Historyczna decyzja UE. Ale nie dla wszystkich państw będzie to dobry szczyt [RELACJA Z BRUKSELI]
- W Brukseli trwa szczyt UE
- Liderzy 27 państw podejmą "historyczną" decyzję o przyznaniu Ukrainie i Mołdawii statusu kraju – kandydata do członkostwa w UE
- Gruzja dostała zaledwie "perspektywę" kandydacką: jej rząd został uznany za zbyt prorosyjski
- Prawdopodobnie dawno przyznany status państwa-kandydata do członkostwa w UE zostanie odebrany Serbii za jej ścisłe związki z Rosją
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Rozpoczęło się spotkanie liderów UE z liderami państw Bałkanów Zachodnich. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, kto na nie przyjedzie. Sprawa jest skomplikowana, bo czasami się wydaje, że to Unii bardziej zależy na ich członkostwie niż im samym.
Problemem znowu jest Macedonia Północna. Tak, ta sama, która przez trzy niemal dekady upierała się, że będzie się nazywać „Macedonia”, choć to dość nierozsądne: Macedonia to region północnej Grecji, z pewnością nie Słowiańszczyzna.
Więc pozostałe kraje przystały na nazwę „Była Jugosłowiańska Republika Macedonii”, choć to było upokarzające. Kolejni liderzy ze Skopie protestowali, ale na nic to się nie zdało. Grecja nie chciała o takiej nazwie słyszeć.
Dopiero kilka lat temu Ateny i Skopie porozumiały się, że – już trudno – niech nazywają się „Macedonia Północna”, bo istotnie, część tego terytorium była pod panowaniem greckim.
Ale Macedonia Północna to kraj etnicznie niejednolity. Ma sporą mniejszość albańską (która wywoływała powstania, domagając się albo przyłączenia do Albanii, albo przynajmniej równych prac obywatelskich, co Słowianie) oraz mniejszość bułgarską.
I Bułgaria, członek UE, wetuje wszystkie rozmowy akcesyjne Macedonii Północnej. Domaga się uregulowania praw swojej mniejszości etnicznej, zaprzestania państwowej nagonki na osoby deklarujące narodowość bułgarską, prawa do oświaty w ojczystym języku itp. W 2017 r. dwa kraje podpisały porozumienie w tej sprawie, ale Macedonia Północna się zeń zupełnie nie wywiązuje, a po wecie w kwestii kandydatury do UE, wzmocniła jeszcze antybułgarską propagandę.
Co istotne, inne kraje aspirujące do statusu kandydata – Albania, Kosowo, Bośnia-Hercegowina, Czarnogóra – solidaryzują się z Macedonią Północną. Zagroziły, że zbojkotują szczyt z UE i do Brukseli nie przyjadą, jeśli Bułgaria swojego weta nie wycofa.
A Bułgaria nie wycofa, również dlatego, że kilkanaście godzin przed rozpoczęciem brukselskiego szczytu UE upadł w Sofii proeuropejski i antyputinowski rząd Kiryła Petkowa, więc rząd jest tylko p.o. i nie ma uprawnień do podejmowania decyzji o znaczeniu międzynarodowym.
Czytaj także: Orban ma pojawić się w Kijowie. Zełenski odbył z nim "owocną" rozmowę
W ostatniej chwili premier Albanii Edi Rama zdecydował się jednak uczestniczyć w szczycie, choć skrytykował zachodnich liderów za ich „niemoc” („impotence”). Za nim poszli inni i szczyt się odbył.
Fot. AP Photo/Olivier Matthys
Przełomu nie było, ale komunikat końcowy dla państw bałkańskich zabrzmiał optymistycznie: „przywódcy UE w pełni i jednoznacznie angażują się w perspektywę członkostwa Bałkanów Zachodnich w UE”.
O 15 rozpoczęło się formalne spotkanie przywódców krajów UE i pierwszym punktem było przyznanie statusu kandydata Ukrainie i Mołdawii. - To jak wyjść z mroku - powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, a także liderzy głównych państw Unii – sprzyjają tej kandydaturze, choć przez lata, od przełomu roku 2014, na temat członkostwa Ukrainy wyrażali się bardzo sceptycznie.
Że kraj za wielki, za biedny, za ludny, że struktury władzy są niedostosowane do standardów europejskich, a przede wszystkim, że korupcja jest ogromna, obezwładniająca, w związku z czym istnieje niemal pewność, że jakiekolwiek fundusze unijne, zamiast na potrzeby Ukraińców, zostaną rozkradzione przez skorumpowanych polityków i oligarchów.
Ale bohaterska walka Ukraińców z rosyjskim agresorem, ich krwią potwierdzony wybór Zachodu, a nie Wschodu, zupełnie zmieniły nastawienie liderów zamożnej części kontynentu. - 66% wszystkich "kryteriów kopenhaskich" Ukraina już spełniła i widzimy wyraźne postępy w staraniach o spełnienie kolejnych – powiedziała w przeddzień szczytu Ursula von der Leyen.
Kanclerz Niemiec Olof Scholz, mimo początkowych, dużych nieporozumień z rządem prezydenta Zełenskiego, który wręcz odmówił przyjęcia niemieckiego kanclerza, dziś należy już do najbardziej gorliwych zwolenników przyjęcia Ukrainy do grona krajów kandydujących. Najbardziej sceptyczny był prezydent Francji Emmanuel Macron, ale po dwóch wizytach w Kijowie i on zmienił zdanie i swoje obiekcje wycofał.
Czytaj także: 26-latek na czele skrajnej prawicy. Le Pen odchodzi ze stanowiska
A już wręcz wzruszająca była postawa Parlamentu Europejskiego, który ogromną większością opowiedział się za kandydatura Ukrainy.
Przeciwko głosowały garstki ekstremistów z lewa i prawa. No bo taka też jest dziś rzeczywistość europejska: tylko ekstremiści po przeciwnych krańcach spektrum politycznego są proputinowscy; reszta społeczeństw i ich przedstawicieli gorąco kibicuje Ukrainie. A ci ważniejsze, Ukrainie konkretnie pomaga.
Jeśli zaś chodzi o Mołdawię, to w wypowiedziach polityków powtarza się zwrot „kredyt zaufania”. To bodaj jeszcze bardziej odważna decyzja polityczna liderów UE niż w przypadku Ukrainy. Mołdawia przez długie lata była spenetrowana i zdominowana przez siły prorosyjskie. Niespełna dwa lata temu otrzymała mądrą, przyjazną twarz proeuropejskiej prezydent Mai Sandu. To nie oznacza, że prorosyjskie sympatie w społeczeństwie mołdawskim nagle zniknęły.
Ale wszyscy, co mądrzejsi liderzy unijni mają pełną świadomość faktu, że jeśli Ukraina i Mołdawia, a także Bałkany Zachodnie, nie dostaną konkretnej perspektywy unijnej, to dostaną się pod wpływy rosyjskie, a w przypadku Bałkanów – również tureckie i chińskie.
Europie bardziej opłaca się mieć nawet spore kłopoty z przystosowaniem krajów kandydackich do życia i działania we wspólnocie, niż oddać je w ręce wrogich mocarstw.
Albowiem – i to trzeba podkreślić z całą mocą – liderzy większości krajów europejskich, tych dużych i bogatych i tych małych i ubogich, wiedzą, że w pojedynkę żaden kraj nie może w dzisiejszych czasach przetrwać. Wojna w Ukrainie udowodniła to bardziej niż dobitnie. Ukraina przegapiła swój moment w latach 90. i pozostała poza sojuszami polityczno-wojskowymi. I padła ofiarą agresji. Gdyby nie pomoc NATO i Unii, już by jej nie było.
Ten sam los czeka wszystkie inne kraje, które pozostaną poza wielkimi blokami sojuszy polityczno-wojskowych.
W tym kontekście zupełnie innego wymiaru powinna nabrać polityka rządu polskiego, który wpędził nasz kraj w zupełną niemal izolację (tylko wśród liderów partii faszystowskich premier Morawiecki czuje się „wśród przyjaciół”) i doprowadził nasz kraj na skraj wykluczenia z Unii. Polska odosobniona, bez sojuszy, nielubiana i pogardzana – to przedsionek katastrofy narodowej.
Kolejnym ważkim tematem, jaki zostanie poruszony na unijnym szczycie, jest zasada jednomyślności i prawo weta. Coś, co wzbudza rosnącą irytację liderów i dojrzałych społeczeństw Europy.
Czytaj także: Ukraińcy wskazali ulubionych polityków. Wiadomo, jak wypadł Duda
Jak może niektórzy z Czytelników wiedzą, dwa lata temu, Komisja Europejska uruchomiła ogólnokontynentalne konsultacje na temat przyszłości Unii Europejskiej. Spośród milionów wypełnionych ankiet wyłoniono 49 kwestii najczęściej się w nich powtarzających, a dotyczących pożądanego kształtu przyszłej Unii Europejskiej.
Na pierwszym miejscu – to znaczy wskazany przez największą liczbę respondentów – wśród problemów, które należy jak najszybciej rozwiązać, znalazł się postulat zniesienia zasady jednomyślności i prawa do weta.
Pozostałe zgrupowano w 9 obszarach: zmiany klimatyczne, ochrona i odbudowa środowiska naturalnego; poprawa usług zdrowotnych; wzmocnienie gospodarek, sprawiedliwość społeczna i miejsca pracy; zwiększenie roli UE na świecie; rygor w przestrzeganiu unijnych wartości i prawa, praworządność, bezpieczeństwo wewnętrzne i międzynarodowe, transformacja cyfrowa, europejska demokracja, migracja, edukacja, kultura, młodzież i sport.
Ale kluczowa dla obywateli UE jest ta najważniejsza kwestia: większej efektywności działań Unii, skrócenie czasu podejmowania i wdrażania decyzji, jest dzisiaj, w obliczu zagrożenia militarnego, energetycznego i żywnościowego. To oznacza – zniesienie zasady jednomyślności i wykluczenie lub drastyczne ograniczenie prawa weta.
I znów tutaj należy z przykrością skonstatować, że obecny rząd polski wiosłuje pod prąd, kurczowo trzyma się zasady liberum veto, przerażony, że inne kraje mogłyby wymusić na nim przestrzegania naszych własnych, polskich praw, począwszy od konstytucji, ograniczyć zasięg kumoterstwa, a zwłaszcza skutecznie potępić skrajnie prawicowy, ideologiczny charakter jego poczynań.
Czyli, mówiąc po prostu, ten rząd prowadzi Polskę zupełnie inną drogą, tą, która prowadzi na Wschód, prosto w objęcia Putina.
Czytaj także: https://natemat.pl/406213,lewicka-nie-miejmy-zludzen-pis-nadal-kurczowo-trzyma-sie-nogawki-orbana