak, że pierwszy do serduszka rosyjskiego prezydenta był ceniony niegdyś francuski aktor Gérard Depardieu. Panowie spotkali się dawno temu w Soczi i zapałali do siebie płomiennym uczuciem. Depardieu wychwala kulturę i politykę Rosji, chętnie nazywa ją "wielką demokracją", a Putin odwdzięcza się za to stawiennictwo. Daje kąt i niższe podatki.

Bo tak – francuska prasa nie szczędzi aktorowi uszczypliwości. Pisze, że Depardieu uciekł z kraju, gdy za rządów Françoisa Hollanda zaczęły wzrastać podatki od majątku. Spokojną przystań (i niższe podatki) znalazł w ojczyźnie przyjaciela. A od 2013 roku również i swojej – wszak od 2013 roku ma obywatelstwo Federacji Rosji. – Jest potępiany, a dał Rosjanom, swojemu ludowi możliwość odzyskania swojej ziemi, zagospodarowania jej. Jest ciekawym człowiekiem, niezależnie od tego, co myślą o tym media – mówił Gerard w "Le Parisien" w 2016 roku.

Bardzo to podobne opinie do tych, które wygłasza Seagal – w 2013 r. był twarzą koncernu Kałasznikow i raczej wystawił za to rachunek (nie zapominajmy, że przyjaźń kosztuje). Media rosyjskie sugerowały, że ów rachunek mógł opiewać na kwotę sięgającą 550 tysięcy dolarów. I to oczywiście nie koniec, bo obywatelstwo otwiera drzwi. Nie trzeba już zadowalać się maskotkowaniem.

I tak Seagal zaangażował się w sprawy polityczne Rosji. W 2021 roku dołączył do partii Sprawiedliwa Rosja – Za Prawdę (wcześniej był członkiem partii Za Prawdę Zachara Prilepina – gorliwego zwolennika Putina), gdzie zajmuje się kwestiami ekologii i ochrony środowiska. Żarciki, że amerykański aktor ma lepsze kontakty w Moskwie, niż ambasador USA nabierają nowego znaczenia…

Last but not least

O tym, że warto wytrwale chwalić Putina i poklepywać go po ramieniu, wie również Emir Kusturica. To najnowsza "obywatelska" zdobycz prezydenta Rosji – media już poinformowały, że serbski reżyser nieśmiało przebąkuje o obywatelstwie. Ale czemuż się temu dziwić?

Kusturica zapracował. Od lat solidnie i regularnie wspiera Putina dobrym słowem. I obecnością. Jak na przykład w 2012 roku, gdy do Moskwy zjechało ponad tysiąc gości, by świętować z nowym prezydentem wygrane wybory. Emir? Obecny. Obecny był również, gdy Rosja dokonała aneksji Krymu. Reżyser zapakował manatki i ruszył na te tereny ze swoim zespołem, by koncertować. W 2016 roku dostał natomiast od Putina nagrodę – Order Przyjaźni.

W 2014 roku Putin miał maskotkę francuską i amerykańską. W 2022 roku – gdy scenariusz sprzed ośmiu lat powtarza się na naszych oczach – prezydent Rosji zajrzał do kosza z zabawkami i przypomniał sobie o misiaku "made by Serbia".

Emira Kusturicę, jednego z najbardziej utalentowanych i oryginalnych europejskich twórców filmowych, reżysera "Czasu Cyganów", "Arizona Dream", zdobywcę szeregu nagród za swoje dokonania, w 2022 roku kopsnął niezły zaszczyt – został naczelnym dyrektorem Centralnego Teatru Akademickiego Armii Rosyjskiej.

Ten news rywalizował w rosyjskich serwisach z "konfliktem z Ukrainą". Rosjanie na dwa dni przed atakiem dostali cukierka na pocieszenie: obietnicę, że wybitny reżyser zadba o to, żeby w moskiewskim teatrze powrócić do sowieckich klasyków. Na pierwszy ogień "Lecą żurawie" z 1957 roku i myśl, że ten powrót ma się odbyć nie tylko w teatrze.

Czytaj więcej o ataku Rosji na Ukrainę:

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut