"Konkurs na groźne miny" – reparacje niczym drugi Smoleńsk. Tak PiS sieje ferment, ale co zyskuje?

Katarzyna Zuchowicz
03 września 2022, 07:00 • 1 minuta czytania
Przez siedem lat nie sprowadzili do Polski wraku Tupolewa, choć wcześniej – "tylko" przez 5 lat – z tego powodu odsądzali PO od czci i wiary. Raport o katastrofie smoleńskiej też nie przyniósł nic. Nic nie dają ich boje o unijne środki z KPO. Za każdym razem PiS do granic możliwości rozdmuchuje w kraju swój bój o różne sprawy, ale skutków nie widać. Teraz doszły reparacje. Tak PiS rozgrywa swoją grę z własnym elektoratem.
Czy temat reparacji podzieli los katastrofy smoleńskiej? PiS rządzi od 2015 roku, ale mimo szumnych zapowiedzi, nie udało im się nic zdziałać. Fot. Wojciech Olkusnik/East News

Poseł Arkadiusz Mularczyk zaprezentował raport o stratach Polski podczas II wojny światowej, ale na tym jego rola najwyraźniej się skończyła. – Dalsze działania o charakterze dyplomatycznym, czy politycznym, to już decyzje należące do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego – usłyszeliśmy,


Jakieś ustalenia muszą już jednak być, bo sam Kaczyński przyznał: – Nie tylko przygotowaliśmy raport, ale podjęliśmy decyzję o dalszych działaniach.

Wiadomo, że rząd oficjalnie ma zwrócić się do Berlina w sprawie podjęcia rokowań. Że chodzi o 6 bilionów 200 miliardów złotych. Co jeszcze? – Chodzi o to, by w długim i trudnym procesie uzyskać odszkodowania za to wszystko, co Niemcy uczyniły Polsce w latach 1939-1945. Taki jest nasz cel – przemawiał podczas konferencji prasowej Kaczyński.

Reparacje jak katastrofa smoleńska

Bez względu na oceny, czy Polska powinna ubiegać się o reparacje od Niemiec, czy nie, i bez względu na to, co na ten temat mówi historia, opozycja i część ekspertów widzą ten cel inaczej. Podobnie jak zwykli ludzie, którzy nie są wyborcami PiS.

W mediach społecznościowych internauci lawinowo wytykają, że PiS bił się ws. katastrofy smoleńskiej tak, że nic nie wskórał. Że nie potrafił ściągnąć do Polski ani wraku tupolewa, ani teraz środków z KPO. Choć potrafił głośno krzyczeć, uderzając i w UE, i w Rosję, że pohukiwał, grzmiał i groził, ale bez efektów. Tych namacalnych, bo część jego wyborców na pewno tym krzykiem była zachwycona.

"Pieniędzy z UE załatwić nie potrafią (bo Ziobro), tu i teraz, to zabrali się solidnie za skłócanie nas z Niemcami", "Nie potrafią odzyskać pieniędzy od handlarza respiratorami", Nie potrafią odzyskać wraku", "Oni potrzebują wroga zewnętrznego. Bez tego nie potrafią istnieć", "Reparacje to identyczna gra, jak katastrofa smoleńska" – to tylko kilka z komentarzy.

Można jeszcze trafić na przypomnienia o CPK, stępce, autach elektrycznych, mieszkaniach+, nawet o PKS-reaktywacji. O wszystkim, co rząd szumnie zapowiadał, i co nie wyszło.

I opinie, że w pewnych kwestiach PiS jest tylko "mocny w gębie".

– To określenie pasuje, ale tylko, jeśli chodzi o wymiar krajowy. Przed lustrem w kraju, w krajowej telewizji faktycznie, mamy prężenie muskułów i napinanie bicepsów, konkurs na groźne miny, ale już poza granicami kraju rząd wykonuje wszystko, o co jest proszony. Jak tylko przekraczają granicę na Odrze i Nysie, już leżą plackiem. To jest modus operandi ich działania – komentuje w rozmowie z naTemat dr hab. Jacek Zaleśny, politolog z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW.

Po co teraz PiS walka o reparacje?

Przypomnijmy, partia rządząca mówi o reparacjach od 2017 roku. Przyspieszenie w tej kwestii nastąpiło niedawno. W jakim celu?

– Motyw reparacji ma wiele funkcji. Rzeczywiście, szkoda wielkich rozmiarów została przez Niemcy wyrządzona Polakom i nie została naprawiona, więc temat jest i jest on istotny. Oprócz tego, do dzisiaj w tysiącach niemieckich domów czy muzeów znajdują się skradzione Polakom rzeczy i Niemcy nie poczuwają się do oddania tego, co nie jest ich własnością. Natomiast sam motyw reparacji jest dla rządu sprawą drugorzędną – uważa politolog.

– Sekwencja zdarzeń – czyli, że mimo upływu lat rząd, który dziś tak głośno mówi o tej kwestii, niewiele wcześniej zrobił – oraz fakt, że nie ma pogłębionego planu działania w tej sprawie, agendy działania dyplomatycznego, prawnego, dochodzenia słusznych roszczeń wskazuje, że raczej mamy tu do czynienia z płaszczyzną stricte partyjną i polityczną – dodaje.

Kontekst zdarzenia – jak podkreśla nasz rozmówca – wskazuje, że dominują kalkulacje bieżące, polityczne, związane z problemami, które rząd zafundował Polakom i kampanią wyborczą: – Dziś jest to funkcja podstawowa – w sytuacji, gdy polityką likwidacji polskich kopalń, polskiego przemysłu energetycznego i uzależniania się od importu od Niemiec rosyjskiego gazu, rząd doprowadził do koszmarnej tragedii w zakresie cen gazu i prądu czy braku węgla w Polsce, która ma zasoby węgla jedne z największych na świecie. 

Wymienia, że dzisiaj polscy przedsiębiorcy płacą za prąd ponad 30 razy więcej niż 2 lata temu. Że w styczniu 2019 roku tona węgla energetycznego kosztowała ok. 250 zł – dzisiaj jest to wielokrotność tej ceny itp. itd. – Efekt nieudolności rządu już bezpośrednio godzi w podstawy egzystencji polskich rodzin – mówi.

Do tego dochodzi nierozsądna polityka pieniężna. Od 2020 roku NBP wyprodukował ponad 140 mld zł tak, jakby dobrobyt brał się nie z pracy, ale z produkcji pieniędzy i na efekt tej działalności nie trzeba było długo czekać. Ufundowano Polakom największą od 25 lat inflację, która zżera oszczędności życia Polaków, które przez lata udało się skumulować, aby w jesieni życia starczyło na opłacenie rachunków. Ta kosmiczna skala problemów sprawia, że rząd szuka tematów zastępczych dr hab. Jacek Zaleśnypolitolog

A temat reparacji – jak dodaje – jest akurat dla PiS wygodny, bo niewiele kosztuje i nie rodzi ryzyka, jeśli chodzi o poparcie społeczne dla partii rządzącej.

Politolog UW podkreśla też, że sprawa reparacji, aby mogła doprowadzić do naprawienia przez Niemców wyrządzonej szkody, nie może być realizowana w ramach bieżącej aktywności politycznej: – To uniemożliwia realizację tego zadania. Fakt, że w tym zakresie rząd postępuje dokładnie odwrotnie, czyli wpisuje temat reparacji w kwestie bieżące partyjne i polityczne, sprawia, że motyw reparacji nie jest dla niego kluczowy. Kluczowy jest zaś motyw poparcia społecznego w ramach dziejących się zdarzeń wyborczych.

To samo mówił w czwartek w Rumi Donald Tusk. – Nie chodzi o żadne reparacje wojenne od Niemiec, tu chodzi o kampanię polityczną w Polsce; PiS chce na antyniemieckiej narracji odbudować poparcie – powiedział.

Nawet prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz skomentował, że "z tych reperacji nic nie będzie". I że Jarosław Kaczyński w polityce wewnętrznej osiągnął zamierzony cel:

– Wiodąca jest płaszczyzna krajowa, propagandowa. Na te działania rzeczywiście są ukierunkowane, a nie na uporządkowanie kluczowych zaniedbań w relacjach niemiecko-polskich. Motyw reparacji jest używany w innym celu. Do czegoś, co nie przyniesie właściwego efektu w postaci rozwiązania problemu. Tutaj motyw smoleński jest bardzo podobny – zauważa nasz rozmówca.

Jak PiS walczył o wrak tupolewa

Wszyscy pamiętamy, jak kluczowa dla Kaczyńskiego i PiS była prawda o katastrofie smoleńskiej i sprowadzenie wraku tupolewa do Polski.

Pamiętacie, jak PiS czekał, by dojść do władzy i ruszyć ze wszystkim, czego według nich nie potrafiła zrobić PO? Przypomnijmy kilka deklaracji.

– Tak jak większość Polaków, nie wiem, co wydarzyło się w Smoleńsku. Nasze państwo nie zrobiło nic, by to wyjaśnić. Jeśli dojdziemy do władzy, zrobimy wszystko, by powołać międzynarodową komisję i sprowadzić wrak tupolewa do Polski – zapowiadała w 2015 roku Beata Szydło.

Andrzej Duda w czasie kampanii prezydenckiej 2015: – Sprowadzenie wraku samolotu zależy od starań polskiej dyplomacji.

– Jeżeli Rosja nadal nie będzie chciała współpracować, skierujemy sprawę do gremiów międzynarodowych, będziemy ją umiędzynaradawiać. Będziemy skarżyć śledztwo, że jest przewlekłe, będziemy skarżyć do trybunałów rozjemczych sprawy o zwrot polskiego mienia – grzmiał Witold Waszczykowski.

Do dziś wokół wraku tupolewa panuje cisza.

W 2017 roku rząd PiS wynajął nawet byłego głównego prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego, Luisa Moreno-Ocampo, aby pomógł go sprowadzić do Polski. Ale rok później, na zapytanie OKO.press ws. efektów jego prac MON odpowiedział, że to informacje niejawne.

Motyw smoleński i nieudolność rządu

Prace komisji smoleńskiej też nie przyniosły przełomu. Rewelacje Antoniego Macierewicza do kwietnia tego roku kosztowały nas ponad 22 mln zł i nie było w nich nic, co by postawiło ekspertów na równe nogi. A potem, między kwietniem a lipcem tego roku, koszt wyniósł jeszcze 541 tys. zł.

Cały czas za to podkręcano napięcie i emocje. Przy okazji publikacji ostatniego raportu Jarosław Kaczyński wręcz stwierdził, że nie ma wątpliwości, że to był zamach, a decyzja musiała zapaść na szczycie Kremla.

– Motyw smoleński rzeczywiście pokazuje podobny modus operandi działania rządu, jeśli chodzi o negatywne konsekwencje i nieudolność. To jest inna skala i inny obszar działania, jeśli chodzi o zagadnienia prawne. Natomiast ta nieudolność jest bardzo podobna, bo mimo upływu lat, jeśli chodzi o ustalenie przebiegu katastrofy, niewiele się zmieniło wobec tego, co wiemy od roku 2010. A co więcej, wskutek działań prowadzonych przez tzw. komisję smoleńską doszło do pogłębienia skali dezinformacji – komentuje dr Jacek Zaleśny.

Wiedza, którą mieliśmy w 2010 roku, była ograniczona co do ustaleń stanu faktycznego, ale zarazem była bardziej pewna wobec tej, którą dysponujemy dzisiaj, w kontekście klasycznego działania dezinformacyjnego w postaci lawiny niezweryfikowanych hipotez, przedstawianych jako stwierdzenia.Jacek Zaleśnypolitolog

Nasz rozmówca zwraca też uwagę na jeszcze jedną rzecz.

– Komisja ds. badania katastrofy smoleńskiej w znacznej mierze była użyta do całkiem innych działań. Z jednej strony był element propagandowy, ale pamiętamy też motyw Caracali i zablokowanie przetargu na zakup francuskich helikopterów. Jak przyznał Wacław Berczyński - przewodniczący tzw. podkomisji smoleńskiej, a wcześniej pracujący dla amerykańskiego przemysłu lotniczego – udało mu się to zadanie wykonać, jak to ujął: "uwalić" już wynegocjowany kontrakt na francuskie Caracale. To pokazuje, że wejście do komisji Macierewicza mogło być pretekstem do innych działań, w zakresie przetargu dla wojska. Nie da się wykluczyć, że zablokowanie francuskiego kontraktu dla wojska i danie wielomiliardowego zlecenia Amerykanom, jest głównym efektem działalności tej komisji – mówi.

Przypomina, co się stało potem: – Po wykonaniu zadania, ten członek komisji posła Macierewicza, nie niepokojony przez nikogo, opuścił terytorium RP i udał się w kierunku z góry upatrzonym, a kontrakt na helikoptery dostali Amerykanie. Ale, żeby Francuzom nie było smutno, że nie mogą dostarczyć śmigłowców, rząd dał im ok. 80 mln zł. W ten sposób i Amerykanie zarabiają i Francuzom nie stała się krzywda.

W każdym razie sprawy związane z katastrofą smoleńską stanęły. Tak jak stoją dziś sprawy wypłaty środków unijnych, a politycy Zjednoczonej Prawicy ciągle grzmią, że te miliony należą się Polsce, że UE łamie zasady, dyskryminuje nasz kraj. Żadne pokrzykiwania w jednej, czy drugiej sprawie, nie przyniosły efektów.

Póki co nikogo poza Polską to nie rusza. Czy tak samo będzie z reparacjami? Bo na razie – podobnie jak w przypadku katastrofy smoleńskiej – nie słychać też o skargach do żadnych trybunałów lub innych organizacji międzynarodowych.

– Jeśli patrzymy na sekwencję działań wykonywanych przez rząd, to odnoszą się one głównie do sfery propagandowej, krajowej. W przestrzeni międzynarodowej, dyplomatycznej, żadne czynności prawne nie zostały wykonane, żadna nota dyplomatyczna nie została przedstawiona partnerowi niemieckiemu. W tej sprawie nic się nie dzieje czy na forum UE, czy ONZ, czy jeśli chodzi o współpracę z Grecją, której Niemcy też zalegają z naprawieniem wyrządzonej szkody – podsumowuje politolog.