Ekonomiczny odlot Kaczyńskiego. Tak uspokaja Polaków przed inflacją i drogim węglem

Adam Nowiński
02 października 2022, 08:23 • 1 minuta czytania
Jarosław Kaczyński podczas spotkania ze zwolennikami swojej partii w Koszalinie podjął sporo tematów. Między innymi uspokajał mieszkańców ws. cen węgla i szalejącej inflacji. I o ile nie można zaprzeczyć, że Kaczyński zna się np. na zarządzaniu partią, to jeśli chodzi o ekonomię, zdaje się, że nie wie, co mówi.
Tak Kaczyński uspokaja przed inflacją. Fot. Krzysztof Kaniewski/REPORTER/East News

Jarosław Kaczyński w weekend udał się do województwa zachodniopomorskiego. Jednym z miast, które odwiedził w sobotę, był Koszalin. Jednym z tematów, który poruszył była szalejąca inflacja. Według prezesa Prawa i Sprawiedliwości zarobki Polaków rosną w tak dużym tempie, że doganiają tempo utraty wartości pieniądza. – Obecnie wzrost płac jest na równi z inflacją. Na różne sposoby - poprzez obniżanie podatków oraz wsparcie walczymy o dobro Polaków – mówił w Koszalinie Kaczyński.

Oczywiście prezes PiS posługiwał się wartościami uśrednionymi, bo nie wszystkim rosną pobory. W wielu branżach podwyżek nie było od dawna. Każdy za to odczuwa skutki inflacji.

Ponadto albo nie sprawdził danych, albo po prostu nie wie, o czym mówi. Wskaźnik inflacji wynosi obecnie, według szacunków GUS, 17,2 proc. Z kolei według najnowszych danych przeciętne wynagrodzenia w gospodarce narodowej w pierwszym półroczu 2022 r. wzrosło średnio - rok do roku - o 10,8 proc.

Czytaj także: Powstała rządowa porównywarka cen węgla. Sprawdź, gdzie kupisz go najtaniej

Kaczyński o węglu

Podobne tezy Kaczyński snuł na temat węgla. – Tylko o jedno chciałem zaapelować, żeby państwo nie popadali, ci, którzy nie mają jeszcze zgromadzonego węgla czy jakiegoś innego paliwa, w taki stan zdenerwowania. Bo jeżeli nawet w tej chwili nie będzie można go kupić, wszystkiego, co jest potrzebne aż do końca tego sezonu grzewczego, to na pewno w trakcie kolejnych miesięcy będzie można to dokupić – stwierdził prezes PiS.

– Nie będzie takiej sytuacji, żeby ktoś marzł dlatego, że nie ma. Będą dopłaty, spadnie cena węgla wyraźnie, sądzimy, że wraz z tym spadną także inne ceny. Damy sobie państwo radę – zapewnił.

Zapomniał dodać, że gdyby rząd na czas zapewnił wystarczający zapas węgla dla Polaków, to jego ceny nie osiągnęłyby tak astronomicznych kwot. Być może doraźne dopłaty spowodują jakąś ich obniżkę, ale zdecydowanie bardziej pomogłoby zwiększenie ilości tego surowca na rynku. A na to się nie zapowiada.

– Zachęcamy i apelujemy, żeby dokonywać autoreglamentacji zakupów, bo o ile wiemy, że po jednej czy półtorej tony dla każdego potrzebującego na najbliższe parę miesięcy będzie, o tyle dzisiaj, jak ktoś chce zakupić wystarczającą ilość węgla na surową zimę do kwietnia, to dziś tego odsianego węgla jeszcze tyle nie mamy – stwierdził Mateusz Morawiecki podczas posiedzenia Rady ds. Środowiska, Energii i Zasobów Naturalnych Narodowej Rady Rozwoju. Rzecznik rządu Piotr Müller już w czerwcu odradzał Polakom kupowanie węgla na zapas. Przekonywał obywateli, że zaopatrywanie się na zimę nie ma sensu, bo ceny węgla spadną jeszcze w czerwcu. Tak się oczywiście nie stało. Rząd Mateusza Morawieckiego już od marca wiedział, że z powodu wojny w Ukrainie w Polsce zabraknie węgla, ale dopiero w maju podjął decyzję o utworzeniu przez Rządową Agencję Rezerw Strategicznych rezerwy strategicznej tego surowca. Jak informuje Radio Zet, RARS miała otrzymać na ten cel aż trzy miliardy złotych.

Według informacji dziennikarza tej rozgłośni, Mariusza Gierszewskiego, do tej pory do żadnego z polskich portów nie dotarła ani jedna z 600 tys. ton węgla energetycznego, który planowała zaimportować Agencja. Na odbywających się co tydzień spotkaniach rządowego sztabu węglowego przedstawiciele Kancelarii Premiera mają tłumaczyć, że opóźnienia wynikają z winy portów.

Według dziennikarza kwestia rezerwy węglowej jest elementem wojny toczącej się wewnątrz rządu pomiędzy premierem Mateuszem Morawieckim a wicepremierem Jackiem Sasinem.