Kaczyński kontra Orbán. Tusk celnie zauważył: oto dlaczego prezesowi PiS daleko do premiera Węgier
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- W wywiadzie dla "Polityki" Donald Tusk ocenił, że Orbán jest "politycznym uwodzicielem", a Kaczyński – "politycznym przemocowcem"
- Według lidera PO obaj ci politycy "starają się stosować te same metody, jak korupcja, szantaż, inwigilacja, propaganda", ale pierwszy z nich używa ich w sposób "bardziej wyrafinowany"
- Na czym jeszcze polega różnica między liderami PiS i Fideszu?
Tyle razy wskazywaliśmy na podobieństwa między Polską za rządów PiS i Węgrami Viktora Orbána, których przez lata uzbierało się wiele i widać je gołym okiem. Zresztą to Jarosław Kaczyński zmusił nas niejako, by to robić, bo sam w 2011 roku uwierzył, że "przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt", więc wszyscy patrzyli, jak do tego dąży.
Jednak, mimo licznych podobieństw, taki dzień wciąż nie nadszedł. Dlaczego? Gdzie Jarosław Kaczyński mógł popełnić błąd? – można zapytać przewrotnie.
Tusk o różnicach Kaczyński–Orbán
Donald Tusk trafnie zauważył tę przyczynę, wskazał na różnice, o których mówi się mniej i zmusił do refleksji.
– Fidesz ma przewagi wynikające nie tylko z zawłaszczenia państwa przez lata władzy Orbána – praktycznie pełnego monopolu w mediach i oligarchizacji gospodarki – ale ma też przewagę wynikającą z bardzo sprawnego przywództwa – powiedział w wywiadzie dla "Polityki" analizując wygraną Fideszu w wyborach 3 kwietnia.
Stwierdził, że przewagi Fideszu nad PiS są podobne do przewag Orbána nad Kaczyńskim. – To jeden z powodów, dla których nie ma i będzie Budapesztu w Warszawie – podkreślił.
Lider PO wskazał, że zarówno Orbán, jak i Kaczyński "starają się stosować te same metody, jak korupcja, szantaż, inwigilacja, propaganda", ale pierwszy z nich używa ich w sposób "bardziej wyrafinowany", a ten drugi – "dość prostacki". Orbána nazwał "politycznym uwodzicielem", a Kaczyńskiego – "politycznym przemocowcem". – Autorytaryzm Orbana jest na serio, a ten pisowski raczej groteskowy – podsumował Donald Tusk.
Czytaj także: Tusk dosadnie podsumował różnice między Kaczyńskim a Orbánem. "Nie będzie Budapesztu w Warszawie"
Oczywiście jeden z nich ma większą władzę w swoim kraju, drugi mniejszą. Orbán jest premierem, jego partia ma większość konstytucyjną w parlamencie i od lat praktycznie może wszystko. Kaczyński jest wicepremierem, ma problemy z utrzymaniem koalicji i sondażami, które nie są już tak rekordowe dla PiS, jak kiedyś. O takich wynikach, jak Orbán, mógłby pewnie dziś tylko pomarzyć.
Ale inne różnice też widać wyraźnie.
Orbán rozgrywał Europę
Orbán przez lata rozgrywał sobie Europę, jak chciał i wodził ją za nos. Krytykowany za ustawę medialną, za łamanie demokracji, za inne swoje działania, które przyprawiały Brukselę o ból głowy, jednak potrafił ze wszystkimi rozmawiać. Lawirować tak, że sprawiał wrażenie, jakby wiele spraw uchodziło mu na sucho. Jedno mówił, drugie robił i zwodził wszystkich, tworząc pozory.
– Zazwyczaj wypowiada się głośno przeciwko decyzjom UE, choćby właśnie w przypadku Rosji. Ale jednocześnie głosuje za. Publicznie wypowiadał się przeciwko sankcjom wobec Rosji, ale zawsze głosował z większością – tak kiedyś opowiadał mi jeden z węgierskich politologów.
– Orbán zawsze podejmuje decyzje, mając w głowie to, co będzie dla niego najlepsze. To pragmatyk do bólu – słyszałam od węgierskich dziennikarzy.
A jednocześnie cały czas był czarnym koniem Europy.
– Orban to polityk cyniczny, skuteczny, ale ma cechę, której nie ma żaden z liderów politycznych w Polsce. Jest czarującym człowiekiem. Na salonach europejskich występuje, oszukuje te grona, uśmiecha się wtedy, kiedy uśmiechem trzeba pokryć niecne pomysły i doskonale mówi po angielsku. Ludzie z nim rozmawiają, bo wiedzą, że jest liderem – tak kilka lat temu w radiu TOK FM mówił o nim były prezydent Aleksander Kwaśniewski.
Jaki jest Kaczyński
Kaczyński był i jest zupełnie inny. – Uważam, że Jarosław Kaczyński jest groźniejszy niż Viktor Orbán. Orbán może być cyniczny, ale jest też pragmatykiem. Kaczyński z kolei chorobliwie dąży do tego, by uzyskać możliwie największą władzę – tak Donald Tusk ocenił już kilka lat temu.
I Kaczyński, i PiS, pohukiwał, krzyczał, kłócił się ze wszystkimi, a ubiegłoroczne wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego w PE już w ogóle było dla deputowanych szokiem.
– Ci, którzy twierdzili, że trzeba negocjować z polskim rządem i znaleźć kompromis, zostali wtedy odarci z jakichkolwiek złudzeń. To, co my wiemy w Polsce od dawna, oni tamtego dnia zobaczyli w Strasburgu. Byli w szoku, mówili, że nie ma z kim rozmawiać, że to jakaś katastrofa – opowiadał nam europoseł Krzysztof Hetman.
Tymczasem Orbán rozgrywał wszystko, jak chciał, nawet w sojuszu z Polską. Jak chciał, to głosował za Tuskiem w Radzie Europejskiej i nie zważał na PiS, jak chciał, opierał się UE razem z PiS, a jak chciał, to stanął po stronie Putina i pokazał, że nie dba i o UE, o Tuska, ani o partię Kaczyńskiego.
Przez lata pokazywał, że robi to, co akurat dyktuje mu jego własny interes i obchodzi go tylko on, nawet jeśli miałby postawić się całej UE. Patrząc strategicznie, od dawna zabezpieczał się na różnych frontach. Bratał się z PiS, ale jednocześnie tworzył sojusze na Bałkanach – z proputinowskimi politykami w Serbii i Bośni i Hercegowinie, nie wspominając o samym Putinie.
Nie zakopał się w Budapeszcie jak Jarosław Kaczyński w Warszawie, który rzadko wyjeżdża za granicę, rzadko bierze udział w międzynarodowych spotkań i rzadko zabiera głos w sprawach zagranicznych. A jeśli już, to zaraz wzbudza kontrowersje.
Dlatego jego wyjazd do Kijowa i słowa rzucone podczas tej wizyty, wywołały szok i międzynarodową burzę.
Tu można pytać, co Kaczyński i PiS zrobi bez Orbána w UE? Kto będzie jego sojusznikiem?
"Tam jest Budapeszt i prowincja"
Orbán zdołał też stworzyć sobie imperium z węgierskich wyborców poza granicami kraju. Budapeszt przeznaczył na ich wsparcie ogromne pieniądze. Trudno powiedzieć, czy Kaczyński aż tak zadbał o Polonię.
Jego partia nie zdołała też zdobyć największych miast w kraju. A Orban, poza Budapesztem, ma kontrolę praktycznie nad całym krajem.
– Tam jest Budapeszt i prowincja. Jeśli przejmie się kontrolę w Budapeszcie, to nie ma już żadnej przeciwwagi. W Polsce tak nie było, nie jest i nie będzie, bo u nas są centra niezależnego myślenia, które nie są pod kontrolą rządu, nie wszystkie instytucje są w rękach władzy wykonawczej. Tymczasem na Węgrzech pod kontrolą są wszystkie dziedziny życia, z czego my sobie nie zdajemy sprawy. Samorządy, uczelnie wyższe, media, wszystko. Bankowość też jest w rękach właściwych ludzi z punktu widzenia władzy – opowiadał naTemat prof. Bogdan Góralczyk z Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego, wielki znawca Węgier.
Tak było kilka lat temu i wciąż jeszcze w Polsce to się nie zmieniło.