Lewicka: Ustawa o obronie ojczyzny, czyli wielkie oszustwo PiS-u
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Widzieliśmy to na początku wojny w Ukrainie: Zachód wstrzymał oddech, a kiedy Ukraina w pierwszych dobach ustała, bo potrafiła stawić opór samodzielnie, dopiero wówczas sojusznicy rzucili się z pomocą.
Śmiem podejrzewać, że gdyby ojczyzna Szewczenki padła od pierwszego rosyjskiego ciosu, w ciągu np. 48 godzin, to Unia z NATO i resztą wolnego świata nie byłyby tak zdeterminowane i skore do pomocy. Tak jest świat urządzony, nie ma się co obrażać, warto za to wyciągać dla siebie wnioski na przyszłość.
Czytaj także: Wojna za naszą granicą obnażyła dotychczasową politykę PiS. To „kamieni kupa”
Polska może czuć się bezpiecznie – ogłaszają od kilku dni politycy obozu władzy, podpierając się przy tym deklaracjami naszych sojuszników z Paktu Północnoatlantyckiego.
Nie ma powodu, by nie ufać Amerykanom, Brytyjczykom, Niemcom i całej reszcie naszych partnerów. Nie ma powodu, by podejrzewać, że znów zaczną deliberować, czy warto umierać za Gdańsk, skoro twierdzą, że „będą bronić każdego centymetra terytorium NATO” (Joe Biden).
Ale trzeba być gotowym, by wziąć na własne barki pierwsze dni potencjalnego konfliktu, to powinno być dla każdej władzy oczywiste. I tu dochodzimy do wielkiego oszustwa PiS-u, czyli do ustawy o obronie ojczyzny.
Ów projekt zaprezentowano jesienią ubiegłego roku podczas sławetnej konferencji, podczas której Jarosław Kaczyński chwilami przysypiał. W skrócie: ma być więcej pieniędzy na wojsko i liczniejsza armia – ćwierć miliona żołnierzy zawodowych i 50 tysięcy WOT-u. Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Po pierwsze, Polska nie jest w stanie stworzyć takiej armii, której liczebność zrównoważyłaby siły naszego obecnego i odwiecznego wroga, czyli Rosji. To duży i ludny kraj, jak pamiętamy.
Skoro tak, to – po drugie – trzeba inwestować w wyszkolenie i wyposażenie obecnych sił, by ich broń oraz umiejętności miały potencjał odstraszający (o którym zresztą prezes PiS-u prawił: „by tą swoją siłą zniechęcały do ataku”).
Czytaj także: Lewicka: Triumf miernoty to przepis PiS-u na polską kulturę. Na jej zarżnięcie
Jak mówił mi jeden z generałów: nowoczesnych wojen nie wygrywają pary żołnierskich butów. Czyli nie chodzi o ilość, bardziej o jakość. Przy okazji: ważna jest także mobilność sił zbrojnych, a tutaj przydają się np. śmigłowce. Czy zatem pamiętają Państwo, jak w 2016 roku szef MON Antoni Macierewicz kontrakt na francuskie maszyny Caracal zrywał?
Po trzecie, kluczowa dla naszego bezpieczeństwa jest ochrona nieba, bo – co znów widzieliśmy w Ukrainie – wtargnięcie sił lądowych poprzedza atak z powietrza, mający im oczyścić przedpole.
Aktualnie jesteśmy wobec rosyjskich rakiet i samolotów praktycznie bezbronni – co by tam Putin zechciał na nas wystrzelić z Kaliningradu albo z Białorusi, to doleci. Przy okazji: kilka dni temu Szymon Hołownia przytomnie zaapelował do państw NATO o „rozlokowanie w Polsce baterii systemu antyrakietowego Patriot”.
Byłaby to z naszej strony próba wyzyskania sytuacji, ale skoro nie daliśmy rady sami stworzyć parasola na Iskandery (rodzimy program „Wisła” rozwija się nader powoli, dopiero w październiku dorobimy się dwóch baterii Patriot, które będą stacjonować w Sochaczewie), to warto próbować dozbroić się i „na krzywy ryj”.
Wreszcie, po czwarte, potrzebne są systemy rozpoznania, by wróg nie mógł nas zaskoczyć, żebyśmy go wiedzieli i słyszeli. Z tym u nas też krucho.
Czytaj także: Lewicka: Co to za rząd, który niszczy własnych obywateli? To rząd Prawa i Sprawiedliwości
Tymczasem z projektu ustawy o obronie ojczyzny, tego opus magnum wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, nie wyłania się żaden konkretny plan tego, co ma być. Wiadomo za to, że ma być na to niedoprecyzowane „coś” dużo pieniędzy.
Raz, że już w 2023 roku mamy przeznaczać na armię 3% PKB. Dwa, że w Banku Gospodarstwa Krajowego, zwanego złośliwie „skarbonką PiS-u”, powstanie Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, czyli pozabudżetowe źródło finansowania wojska, gdzie będzie trafiać na przykład zysk NBP-u.
Te środki będzie można wydawać poza kontrolą parlamentu. PiS ma lekką rękę w wydatkowaniu publicznych pieniędzy, to wiemy i to budzi niepokój. Przypadkowe zakupy bez ładu i składu, tego możemy się po PiS-ie spodziewać.
Ustawa trafiła pod obrady Sejmu, gdy konflikt w Ukrainie trwał na całego. PiS wykorzystuje tę sytuację, by szantażować opozycję. Ma poprzeć projekt bez gadania i to szybko, bo wróg jest u bram.
Jak mówił Kaczyński z sejmowej mównicy: „operacja uchwalenia ustawy musi być przeprowadzona szybciej niż sądziliśmy”. Tyle, że – nawet jeśli założymy, że PiS ma świetne pomysły i dobrze wyda całą kasę, a proces reorganizacji polskich sił zbrojnych nie wygeneruje chaosu – to i tak efektów należy się spodziewać dopiero za kilka lat i naprawdę nie ma teraz znaczenia, czy proces legislacyjny kilkusetstronicowego dokumentu będzie trwał tydzień czy dwa miesiące.
PiS bezrefleksyjnie zmarnował ostatnich siedem lat, tego czasu już nie odzyskamy. Jak mówił podczas sejmowej debaty poseł Andrzej Rozenek: „Wydatki na zbrojenia w ostatnich latach to w przeważającej większości zaliczki na sprzęt zagraniczny, który dostaniemy w odległej przyszłości. Panie Ministrze! Z zaliczki nie da się zestrzelić ani Iskandera, ani nawet Mi-8”.
Ale PiS prawi o „wyższej konieczności”, co ma oznaczać, że nie można poprawiać, krytykować ani też – broń Boże! – przypominać, że Kaczyński z Morawieckim kumali się z piątą kolumną Putina w Europie, a z gwarantem naszego bezpieczeństwa szli na udry.
PiS jest chytry, każdą okazję wykorzysta do tego, by się politycznie zbudować. Wojna to też jest dla nich taka okazja.
Czytaj także: https://natemat.pl/392649,prezes-pis-u-bezradny-i-osmieszony