Najlepszy rosyjskojęzyczny portal o polskiej kulturze zamknięty! "Gest sympatii w stronę Putina"
"Co za głupota, wstyd" – piszą delikatniejsi internauci. Inną, bardziej bezpośrednio dodają: "Banda debili". Słowa kierowane są do polskiego ministerstwa, które miało zażądać zamknięcia największego rosyjskojęzycznego serwisu o kulturze polskiej.
- Culture.pl prowadzony jest przez Instytut Adama Mickiewicza. Portal tworzony był w trzech wersjach językowych: polskiej, rosyjskiej i angielskiej.
- W poniedziałek, 11 kwietnia, ogłoszono, że sekcja rosyjskojęzyczna zostaje zlikwidowana, ponieważ "barbarzyństwo i agresja Rosji na Ukrainę zmieniają priorytety". W jej miejsce powstanie wersja ukraińska, chociaż teksty w tym języku powstawały w Culture już wcześniej.
- Decyzja spotkała się ze sprzeciwem i niezrozumieniem: Culture było otwarcie antywojennym źródłem informacji dla wszystkich osób, które mówią po rosyjsku.
"Barbarzyństwo i agresja Rosji na Ukrainę zmieniają priorytety. Instytut Adama Mickiewicza nie może pozostać obojętnym wobec aktów ludobójstwa i rosyjskich zbrodni na ludności cywilnej Ukrainy. Zawieszamy działalność sekcji rosyjskiej portalu culture.pl/ru" – taka wiadomość wita nas, gdy wchodzimy na stronę Culture.pl. Komunikat pojawił się w poniedziałek.
culture.pl
Portal Culture.pl prowadzony jest przez Instytut Adama Mickiewicza – państwową instytucję kultury, której organizatorem jest Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Do tej pory w zakładce "język" czytelnik mógł wybrać: polski, angielski i rosyjski. Wszystkie sekcje językowe odznaczają się rzetelnością i stanowią bardzo dobre źródło informacji dla obcokrajowców, którzy chcą poznać polską kulturę.
W ostatnich tygodniach było też to miejsce, w którym po rosyjsku można było przeczytać prawdę o sytuacji w Ukrainie. Można było, ponieważ Instytut Adama Mickiewicza poinformował, że zamyka sekcję rosyjskojęzyczną, a od 14 kwietnia otwiera sekcję ukraińskojęzyczną. Z krótkiego oświadczenia dowiadujemy się, że "tak nakazuje przyzwoitość cywilizowanego człowieka w obliczu rosyjskiego barbarzyństwa i zbrodni, jakich Rosja dopuszcza się na Ukrainie".
Zespół, który tworzyło sześć osób, stracił pracę.
"Gazeta Wyborcza" ustaliła, że "decyzja o jej [wersji rosyjskojęzycznej] zawieszeniu nie była konsultowana z zespołem redakcyjnym i została źle przyjęta również w pozostałych sekcjach portalu". Anglojęzyczna sekcja portalu wydała oświadczenie, z którego wynika, że usunięcie sekcji rosyjskiej spowodowane jest żądaniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Internauci jednoznacznie negatywnie ocenili tę decyzję. Nie tylko dlatego, że pracownicy serwisu (od lat mieszkający w Polsce, pracujący tutaj i to na rzecz polskiej kultury) nie powinni ponosić konsekwencji tylko z powodu rosyjskiej narodowości, ale również dlatego, że Culture było od początku antywojenne i dostarczało takich właśnie treści Rosjanom za granicą (strona nie była zablokowana w Rosji).
"To, co robi dziś Rosja, jest zbrodnią przeciwko innemu narodowi, innemu państwu, innej kulturze. My, Rosjanie, znamy tę kulturę bardzo dobrze i wiele z niej czerpiemy. Niemniej jednak nie powstrzymało to prezydenta Putina, jego generałów od potworności, których jesteśmy dziś świadkami w Ukrainie. To, co się dziś dzieje, niszczy Ukrainę, jest niszczące także dla Rosji. Każdy, kto aprobuje agresję i masowe mordy, niszczy przyszłość narodu rosyjskiego i jego kulturę. Uważamy, że obowiązkiem każdego Rosjanina jest walka z Putinem i jego zbrodniczym reżimem. Ta wojna jest prowadzona NIE w naszym imieniu" – pisała rosyjska redakcja Culture.pl 26 lutego 2022 roku.
Co również ważne – teksty w języku ukraińskim pojawiały się w serwisie, nie doczekały się jednak osobnej sekcji – walczyła o nią zwolniona Anna Mirkes-Radziwon. Portal współpracował jednak z Ukraińcami, więc zdaje się, że najrozsądniejszym rozwiązaniem było po prostu stworzenie kolejnej (i osobnej) wersji językowej.
Pod lakonicznym postem na profilu Culture.pl pojawiło się kilkanaście kolejnych komentarzy z pytaniami, jak decyzja o likwidacji miałaby pomóc Ukraińcom. Niestety nadal nikt tego nie wyjaśnił. Niektórzy internauci natomiast ostro komentują, że to "idiotyczny pomysł proputinowskiej władzy" i "taki mały gest sympatii w stronę Le Pen, Orbana i Putina".
"W czasie kiedy światowe media tłumaczą swoje materiały na język rosyjski, aby przebić się do Rosjan z innym od oficjalnego punktem widzenia, postanowiliście tylko pogłębić informacyjną próżnię. Mam nadzieję, że zmienicie zdanie" – napisał jeden z komentujących i trudno się z nim nie zgodzić.