Leczenie dźwiękiem? Totalna biologia? Ezoteryczne "terapie" powinny być karalne
Moda na ezoterykę trwa już od dobrych kilku lat. Początkowo wydawało się, że jest raczej kwestią estetyki, bo i w nowym wcieleniu nie miała w sobie zbyt wiele z cepeliniarstwa India Shopów. Tandetne amulety zostały zastąpione przez eleganckie naszyjniki z półksiężycami, zaś designerskie podstawki na kadzidła i maty do jogi stały się stałym elementem wyposażenia.
Nagle okazało się, że być zodiakarą to żaden wstyd, zaś kalendarze księżycowe i moc kryształów to hobby nie tylko dość powszechne, ale i całkiem sympatyczne. Laicyzacja - laicyzacją, ale wciąż potrzebujemy mistyki.
Nie zrozummy się źle - wspaniale, że ludzie szukają własnej drogi do duchowości, będącej jedną z potrzeb psychologicznych. Jako osoba głęboko niewierząca widzę tylko jedną różnicę między okadzaniem ołtarza kadzidłem a paleniem szałwii w kątach pokoju - kadzidło kościelne pachnie znacznie lepiej. Tyle że bycie wielkomiejską basic witch niektórym wjechało za mocno.
Siostry wiedźmy
Nie trzeba było długo czekać, aż na kanwie eklektycznego tyglu makatek z mandalami, naszyjników z dłonią Fatimy, kart tarota i tybetańskich mis zaczną wyrastać co raz to nowe biznesy. Sklepy internetowe, studia jogi i medytacji, weekendowe wyjazdy z udziałem szamanów. W przeważającej części produkty i usługi skierowane były zaś do kobiet.
Być może czas w Polsce był na to szczególnie dobry - skutkiem ubocznym protestów sprzeciwiających się zaostrzeniu prawa aborcyjnego było m.in. wprowadzenie pojęcia "siostrzeństwo" do mainstreamu. Wiele kobiet po raz pierwszy poczuło, że tworzą wspólnotę.
Poza tym praktykowanie różnego rodzaju magicznych rytuałów wpisało się i w poczucie braku ukorzenienia kobiet w historii. Celebrowało zapomnianą historię zielarek i czarownic, które spłonęły na stosie. A że zazwyczaj w bardziej lub mniej zmyślonej wersji? Ważne, żeby się podobało.
Swoją cegiełkę do rozpowszechnienia ezo-klimatów dołożyły i celebrytki - i to z tych pierwszoligowych pod względem popularności. Jessika Mercedes opowiadała o numerologii i wprowadziła do sprzedaży koszulki z grafikami inspirowanymi poszczególnymi liczbami (na jej stronie można było nawet policzyć na specjalnym kalkulatorze, czy jest się numerologiczną dwójką czy może szóstką).
Julia Wieniawa pokazywała, jak "oczyszcza" pokój, w którym ćwiczy jogę okadzając go białą szałwią, zaś Natalia Siwiec recytowała na Instagramie polinezyjskie mantry i przebąkiwała coś o buddyzmie w wersji pop. Edytę Górniak pomińmy może milczeniem.
Niemal równo rok temu pisałam o kolejnym wcieleniu mody na ezoterykę, która przedostała się i do coachingu (znów: tylko dla kobiet). Żadna z przewodniczek duchowych (oferujących usługi coachingowe w mistycznym sosie) nie miała wykształcenia psychologicznego, ale wszystkie hojnie szafowały takimi słowami jak "profesjonalny" czy "certyfikowany".
Cechowała je za to olbrzymia łatwość składania obietnic i wygórowany cennik. Przykładowo półroczny program coachingowy z niejaką Mayą Ori (oferującą też "oczyszczanie energii seksualnej po byłych") kosztował 35 tys. euro - tyle samo co jakieś 1000 spotkań z psychoterapeutą w dużym mieście albo semestr nauki na Harvardzie.
Podobne przykłady z półświatka ezo-coachingu można mnożyć. I choć wskaźnik kuriozum szybko wychodzi tu poza skalę, większość usług jaśnie oświeconych pań była raczej śmieszna niż straszna.
Coaching z przyciągania miłości nikomu poza stanem konta raczej nie zaszkodził. A że nie pomógł? Kto bogatemu zabroni. Za brak hojnie obiecywanych efektów winę ponosi nie kto inny, jak wszechświat i/lub klientka. Nie była widać gotowa na zmianę lub też kosmos ma dla niej obecnie inny plan.
Jaka stacja, takie ekspertki
Kiedy lukratywne widać biznes basic witches zaczęły skręcać w niebezpieczne rewiry, trudno powiedzieć. Jednak obecność Tamary Gonzalez Perei w "Sprawie dla reportera" pokazuje, że ezoteryka pożeniona z psychologią wchodzi do mainstreamu.
I to bynajmniej nie jako niewinna moda. Występ byłej blogerki, która przedstawia się obecnie jako soul coach, specjalistka uzdrawiania dźwiękiem i zwolenniczka totalnej biologii zdaniem TVP był "eksperckim, interesującym dopełnieniem programu".
Przyjrzyjmy się więc eksperckości ekspertki. Już rok temu, gdy opisywałam ezo-coaching dla kobiet, zwróciłam uwagę i na działalność Tamary, która już wówczas sprzedawała uzdrawiające czaszki i przedstawiała się jako "dyplomowany soul coach". Nauczała wtedy między innymi jak "odblokować obfitość".
Radziła powtarzać 13 przykazań-afirmcji, a nawet spisać je i schować do portfela celem przyciągnięcia wspomnianej obfitości (czyli, mówiąc po ludzku - kasy). Oto niektóre z mądrości trenerki dusz: Jestem Królową Obfitości. Uwielbiam pieniądze i zawsze mam ich mnóstwo. Na wszystko mnie stać. Zasługuję, żeby żyć w obfitości i mieć mnóóóóóóóóóóstwo pieniędzy (pisownia oryginalna).
Totalna szajba
Jeszcze ciekawsza jest tzw. totalna biologia, o której wspomniała na antenie TVP Tamara. To pseudonauka zakladająca, że wszystkie schorzenia wynikają (zapnijcie pasy) z nieuświadomionych konfliktów emocjonalnych.
Na przykład: alergia zaczyna się od rozstania z bliską osobą, chore nerki są wynikiem problemów finansowych. Rak piersi jest spowodowany prawej przed odejściem partnera. Plot twist: tylko prawej, bo już nowotwór lewej to lęk przed pustym gniazdem.
Wisienka na torcie? Nasza soul coachka postanowiła na antenie uzdrowić dźwiękiem (konkretnie: grą na bębnie i śpiewo-wyciem) kobietę zmagającą się ze skutkami udaru mózgu. Odcinek zbliżył się do przebicia kultowego występu zespołu disco-polo Masters.
Bohaterką "Sprawy dla reportera" była wówczas kobieta, która po latach zdobyła się na odejście od przemocowego męża, który znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. Pod koniec programu wokalista zespołu Masters zaśpiewał zalewającej się łzami kobiecie piosenkę, której refren brzmiał "Żono moja, serce moje. Nie ma takich jak my dwoje (...)". Pani Jaworowicz bawiła się znakomicie.
Można powiedzieć, że Tamara Gonzalez Perea ośmieszyła się udziałem w "Sprawie dla reportera" i w niektórych bańkach informacyjnych rzeczywiście tak było. Tyle że jej występ miał szanse dotrzeć i do 2 milionów osób (w 2021 roku program oglądało średnio 1,5 miliona widzów). I z pewnością część z nich w uzdrawianie dźwiękiem uwierzyło.
Wierzący acz nieufni
Problem polega na tym, że Polska jest krajem, w których najmniej osób w całej Unii Europejskiej ufa badaniom naukowym. A jak się nie ufa badaniom, to się nie ufa i lekarzom. I być może to dlatego profilaktyka leży u nas i kwiczy (kolejki i stan NFZ też nie zachęcają).
Biologia totalna czy ezo-rytuały i gadżety przyciągają antyszczepionkowców, których w Polsce nie brakuje. Ale i inną grupę - osoby które uważają, że wizyta u psychologa czy psychiatry to wstyd.
Wizyta u ezo-coachki czy "uzdrowicielki" nie przeraża. Otrzymanie odpowiedzi z zewnątrz jest w końcu łatwiejsze niż praca nad sobą. Wiara jest dla wielu osób prostsza niż dojście do niekiedy bolesnej samoświadomość i przyznania, że rzeczywiście ma się problem.
Szczęście, miłość, pieniądze – tego żaden dobry psychoterapeuta swojemu pacjentowi obiecać nie może. Z prostej przyczyny - to nieetyczne. Tyle że mistyczne basic witches najwyraźniej mają gdzieś jakąkolwiek etykę.
Pytaniem pozostaje, dlaczego Polacy - naród ponoć katolicki - wierzą w gusła i spiski (vide antyszczepionkowcy). Jedna z teorii mówi o wadliwym systemie edukacji. Polska szkoła wciąż nie uczy krytycznego myślenia czy oceniania wiarygodności danego źródła. Zazwyczaj wymaga głównie nauki pamięciowej.
Po latach od zakończenia edukacji mało kto pamięta już prawa fizyki czy budowę komórki. W głowie kołaczą natomiast zasłyszane w szkole naukowe czy specjalistyczne terminy. Do tego mało który ekspert ma umiejętność prostego tłumaczenia zawiłych procesów i zależności, które dla niego są oczywiste. Tymczasem nikt nie lubi nie rozumieć. Brak zrozumienia to tak naprawdę wykluczenie ze społeczności.
I tu na scenę wchodzi pseudonauka i ezoteryczne bajdurzenia. Żadna z teorii (a przepraszam, teorie są tylko w nauce, tutaj mamy do czynienia z PRAWDĄ) parapsychologicznych czy pseudonaukowych nie jest szczególnie zawiła.
Nie ma tam wielu zmiennych, niejasności, nie ma białych plam w wiedzy, wahania. Jak w totalnej biologii - boli cię nerka, bo masz problem z finansami - voila. Tymczasem prawdziwych powodów może być dziesiątki, jeśli nie setki.
Pseudonauka i parapsychologia posługują się też wspomnianymi wcześniej specjalistycznym terminami, które wiele osób kojarzy ze szkoły, choć niekoniecznie do końca pamięta, co znaczą. Mimo to, fakt, że tego typu sformułowania się pojawiają, uwiarygadnia w oczach odbiorców głoszone prawidła. No bo przecież było coś o tym w szkole.
Czuję w kościach kodeks karny
Większość samozwańczych szamanek, uzdrowicielek i ezo-ekspertek mówi o swoim wieloletnim zainteresowaniu psychologią, czy tam wnętrzem i duszą człowieka. Dajmy na to, że interesowałabym się prawem - coś tam poczytałam, byłam na kilku wykładach, oglądałam pasjami seriale o prawnikach. Pewnego dnia poczułabym, że to moje powołanie i zaczęła "pomagać ludziom" jako prawniczka. Jak myślicie - jak szybko poszłabym do więzienia?
Tymczasem zawód psychoterapeuty wciąż nie doczekał się żadnych regulacji prawnych. O coachingu nie wspominając. Wielu ludzi nie orientuje się np., że absolwent psychologii nie staje się automatycznie psychoterapeutą.
Podobnie jest z nurtami psychoterapii - nie wszystkie są dla wszystkich, pomijając już, że skuteczność niektórych nie została jednoznacznie potwierdzona.
I na tym braku wiedzy żerują soul coachki i inni szarlatani - obiecują szybkie rozwiązania, a często kuszą też atrakcyjną formą (kobiece kręgi Tamary wyglądają całkiem zachęcająco - świece, stylowe wnętrza, wielkie poduchy).
Jasne, być może komuś dobrze zrobi pogadanie i pośpiewanie przez kilka godzin, czy tam palenie szałwi przy świecach - ot, takie tam mistyczne SPA. Ale mówienie o leczeniu, uzdrawianiu duszy czy obiecywanie miłości i obfitości (przypływu gotówki) to zwykłe oszustwo, które powinno być ścigane z urzędu za szkodliwość społeczną.
Ile osób w depresji zamiast do lekarza pójdzie na "warsztaty szczęścia"? Ile zamiast przeprowadzać regularnie badania kontrolne postawi na kryształową czaszkę. Etyczniejsze są już tarocistki i astrologowie - niczego nie obiecują, przedstawiają tylko jakiegoś rodzaju perspektywę, w którą można wierzyć lub nie.
Czytaj także: https://natemat.pl/391379,nie-ma-sprawy-dla-reportera-bez-elzbiety-jaworowicz-pierwszej-damy-tvp