"Tak. O mój Boże…". Pracownice ambasady Rosji w Warszawie nabrane przez dziennikarza

Natalia Kamińska
24 września 2022, 21:46 • 1 minuta czytania
Pochodzący z Ukrainy dziennikarz Biełsatu Dmytro Prokopenko nabrał urzędniczki ambasady Rosji w Polsce. Podając się za 18-letniego chłopaka, chciał dowiedzieć się, czy może głosować z pseudoreferendach w Ukrainie i zaciągnąć się do armii Rosji.
Ambasada Rosji w Warszawie. Fot. Bartosz KRUPA/East News

W tym celu dziennikarz Dmytro Prokopenko podał się za 18-latka Dmitrija, którego matka wywiozła z Chersonia do Polski. Najpierw pytał, jak mógłby zagłosować we wspomnianych referendach. Kraje Zachodu, w tym oczywiście UE i USA zapowiedziały, że nie uznają ich wyników.

Dziennikarz nabrał pracownice ambasady Rosji w Warszawie

– Nie, niestety u nas tu nie można głosować - odpowiedziała kobieta. – Nie można? A co mógłbym w takim razie zrobić? - odparł na to dziennikarz. - No… nic - usłyszał w odpowiedzi. Kobieta dodała, że można głosować tylko na miejscu, czyli na terenach obwodów chersońskiego, zaporoskiego oraz tzw. republik ludowych ługańskiej i donieckiej.

Urzędniczka ambasady chciała też wiedzieć, kiedy mężczyzna wyjechał z Chersonia. – Wyjechaliśmy, gdy przyszli wyzwalać Chersoń. Wtedy matka mnie wywiozła tu, a mój ojciec pojechał do Ługańska, żeby walczyć o wyzwolenie od nazistów – powiedział jej dziennikarz.

Nawet urzędniczki były zdziwione, że chłopak chce jechać do Ługańska

– Rozumiem, rozumiem. O mój Boże. Chwilkę, proszę zaczekać – odparła niemalże szeptem i przełączyła go do swojej koleżanki z ambasady. Ta radziła mu, aby pojechał do Rosji, ale nie była w stanie wyjaśnić, jak miałby dotrzeć stamtąd do Ługańska.

– No dobrze. Po prostu jestem z Chersonia, a ojciec tam wstąpił do wojska w Ługańsku – powtórzy znów swoją rodzinną "historię" Prokopenko. – Rozumiem, ale może nie warto, żeby pan tam teraz jechał? – zapytała wtedy dość zaskoczona kobieta.

– Niedawno skończyłem 18 lat i chciałbym pójść do wojska – odparł Ukrainiec. –  Tak. O mój Boże… Może najpierw niech pan pojedzie do Rosji. Niech pan jakoś stąd się wydostanie, a już potem będzie pan myślał – podsumowała zatem urzędniczka.

Putin ogłosił częściową mobilizację w Rosji

Przypomnijmy, o co chodzi z mobilizacją. Otóż Władimir Putin wygłosił w środę kolejne orędzie. Stwierdził w nim, że "większość ludzi na terenach okupowanych nie chce być pod jarzmem neonazistów" (tak dyktator nazywa Ukraińców). – Nie możemy ich porzucić, mocno ich wspieramy. Naszym celem jest wyzwolenie Donbasu – podkreślił. Dodał także, że Zachód usiłował "zmienić Ukraińców w mięso armatnie".

Rosyjski dyktator poinformował jednocześnie, że 21 września w Rosji ruszy częściowa mobilizacja. – Podpisałem już dekret – oznajmił. Jak przekonywał, "Zachód przekroczył wszelkie granice w swojej agresji wobec Rosji".

Tak też się stało. Mobilizacja nie idzie jednak tak, jak chce Moskwa. Towarzyszą jej liczne protesty oraz ucieczki za granicę. W mediach społecznościowych można zobaczyć także liczne nagrania, jak przymuszeni do wstąpienia do armii "nowi żołnierze" od razu się upijają oraz biją między sobą. Ruch Putina był zapewne spowodowany tym, że rosyjskie wojsko poniosło już bardzo duże straty w Ukrainie.